[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie było ani chwili do stracenia!- Nie można czekać! Trzeba natychmiast zawiezć ją doszpitala.Laura podniosła głos w nieopanowany sposób.To nie taknależało się do tego zabrać.%7łeby ich przekonać, powinna byćspokojna, zamyślona, również władcza, ale na pewno nierozhisteryzowana i zszokowana.A przecież właśnie toprzeżywała, uległa uczuciu bliskiemu paniki.Jaki jeszczedramat rozegra się na jej oczach? Była przeklęta, wszędzie,dokąd się udała, choroby i śmierć atakowały jej pacjentów,okrutne, bezlitosne, depcząc ją samą i wiedzę, jaką zdobyła zacenę ogromnego wysiłku, jej pragnienie ratowania życialudzkiego, wolę wyleczenia za wszelką cenę.Była przeklęta!Benoit nadal mówił, bez nerwów, jak rozsądny człowiek,który próbuje uspokoić osobę o zachwianej równowadzepsychicznej. - Mathilde ma zwyczajny nieżyt żołądka i jelit.Takpowiedział mi doktor Will.Jest lekarzem, dobrze wie, comówi.Nie ma się czego bać, ją po prostu boli brzuch i dlategowymiotuje.To banalne u dzieci.- Ja również jestem lekarzem.Laura odetchnęła głęboko.Potwierdzając to, co usiłowałaodrzucić w ostatnich dniach, cofała się i w ten sposóbwychodziła z impasu.Za wszelką cenę powinna odzyskaćkontrolę nad sytuacją.Mathilde musi pójść do szpitala,Mathilde musi wyzdrowieć, a ona, Laura, wcale nie jestprzeklęta!- Mathilde ma ostre zapalenie wyrostka robaczkowego.Prawdopodobnie doszło już do perforacji, a to oznaczapoczątek zapalenia otrzewnej.Jeżeli nie zawieziesz jejnatychmiast do najbliższego szpitala, to ja to zrobię.Benoit zbladł.Laura wygrała.- Naprawdę musi jechać do szpitala? Moja noga tam niepostała od śmierci jej matki.Zapadła cisza.Benoit wszedł do pokoju swojej córki.Pokilku chwilach wyszedł, ostrożnie trzymając na rękachowiniętą w koc dziewczynkę.Wytarta łapa jakiegoś pluszakawystawała spod koca.- Jadę tam - rzekł po prostu Benoit, nie podnosząc oczu.- Pojadę z tobą - odparła Sophie pośpiesznie.- Będęgotowa za minutę.Już rozwiązywała pasek peniuaru, biegnąc do ich pokojupo ubranie.- Nie! - zawołał stanowczo jej mąż.Ton wskazywał, żedalsza dyskusja nie ma sensu.- Jadę tam sam.To moja córka.Sophie znieruchomiała.Wyglądała jak woda zamrożona wjednej chwili w bryłę lodu, jak lawa, która błyskawiczniezastygła.Nie odwróciła się do męża ani na niego nie spojrzała. - W twoim stanie lepiej zrobisz, zostając w domu, abywypocząć - dodał Benoit łagodniejszym tonem, żebystonować wrażenie, jakie wywarły jego twarde słowa.-Zadzwonię do ciebie, kiedy tylko dowiem się czegoś więcej.Sophie nie odpowiedziała, zaciskając mocniej do połowyrozwiązany pasek.Samochód odjechał z rykiem silnika, ślizgając się trochęna żwirze, którym wysypany był dziedziniec.Stojąc na schodkach, ta, która zobowiązała się podprzysięgą, że będzie małżonką Benoit oraz drugą matkąMathilde, zalała się łzami.Laura patrzyła prosto przed siebie, na nocny mrok i cienietańczące na wietrze.Kilka kropli deszczu przyniesionychprzez gwałtowny, kapryśny podmuch wiatru, zmoczyło jejpoliczki.Nie, tym razem nie będzie płakać.Mathildewyzdrowieje.Mathilde musi wyzdrowieć. 10Obie kobiety siedziały naprzeciw siebie po obu stronachwielkiego dębowego stołu, który królował na środku kuchni.Salon był zbyt niegościnny, gdyż popioły wczorajszego ogniazalegały na kominku, odór zimnego dymu buchał z zasłon ifoteli, a na niskim stole pozostały ślady filiżanek.Sophie, podtrzymując głowę rękami, od czasu do czasupociągała nosem.Jej łzy już przestały spadać na ceratę, ale nieporuszyła się ani nic nie powiedziała.Laura siedziałanaprzeciw niej, rozparta na krześle, wpatrując się, lecz go niewidząc, w ozdobiony sztukaterią sufit.Na środku stołu wśród stosu zgniecionych papierowychchusteczek do nosa stał telefon.Ze swym zaokrąglonym iniewyszukanym kształtem, w stylu awangardy, zdawał się niepasować do staroświeckiej kuchni.Obie przyjaciółki starałysię nie patrzeć na siebie.Miały wrażenie, że milczący telefonw jakiś sposób drwi z nich.Jakie wiadomości im przekaże?W kuchni słychać jeszcze było tykanie starego zegara zwahadłem - który mielił czas, obojętny na cierpienia ludzi,nieznośny z powodu swej stałości i niezmienności - wyciewiatru, który obracał małą łopatkę wentylatora w oknie,skrzypienie drewna w wejściowych schodach, zaskakujące,zawsze nieoczekiwane.To skrzypienie brzmiało jak grozba.Ciemna, bezksiężycowa noc otaczała dom.Tego wieczoruani jeden promień księżyca nie mógł prześlizgnąć się poprzezszpary w okiennicach, ani jedna gwiazda nie oświetlała nieba,nawet światła samochodu oświetlające przez chwilę kamiennąfasadę domu na zakręcie wyjazdu z wioski.Czerń dominowałana zewnątrz, jak i wewnątrz domu, ciemna jak barwa żałoby,która przytłaczała serca, zwiększała w nich cierpienia.- Dlaczego nie chciał, żebym pojechała?Laura nie znała odpowiedzi na to pytanie.Co miałaby dopowiedzenia? Dlaczego Benoit nie zgodził się, żeby Sophie mu towarzyszyła? Milczała, czując się niemal winna, gdyż nieznalazła odpowiednich słów.Wtedy jej przyjaciółka zaczęłamówić, nie ruszając się ani nie podnosząc głowy.Znalazła sięw takim stadium rozpaczy, gdy trzeba ją jakoś wyrazić, albosię poranić.Musiała uwolnić się od brzemienia, które jąprzygniatało.Laura wstrzymywała oddech, ledwie mając odwagęodetchnąć z obawy, aby nie powstrzymać porywu szczerościprzyjaciółki.Nie znała kobiety, która stała przed nią.Kobietywesołej, uśmiechniętej, uprzejmej.Ale były to tylkowrażenia i pozory.Skupiona na własnym cierpieniu,oszołomiona swymi problemami, Laura prawie zapomniała, żenie miała monopolu na te bolesne uczucia.Podczas gdy onaprzelewała łzy nad samą sobą, życie trwało dalej, inni teżcierpieli.- Czy ci już opowiedziałam, jak spotkałam Benoit?Sophie roześmiała się cicho, dziwnie.Było to coś wrodzaju szyderczego śmiechu bez najmniejszego śladuniepokojącej wesołości, i ciągnęła:- Nie sądzę.Nie jest to coś, co lubi się opowiadać.Prawdę mówiąc, nie jest to urzekająca historia.Po razpierwszy zobaczyłam Benoit na wydziale.Chodziliśmy na tesame wykłady.Kręcił wówczas z Melodie, która miała zostaćjego żoną, mamą Mathilde.Bardzo szybko wszyscy trojestaliśmy się przyjaciółmi.Patrząc na to z pewnego dystansu,mówię sobie, że już wtedy darzyłam go miłością, ale niezdawałam sobie z tego sprawy.W każdym razie nigdy niewidziałam dwóch osób, które tak bardzo się kochały.Pobralisię zaraz po egzaminie dyplomowym.Melodie była dziewczyną pełną życia, bardzo aktywną,zawsze roześmianą.Nikt nie mógł nie ulec jej wdziękowi.Stała się moją najlepszą przyjaciółką.Pomogłam jejdoprowadzić ich dom do porządku, ten dom.Razem spędzaliśmy weekendy na tapetowaniu i malowaniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl