[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedziała, jak wyglądają, były dla niejniewidoczne, ale domyślała się ich obecności.Podsuwała im alraunę przed oczy, jednemu zadrugim, tak szybko, że nie mogły odskoczyć, a ona krzyczała, że mają wracać do swoichlasów i na łąki, gdzie jest ich miejsce.Parskały rozczarowane, lecz otaczający Sagę krąg się rozsypał.Co ja bym zrobiła bez alrauny? myślała.Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że nietylko amulet jej pomaga, Ona sama także miała władzę.Czuła, że przepełnia ją ogromna siła.Owa siła wybranych, której Tarjei nie zdążył wykorzystać.Ta, która na krótko napełniła życieVillemo i Dominika na czas, jakiego potrzebowali, by przeprowadzić walkę z młodym idzikim Ulvhedinem.Kiedy go już obłaskawili, nadprzyrodzona siła opuściła ich.Nigdy się jednak nie spodziewała, że ona sama otrzyma siłę tak wielką, iż będą przed nią uciekały ciemne moce.Oczekiwała jeszcze zacieklejszej walki.Viljar zresztą także.To onją ostrzegał, że niebezpieczeństwo może być śmiertelne, ale dotychczas nic takiego jej niezagrażało.wszystko szło zdumiewająco prosto i gładko.Tylko że walka się jeszcze nie skończyła.Jeszcze trzynaście stworów.Saga zbliżyła się do schodów wiodących na strych.Z dawnej urody i świetności Grastensholm nie zostało nic.Wszystko było odrapane ibrzydkie, połamane i zrujnowane.Ogromne dziury w podłodze, deski takie przegnite, że cochwila zarywały się pod ciężarem Sagi.Nagle coś spadło jej na plecy.Tak, naprawdę.Coś ją przyciskało do podłogi, dławiło.I to coś było obrzydliwe.Jakaśgąbczasta substancja dotykała jej skóry.Czy to nie pazury skrobią o podłogę? Mara,pomyślała Saga.Ta wstrętna nocna zjawa, która niczym jezdziec dosiadała śpiących ipanoszyła się w ich snach.Olbrzymia postać kobieca, ohydna i lepka.Odbierała Sadze siły.Saga dyszała ciężko, ale kleista masa zatykała jej usta i pętałaręce.Zmagała się z marą sama, twarzą w twarz, jeśli tak może powiedzieć ktoś, kto leżyrozpłaszczony na podłodze pod ciężarem przeciwnika.Słowa nie mogły przedrzeć się nazewnątrz, mimo to jednak wykrzykiwała je; efekt był taki, jakby krzyczała w grubą poduszkę,niewyraznie, niezrozumiale, bo dusiła się z braku powietrza:- Zgiń, przepadnij, maro nieczysta! Ty tłusty, wstrętny truposzu! Wracaj do swojegozapaskudzonego świata i do swoich koszmarnych snów!Rozległ się syk, jakby ktoś przebił wielki balon, a potem jeszcze kilka konwulsyjnychprób zmiażdżenia Sagi i ucisk zelżał, a szpetne przekleństwo wisielca pozwoliło leżącejzrozumieć, że mary także zdołała się pozbyć.Jeszcze dwanaścioro.Kto może znajdować się na zewnątrz? Na dziedzińcu?Istoty z ludowych wierzeń.Te zaś były związane z miejscem i nie mogły się poruszaćjedynie dzięki sile woli.One potrzebowały pomocy.Ile zostało jeszcze w domu? Nie zdążyła policzyć stojących u stóp schodów na strych.Nie powinno ich być wiele.Z pewnością nie.Ale upiory stały się ostrożniejsze.Nie zbliżały się za bardzo do Sagi, wyczekiwały naokazję, żeby się na nią, rzucić wspólnie i rozstrzygnąć pojedynek.Tymczasem stało się coś zupełnie nieoczekiwanego.Jakiś płochliwy kobiecy głos szeptał pospiesznie u jej boku, a lodowate dłonie czepiały się rąk Sagi.- Ratuj mnie! - szeptał głos.- Uwolnij mnie od tego strasznego istnienia pomiędzyżyciem a śmiercią!Saga natychmiast zrozumiała, co to dla niej znaczy.- W imię Jezusa Chrystusa pragnę ci pomóc.Gdzie zostałaś pochowana?- Po drugiej stronie cmentarnego parkanu.Na przeklętym placu, pod wielkimkrzakiem jałowca.Wisielec dopadł do nich z głośnym krzykiem, lecz Saga zdążyła szepnąć do kobiety:- Wracaj tam natychmiast! Odnajdziemy twój grób.Poczuła uścisk lodowato zimnych dłoni, zapewne w podzięce.Kobieca zjawazniknęła.Jeszcze jedenaście, liczyła Saga, nie słuchając przekleństw wisielca.Zaczęła wchodzić na schody prowadzące na strych.Znowu ktoś zagrodził jej drogę.Ktoś owładnięty żądzą mordu.Nagle dwojepotężnych szczęk zacisnęło się jej na ręce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl