[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.407RSPuścił jej dłoń, chwycił ją za ramiona i przyciągnął bliżej, nieprzestając wpatrywać się w oczy.- Niczego nie zrozumiałaś.Zmarszczyła brwi.-Właśnie ci powiedziałam: rozumiem doskonale.- To, co powiedziałaś, świadczy, że umknęło twojej uwadze, iż.Zamilkł i zmrużył z namysłem oczy.-.a może postanowiłaś raczej to zignorować? Teraz ona teżwpatrywała się w niego zmrużonymi oczami.- Co? Co takiego zignorowałam?- To - odparł, a potem przyciągnął ją do siebie i pocałował.Przemknęło jej przez myśl, że akurat o tym wie wszystko.Wie,co to żądza, potrzeba, tęsknota.Wie wszystko o namiętności, którazapłonie, rozszaleje się i pochłonie ich oboje.Chwilę pózniej żar, tęsknota, pragnienie oraz idące ich ślademnamiętność i pożądanie pochwyciły ją, wypierając wszelką myśl.Zastępując ją namiętnością.A za namiętnością, jak zdążyła się już przekonać, nadchodziłouczucie.To zaś rosło i potężniało z każdym ich spotkaniem.Nie mogłajuż mu zaprzeczyć ani go ignorować.Chwyciło ją, pojmało, poprowadziło, by opadła bezwolnie najego pierś i poddała się, by ulegała i brała, odrzuciła powściągliwość ipo prostu kochała.Fizycznie - tak, teraz rozumiała już, dlaczego aktnazywa się stosunkiem miłosnym - ale nie tylko.Bardziej cenny, warto wiele więcej dar, jakiego nie była w stanie mu odmówić, ujawniał408RSsię w tym, co kierowało cielesnością - w jej oddaniu, zaangażowaniu,przywiązaniu.Spotykali się zbyt często, by pocałunek mógł być czymkolwiekinnym, jak iskrą rozpalającą namiętność.Jego wargi były twarde,żądające, bezlitosne, a ona z ochotą im ulegała.Oddała mu usta, a potem westchnęła, gdy nakrył dłonią jej pierś.Ledwie zauważyła, że rozpina stanik sukni, a potem go odrzuca - gdyżw tej chwili jedynym jej życzeniem było znalezć się jak najszybciej wjego ramionach - nagą.Suknia upadła na piasek, a za nią surdut, krawatka i koszulaGervase'a, jej koszula i jego spodnie.dopiero kiedy bielizna opadłaim z szelestem do stóp, a wiatr musnął skórę, rzadko wystawianą nadziałanie żywiołów.dopiero wtedy uświadomiła sobie.- Jesteśmy na plaży - westchnęła, odrywając usta od jego warg.-I co z tego?Przycisnął ją mocniej do siebie, napierając biodrami na jejbiodra.- W promieniu mil nie ma tu nikogo, tylko my, gwiazdy i morze.- Tak, ale.Spojrzała na niego, potem na plażę, na mokry i suchy piasek.Nie była w stanie wyobrazić sobie.Roześmiał się krótko.- W wodzie.Chodz.- Co takiego?Lecz on kroczył już po plaży, ciągnąc ją za sobą.Uległa zbyt z zaskoczona, by się opierać409RS- W falach?Odwrócił się i spojrzał na nią.- Chyba nie stchórzysz? Jesteś przecież Gascoigne.- To, kim jestem, nie ma tu nic do rzeczy - wymamrotała.Dotarlido linii wody, przygotowała się więc wewnętrznie na lodowateliznięcia fal - i doświadczyła czegoś wręcz przeciwnego.Lato byłociepłe, dni długie i upalne; morze, przynajmniej przy brzegu, sięogrzało.Woda zapieniła się wokół jej kostek, gdy ciągnął jąbezlitośnie za sobą.Czuła chłód, ale nie zimno.Zważywszy że była rozgrzana i podniecona, doznanie okazałosię przyjemne i niezwykle zmysłowe.A stało się jeszcze przyjemniejsze, kiedy zatrzymał się w wodziesięgającej mu do pasa, przyciągnął ją do siebie i zaczął znowucałować.Namiętnie, żarłocznie - zaborczy pocałunek, obliczony na to,aby rozbudzić żar.Co też się stało.Po minucie odczuwała znów tylkoprzemożne, rozpaczliwie domagające się zaspokojenia pragnienie.Gervase doskonale o tym wiedział - podniósł ją i podtrzymał.Nie potrzebowała dalszej zachęty - objęła go ramionami za szyję, anogami w talii i oddała pocałunek z żarem i determinacją, pragnąc,potrzebując, aby natychmiast ją wziął.Dotyk czubków palców na śliskim, nabrzmiałym fragmencie jejciała pomiędzy udami sprawił, że westchnęła.Zatonęła w pocałunku,ponaglając go, domagając się.A potem westchnęła raz jeszcze,410RSniemal zaszlochała, gdy wsunął palce głębiej.To jednak niewystarczyło.Nawet w przybliżeniu.Gervase odczytał rosnące w niej pragnienie.Powiedział mu onim pocałunek, desperacja, równie silna i jednoznaczna jak u niego.Nie pojmował, co go opętało, wiedział jedynie, że musi wziąć jąnatychmiast, tutaj, sprawić, by zrozumiała.Miażdżył jej wargi, kierowany pierwotną potrzebą, aby uczynićją swoją na zawsze, i zmusić, by przyznała, że należy tylko do niego.By to dostrzegła, zrozumiała, ogarnęła.Fale się cofały, ich jednostajne kołysanie było dodatkowąpieszczotą.Poruszył palcami, tkwiącymi głęboko w jej wnętrzu iMadeline zaszlochała.Fale sięgały jej teraz do zwieńczenia ud, ich ruch rozpraszał, akombinacja powietrza i wody chłodziła to, co nie powinno byćchłodzone.Uchwycił ją więc mocniej i wszedł głębiej w morze.Czekała przytulona do niego, aż się znowu zatrzyma.Wodasięgała mu teraz do połowy pleców, a jej poniżej barków.Fale igrały zjej piersiami, ze stwardniałymi niczym węzełki sutkami.Wydała z siebie zduszone westchnienie, a potem zacisnęłamocniej nogi wokół jego bioder i poruszyła się, szukając, domagającsię.Uśmiechając się, wysunął z niej palce, a potem ustawił sięodpowiednio i pchnął, pociągając ją w dół.Obojgu zaparło dech w piersiach.411RSZaczerpnęli gwałtownie powietrza rozchylonymi wargami,wpatrując się w siebie oczami o przymkniętych powiekach,oddalonymi zaledwie o cale.Uniósł ją powoli, a potem znowuopuścił, wbijając się głębiej i wypełniając ją całkowicie.Wypuściła gwałtownie powietrze, a potem oddychała wraz znim, kiedy podnosił ją i opuszczał, a jej piersi unosiły się i opadały wtym samym rytmie, co jego pierś.Spojrzała na jego wargi; zamknął oczy, by w pełni skupić się nadoznaniach.Przysunęła się bliżej i przycisnęła wargi do jego ust.Podała mu je, witając jego język i pozwalając, by ogarnął ichwłasny przypływ.Powolny, gwałtowny, powtarzający się i dręczą-co intensywny.Nauczyli się nie spieszyć, a napór fal pomagał, studzącnamiętność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]