[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nóż wygiął się, zatrzepotał i okazał się rybą.Foka wdrapała się na skałę, podczas gdy pozostałe zanurkowały, zostawiając po sobie wzburzoną powierzchnię wody.Foka, grzejąc się w słońcu, spokojnie zjadła, a potem odrzuciła głowę i płetwy, leżąc bez ruchu.- Ciekawe, czy one znają człowieka.Wstał powoli, a foka odwróciła głowę w jego stronę.Nie mógł znieść jej nieugiętego spojrzenia.Nagle uniósł ręce gestem człowieka, który celuje ze strzelby.Foka obróciła się na skale i dała nurka.A więc znała człowieka.- Gdybym podszedł bliżej, mógłbym ją zabić, zrobić sobie buty, a mięso zjeść.Mężczyzna położył się na odsłoniętej plaży, owinięty w skóry.Przetrwały długie oczekiwanie i smród.Ogromne bestie wyłaniały się o zmierzchu z morza, bawiły się wokółnich, a potem układały do snu.- Zwinięty sztormiak dostatecznie przypominałby fokę.Gdyby już do niego przywykły, wszedłbym do środka.Przyjrzał się myślom swoich ostatnich dni.Były biegnącym wstecz ciągiem, jak pokoje powtarzające się w lustrach wiszących przodem do siebie.Naraz doświadczyłzmęczenia tak intensywnego, że aż graniczącego z bólem.Wszedł z trudem na Bocianie Gniazdo, pokonując opór nieba i bezkresnej ciszy.Przymusił wzrok do dokładnego zbadania pustego morza.Woda była dziś gładsza, jak gdyby spłaszczona przez nieruchome powietrze.Były tam bandaże rozdartego jedwabiu, oleiste plamy, zaczynające połyskiwać, gdy się im przyglądał, jak piana w rowie.Jednakże drżenie tej wody rozciągało się na całe mile, przez co roztopione słońce nabierało podługowatego kształtu, raz znikając, a raz pojawiając się w innym drżeniu z nagłym, oślepiającym blaskiem.- Pogoda się zmieniła, gdy byłem w ―Czerwonym Lwie" z George'em i Pete'em.Głowa foki pojawiła się na chwilę za trzema skałami, a on w nagłej wizji ujrzał siebie, jak na jej grzbiecie pędzi w kierunku Hebrydów.- Och, mój Boże.- Brzmienie jego głosu, płaskiego, choć wysokiego i pełnego bólu, niespodziewanie go onieśmieliło.Opuścił ramiona i opadł bezwładnie przy Karle.Strumień mamrotliwych słów popłynął przez otwór pod oknem: - Całkiem jak w te noce, kiedy byłem mały.Leżałem z szeroko otwartymi oczami, myśląc, że te ciemności będą trwać wiecznie.I nie mogłem już zasnąć, bo bałem się tego snu, w którym z kąta pokoju wychodzi to coś mieszkające w piwnicy.Leżałem w gorącej, rozkopanej pościeli, rozpalony, próbując odgrodzić się od tego wszystkiego, i wiedziałem, że od świtu dzieli mnie jeszcze cała wieczność.Wszystko należało do nocnego świata, świata, w którym mogło się wydarzyć wszystko oprócz dobra, świata duchów, bandytów i lęków, przedmiotów nieszkodliwych za dnia, które niespodziewanie ożywały.Była tam szafa, obrazek z książki, trumny, trupy, wampiry i zawsze ta dusząca, dręcząca ciemność, gęsta jak dym.I zaczynałem myśleć o czymkolwiek, a gdy przestawałem choćby na moment, zaraz przypominało mi się to coś, co mieszkało na dole w piwnicy, i wtedy mój umysł oddzielał się od ciała i wędrował trzy piętra w dół, bezbronny, ciemnymi schodami obok wysokiego zegara, który straszył, przez skrzypiące drzwi, po tych strasznych stopniach, aż do miejsca, gdzie w ściany piwnicy były wbite kawałki trumny - i stałem tam bezradny na kamiennej posadzce, próbując się odwrócić, uciec, wspiąć się.Stał w rozkroku.Horyzont powrócił.- Och, Boże!Oczekiwanie na świt wraz z pierwszymi poćwierkiwaniami ptaka pod okapem lub w wierzchołkach drzew.Oczekiwanie na policję przy roztrzaskanym samochodzie.Oczekiwanie na kulę po błysku wystrzału.Ciężkie niebo jeszcze wyraźniej osiadło na jego ramionach.- Co się ze mną dzieje? Jestem dorosły.Wiem, co jest czym.Nic mnie nie łączy z tym dzieciakiem w piwnicy, absolutnie nic.Dorosłem.Moje życie przybrało określony kształt.Panuję nad nim.A poza tym nie ma tu niczego, czego mógłbym się bać.Oczekiwanie na rezultat.Oczekiwanie na tę przemowę - nie tę następną po tej, wiem, kiedy przechodzę i podnoszę papierośnicę.Tam, gdzie powinna być przemowa, zieje czarna dziura, a on powiedział, że tamtej nocy za bardzo sfuszerowałeś rolę, stary.Oczekiwanie na opatrzenie rany.Trochę zaboli.Oczekiwanie na fotel dentystyczny.Nie podoba mi się, że mój głos pada jak ustrzelony ptak, nim jeszcze zdąży dotrzeć do moich ust.Przystawił rękę do obydwu stron okna i patrzył, jak dwie czarne linie zmniejszają jego powierzchnię.Pod dłonią czuł szorstkość zarostu i ciepło policzków.- Co mnie tak miażdży? - Obiegł wzrokiem horyzont i jedynym znakiem tego, że zatoczył pełne koło, było jaśniejsze drżenie pod słońcem.- Lada dzień zostanę uratowany.Nie mogę się zamartwiać.Fragmenty starych filmów są do przyjęcia, lecz muszę być ostrożny, gdy widzę coś, co nigdy się nie wydarzyło, jak choćby.Mam wodę, żywność, inteligencję i schronienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl