[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet nie spojrzał na Claudine.Tojej się przyglądał, ją zaprosił na kolację.Claudine chciała ostrzec przyjaciółkę, ale lękałasię ją zranić; przestroga oznaczałaby, iż Madeleinenie jest warta bezinteresownej męskiej adoracji.Była dla Claudine zawsze miła i serdeczna, nieco,mimo swej pozycji społecznej i majątku, nieśmiała,dająca się łatwo dominować innym, co w Claudinewywoływało odruch matczynej opiekuńczości. Był dla mnie miły, Claudine.Claudine dała spokój trapiącym ją obawom i ob-jęła mocno Madeleine. Jestem pewna, zasługujesz na to.To przygnębiające, jak łatwo człowiek wpadaw rutynę, rozmyślał ponuro Guy, idąc rano dosklepu po powrocie z wakacji.Przez ostatnie trzy tygodnie żeglował po MorzuEgejskim i teraz jego skóra nabrała jeszcze ciem-niejszego niż zwykle odcienia.Cóż, przez te trzy tygodnie w Haslewich nic sięzapewne nie zmieniło, w takich miasteczkach życiezwykło się toczyć ospałym rytmem.Rad był, żezobaczy dzisiaj Jenny.Wiele o niej myślał, od-wiedzając greckie wyspy.Ludzie zdziwiliby się zapewne, wiedząc, jaksilne żywił do niej uczucia.Niekiedy próbowałsobie mówić, że powinien być ostrożniejszy.W końcu była od niego o kilka lat starsza, żyław spokojnym, szczęśliwym związku, była kobie-tą, która, w powszechnym mniemaniu, nie budzi-ła w mężczyznach pożądania i gwałtownej miło-ści.Zbliżały się właśnie doroczne targi i Guy za-stanawiał się, czy uda mu się przekonać Jenny, jakto próbował czynić wiele razy w przeszłości, bypojechała z nim.Wspólna noc w jakimś zacisznymhoteliku.Kogo on próbuje oszukiwać? prychnąłdo siebie, stając przed sklepem.Wyjął klucze i zdziwiony stwierdził, że drzwi sąjuż otwarte.Zdziwił się jeszcze bardziej, widzącwychodzącą z zaplecza Jenny. Jenny! zawołał serdecznie. Nie spodziewa-łem się zastać cię tutaj.Myślałem, że z radościąwezmiesz kilka dni wolnych po trzech tygodniachtkwienia w sklepie zażartował. Przyjechałam do miasta, bo musiałam pod-wiezć Jossa do autobusu, więc pomyślałam, żeskoro już tu jestem, to zajrzę do sklepu.Wysłuchał jej słów uważnie.Nigdy nie miałaczasu zawiezć Jossa do szkoły, do autobusu odwoziłchłopca Jon, nie Jenny.Odwróciła się do niego plecami i zajęła się jakąśporcelanową figurką. Udały ci się wakacje, Guy? zapytał samsiebie i pospieszył z uprzejmą odpowiedzią: O tak,Jenny, dziękuję.Chciał tylko zażartować.Jenny zwykle okazywa-ła szczere i serdeczne zainteresowanie dla innychludzi.Myślał, że się roześmieje, przeprosi go,tymczasem dłonie jej zadrżały, figurka upadła napodłogę i roztrzaskała się na drobne kawałki.Chciał pozbierać stłuczoną porcelanę, ale zamarłwpół gestu, widząc strapioną twarz Jenny i nieocze-kiwane łzy w jej oczach. Ejże, to tylko porcelanowa figurka powie-dział z pocieszającym uśmiechem. I w dodatkuniezbyt wartościowa. Jenny nigdy nie była nie-zgrabiaszem, nie należała do osób, którym wszyst-ko leci z rąk.Stała przed nim w milczeniu i niepowstrzymanełzy spływały jej po policzkach.Podniosła dłonie dooczu, ramionami wstrząsało łkanie.Stłuczona figur-ka nie mogła wywołać takiej rozpaczy. Co się stało, Jenny?Przez chwilę miał wrażenie, że nie odpowie najego pytanie.Serce mu się ściskało, kiedy patrzył naten bezbrzeżny smutek, tak widać wielki, że nie dowysłowienia.Podszedł i objął ją serdecznie. Jenny szepnął, ponaglając ją do mówienia. W porządku powiedziała wreszcie. Jonmnie zostawił, jeśli musisz wiedzieć.Guy zesztywniał; nie wierzył własnym uszom. Jenny wymamrotał, niezdolny wyrazić mie-szanych uczuć, które nagle go ogarnęły. Co, Jenny? To niemożliwe. Możliwe.Wkrótce się o tym przekonasz.Całemiasteczko będzie o nas mówiło, ale czy można siędziwić ludziom? Tym bardziej kiedy się dowiedzą,dlaczego odszedł ode mnie. Znowu zaczęłapłakać, tym razem zanosząc się głośnym szlochem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]