[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponieważ nikt mu nie odpowiedział, uznał, że wyszedł z zasięgu łączności lotniska i punktów naprowadzania.Myśliwiec to nie helikopter — nie wylądujesz nim gdzie popadnie.Potrzeba do tego albo lotniska o odpowiedniej długości pasa startowego, albo DOL-u, czyli drogowego odcinka lądowania.W Polsce w tamtym czasie był w użyciu tylko jeden taki — pod Goleniowem, ale ojciec Artura z oczywistych względów nie miał szans do niego dotrzeć.Porucznik przekroczył granicę Polski i Związku Radzieckiego, lecąc na wysokości pięciu — sześciu tysięcy metrów.Samolot wykonujący lot na tej wysokości znajduje się cały czas w polu radarowym, jednak z niewiadomych powodów polski myśliwiec nie został namierzony przez radzieckie radary.Z informacji, jakie Arturowi udało się zebrać przez lata, włączając w to relację znajomego wojskowego, wkrótce po całym tym zajściu dymisjonowano szefa radzieckich oddziałów radarowych odpowiedzialnego za rejon, w którym Gałecki senior przekroczył granicę.To oczywiście nie miało większego znaczenia dla samego porucznika, który katapultował się nad terytorium północnej Białorusi.Co ciekawe, pilot w kombinezonie miał pod pachą kieszeń, w której trzymał służbowego P-64.Pistolet raczej lekki, ale przy katapultowaniu przeciążenie rzędu 20 g doprowadziło do tego, że szwy momentalnie puściły, i zarówno porucznik, jak i jego broń wylądowały oddzielnie.Niedługo po tym, jak na jakiejś podmokłej łące uwolnił się ze spadochronu, otoczyły go światła, ujadanie psów i mężczyźni, krzyczący: „Szpion! Szpion”.Zanim zdążył wytłumaczyć, kim jest i co tam robi, padły strzały.Kiedy żołnierze radzieccy zorientowali się, że domniemany szpieg jest polskim oficerem, natychmiast przewieziono go do szpitala.Kilkugodzinna operacja powiodła się.Stefan Gałecki odzyskał przytomność, ale nie dotarł żywy do domu.W następstwie powikłań pooperacyjnych zmarł w dwa tygodnie później.Nie zniechęciło to Artura do spełnienia dziecięcych marzeń.Nie ciągnęło go do wojska, podjął więc studia na Politechnice Rzeszowskiej na kierunku mechanika i budowa maszyn.Po pięciu latach ciężkiej pracy z powodzeniem zdał egzaminy licencyjne, uzyskując tytuł magistra inżyniera ze specjalności lotnictwo.Kolejne cztery lata zajęło mu zdobycie licencji pilota liniowego.Nie było łatwo, szczególnie że przez dłuższy czas matka starała się odwieść swego jedynaka od tego niedorzecznego, jej zdaniem, pomysłu.Gałecki pozostał jednak nieugięty.Tym bardziej że podświadomie czuł, iż w ten sposób składa hołd ojcu.* * *Powietrze zastygło w bezruchu.Całe miasto, od przedmieść, przez położone na obrzeżach osiedla, aż po enklawy nowobogackich i ścisłe centrum — prażyło się w bezlitosnym słońcu.Upał i spaliny wyssały barwy z drzew, spękana ziemia pod stopami stwardniała niczym szybkoschnący beton, a porastająca pobocze drogi trawa już dawno przekształciła się w pożółkłą słomę, odsłaniając niezbyt urodziwe oblicze Gai.Gałecki czekał na taksówkę, wachlując się złożoną gazetą.Miał wrażenie, że połowa życia schodzi mu właśnie na czekaniu na taryfy.Modlił się do wszystkich diabłów, aby ta, którą mu dziś podeślą, była wyposażona w klimatyzację.Zatelefonował do innej sieci niż poprzednio, mając szczerą nadzieję, że złotówkę więcej do zapłacenia za kilometr jazdy zrekompensuje mu jakiś cywilizowany samochód, w którym będzie mógł przynajmniej swobodnie oddychać.Lot do Poznania przebiegł spokojnie.Nie targały nim żadne obawy i lęki.Dobry omen, pomyślał, walcząc z chęcią zapalenia papierosa.W tej chwili, jak nigdy wcześniej, czuł potrzebę sztachnięcia się kojącym skołatane nerwy dymem.Dwadzieścia miesięcy wcześniej rzucił palenie.Do teraz pamiętał tamtą feralną niedzielę.Podczas zakupów w supermarkecie, które miały ograniczyć się do zgrzewki piwa, parówek, keczupu i kilku butelek mineralnej, nagle upuścił koszyk.W mgnieniu oka ból w klatce piersiowej pozbawił go tchu.Zanim pojął, co się stało, leżał między regałami niczym żółw na skorupie, spazmatycznie łapiąc powietrze.Kilka sekund później stracił świadomość.Oprzytomniał w szpitalu, gdzie lekarz prowadzący poinformował go, że miał stan przedzawałowy.Facet w białym fartuchu, o nic niepytany, dodał stanowczo, że jeśli natychmiast nie rzuci palenia, kopnie w kalendarz.Początkowo nie traktował tego ostrzeżenia poważnie.Zawsze tak gadają, wiadomo, za to im płacą — tłumaczył sobie.Muszą się powymądrzać.Rzuć palenie, bo odjedziesz wcześniej, niż ci się wydaje, i niekoniecznie tam, gdzie byś sobie życzył.Będziesz kaszlał i będzie ci źle.Pieprzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl