[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co takiego?- %7łe znam tylko twoje imię.A skoro jesteśmy, wiesz, sąsiadami i takdalej, to pomyślałem sobie, że.Jej policzki zaróżowiły się lekko, a Brady odczuł zadowolenie,którego nie rozumiał.- Daniels.Joss Daniels.- Joss Daniels - mruknął.- Joss to twoje prawdziwe imię czyzdrobnienie?Skrzywiła się i spojrzała na niego sceptycznie.Ale Brady widziałtylko ślad bitej śmietany na krawędzi jej wargi.Sięgnął i starł go,czując przy tym, jak jego penis reaguje, kiedy dotknął palcem lepkiejsubstancji i jej miękkich ust.- Miałaś tu śmietanę.- Och.- Otarła usta i spuściła oczy.- Zdrobnienie.- Sztywno odsunęłaod siebie pusty talerz, wyraznie dając mu do zrozumienia, że nie maochoty o tym rozmawiać.Interesujące.Postanowił nie naciskać.- Tak tylko pytałem.- W porządku.Dokończył swojego gofra.- Do diabła, jak to możliwe, że ktoś, kto tak wygląda, je takie rzeczy?Otworzyła szeroko usta.Prychnęła z oburzeniem i trzepnęła go wramię serwetką, a potem wybuchnęła śmiechem.W jej zielonychoczach znowu pojawił się błysk.Nie podobał mu się smutek, którywyraznie ogarnął ją przed chwilą, kiedy spytał ją o imię, i ucieszył się,że znowu poweselała.- Cóż, lubię jeść.Pozwij mnie do sądu.- Pokazała mu język.Na to jego członek także zareagował.Brady poruszył się na krześle.- Naprawdę pokazałaś mi język?Skrzyżowała ręce na piersi.- Naprawdę.Zasłużyłeś sobie.Ogarnęło go rozbawienie.- Nie narzekam.Jestem raczej zachwycony.A gofry były wspaniałe,zgodnie z obietnicą.Przewróciła oczami, ale nie potrafiła powstrzymać uśmiechuzadowolenia.- Powinieneś zjeść je do końca - powiedziała.- Najlepsze są świeże.Brady spojrzał na resztki gofrów i zawahał się.Będzie musiałprzebiec dodatkowy kilometr albo dwa, jeśli właduje w siebie tylewęglowodanów.Ale, do diabła, może warto.Był pewny, że mógłby dokońca życia żywić się wyłącznie tymi goframi i umrzeć jako szczęśliwyczłowiek.- Doskonale.Przekonałaś mnie.- Tym razem wziął ćwiartkę i nałożyłna nią jagody i syrop.Przechylił spray ze śmietaną, ale nic nie wyszło.Potrząsnął puszką, która wydawała się pusta.- Zmietana chyba się skończyła.- Naprawdę? Wydawało mi się, że to ta nowa.Zaczekaj.- Joss wstała,chwyciła puszkę i potrząsnęła nią tuż przy swoim uchu.- Dziwne.-Dwa razy nacisnęła przycisk, ale nic się nie wydarzyło.- Przyniosędrugą.- Wcisnęła jeszcze raz.Zmietana trysnęła nagle długim, puchatym strumieniem, obryzgującjej policzek, szyję i włosy.Joss krzyknęła.Czas zatrzymał się na długą chwilę, podczas której Brady starał sięzachować w pamięci obraz Joss pokrytej bitą śmietaną, z szerokootwartymi oczami i ustami.Joss poczerwieniała i spojrzała na niego,marszcząc brwi.Ale i to wyglądało zabawnie, bo miała bitą śmietanęnawet na rzęsach.- Przepraszam.Naprawdę - zakrztusił się i podał jej serwetkę.-Proszę.Wyrwała mu ją z ręki i odsunęła się.Zaraz potem coś chłodnegouderzyło go w czoło.Zmiech zamarł mu na wargach.Spojrzał na Joss przez śmietanęspływającą mu na oko.I już był w ruchu.Rzucił się na nią, ale krzyknęła i uciekła do kuchni.Złapał ją w pasie i przytrzymał.- Daj mi to! - warknął, sięgając po puszkę.- Nie! - pisnęła przez śmiech.Strumień śmietany wylądował na jegoramieniu.- Ty mała.- Sięgnął dłonią dalej i trafił na miękką, krągłą pierś.Członek, przyciśnięty do wijącego się ciała Joss, natychmiast ożył.Wstrzymała oddech, usiłując się wyswobodzić i tryskając dookołabitą śmietaną, która wylądowała teraz na ich włosach.Oboje chichotalii dyszeli tak, że trudno było zrozumieć, co mówią.Było to śmieszne, ale jego ciało wyraznie dostrzegło w tej zabawiecoś jeszcze.Na przykład szansę, by zlizać śmietanę z Joss.Przesunął kciukiem po jej piersi i jęknął, czując, jak sutektwardnieje, napierając na materiał podkoszulka.- Joss! - jęknął, naciskając na jej plecy biodrami.Jęknęła i oparła się o niego.Tak bardzo nie chciał tego robić.Ale, do diabła!Odszukał ustami ślad śmietany na jej szyi i przyssał się do niego.Pycha.Jej naturalny smak i zapach brzoskwiń mieszał się ze słodkimaromatem śmietany, tworząc mieszankę, której nie sposób się oprzeć.- Teraz jest jeszcze słodsza.Oparła głowę o jego ramię, jakby topniała w jego objęciach.Czuł, żespodniach robi mu się coraz ciaśniej.- Każ mi przestać - szepnął i przesunął językiem po śmietanie na jejpodbródku.- Nie mogę.- Pokręciła głową.- Nie chcę.Brady jęknął, niemal pewny, że zaraz ulegnie.Przesunął palcami w dół jej brzucha i Joss poruszyła ramionami,żeby go wpuścić.Kiedy wyjął puszkę ze śmietaną z jej dłoni i postawiłją na blacie, Joss uśmiechnęła się do niego przez ramię.Przycisnął ustado jej warg jakby chciał ją pochłonąć, zachwycony jej entuzjazmem idotykiem kolczyka, który miała w języku.Rozpiął guzik i zamek jejspodenek.Tak, zaraz się tam dostanie.Nagle zapragnął poczuć smak nie tylkojej języka.Położył ręce na pasku jej szortów.- W porządku?Skinęła głową, z twarzą tuż przy jego twarzy.Jej dżinsy i majtki opadły na podłogę.Razem odepchnęli je dalej.- Odwróć się.- Kiedy to zrobiła, pociągnął za brzeg jej koszulki.- Czyto też mogłabyś zdjąć?Nie patrzyła mu w oczy tylko przez tę krótką chwilę, kiedyzdejmowała koszulkę przez głowę.Niech go diabli, jeśli nie czuł jejwzroku aż w wypełnionych napięciem jądrach.Zsunęła z ramion ramiączka stanika i stanęła przed nim naga.Długie, opalone nogi, trójkąt czekoladowych włosów.Krągłe biodra, zaktóre łatwo można chwycić.Miękko zaokrąglony brzuch, przechodzącyw pełne piersi, które zdają się błagać o dotyk.Dzika grzywa włosów,wilgotna tu i ówdzie od bitej śmietany, zasłaniała jaskółkę nad sercem,dostrzegał jednak przez nią żywe kolory tatuażu na jej skórze.Wszystko wokół zawirowało.- Jezu, Joss.Jesteś cudowna! - Rzucił koszulę na podłogę, podszedłbliżej i przycisnął wargi do jej ust.Objęła go za szyję i przyciągnęła do siebie mocniej, bardziej.Ogarnęła go dzika satysfakcja.Sukinsyn.Co się tu właściwie działo?Przynajmniej nie tylko on odczuwał to przemożne pragnienie, tęnieposkromioną żądzę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]