[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jestem, Lucy.Giles zesztywniał słysząc łomot garnków w kuchni.Ostatnio z coraz większym lękiem myślał o powrotach do domu, o nieuniknionej awanturze, jaka im zawsze towarzyszyła.Schylając głowę, żeby nie zawadzić o niską futrynę, ruszyłwolno w stronę kuchni.Przed drzwiami zatrzymał się na chwilę, żeby się psychicznie przygotować na spotkanie nie - jakby sobie tego życzył - z Daviną, tylko ze swoją żoną Lucy, czekającą na niego z wściekłą miną.Davina, która zawsze robiła wrażenie spokojnej i zrównoważonej; Davina, która nigdy przy nim nie podniosła głosu; Davina, taka zawsze swobodna, sympatyczna w kontaktach -całkowite przeciwieństwo jego zmiennej, nerwowej żony.Musi przestać o tym myśleć, powiedział sobie otwierając drzwi i wchodząc do kuchni.Lucy stała przy zlewie.Była wysoka i szczupła, a jej ciemnorude, kręcone włosy tworzyły wokół małej mizernej twarzy czerwonawą aureolę.Jej zielone oczy błyszczały złością.Giles widział niemal, jak ta złość wibruje w jej napiętym ciele, kiedy Lucy spoglądała na niego spode łba.-Gdzie się, do diabła, podziewałeś? - spytała opryskliwie.-Miałeś być wpół do szóstej.-Musiałem porozmawiać z Daviną.-No i co, porozmawiałeś? Powiedziałeś jej, że odchodzisz, że nie będzie już się mogła wypłakiwać na twoim męskim ramieniu?Giles skrzywił się, słysząc sarkazm w jej głosie.Za daleko się posunęła.Odgadła to, widząc jego minę, i przestraszyła się.A już myślała, że potrafi panować nad tymi wybuchami furii, spowodowanymi lękiem i brakiem poczucia bezpieczeństwa.-Mam nadzieję, że coś jadłeś, bo tu nic dla ciebie nie ma.Miałeś być wpół do szóstej, a jest już prawie siódma.-Nie jestem głodny - odparł Giles ze znużeniem.- Później zrobię sobie kanapkę.-Ale właściwie o co chodzi? - prowokowała go dalej, nieuchronnie dążąc ku samozagładzie, podgrzewana strachem i cierpieniem.- Dlaczego nie miałbyś na przykład zadzwonić do Daviny i umówić się z nią na kolację? Jest wspaniałą kucharką, chociaż.podobno w łóżku nie jest najlepsza.Ale cóż cię to może obchodzić, kochanie.Ostatnio nie przejawiałeś specjalnego zainteresowania tą dziedziną, prawda? Zresztą, może to tylko na mnie nie miałeś ochoty, co?-Proszę cię, Lucy, nie teraz - powiedział zmęczony.- Ja.-Co, ty? Niewygodny temat, tak? Dobrze, porozmawiajmy o czym innym, Giles.Na przykład o tym, czy powiedziałeś Davinie, że nie zostajesz w firmie, co? Powiedziałeś jej?Giles westchnął.- Próbowałem.Zrozum, Lucy.- zaczął z rozpaczą, widząc minę żony.- To już nie potrwa długo.Jeszcze tylko parę tygodni.Ona mnie naprawdę teraz potrzebuje.Gdy tylko to powiedział, zrozumiał, że popełnił błąd, ale widząc, jak twarz Lucy się zamyka, a jej oczy robią się niby dwa płaskie twarde kamyki, wiedział, że jest już za późno, żeby odwołać te słowa.Nawet kiedy rzuciła trzymaną w ręku patelnią i przemknęła koło niego jak furia, próbował jeszcze w rozpaczy coś mówić.- Proszę cię, Lucy, zrozum.Otwierając drzwi odwróciła się do niego, wściekła jak zraniona kotka.- Owszem, rozumiem - odparła.- Rozumiem, że Davina James jest dla ciebie ważniejsza ode mnie.- Kiedy trzasnęła drzwiami, cały dom zadygotał w posadach.A był to dom stary, niski, drewniany, niektóre jego fragmenty pamiętały czternasty wiek.Kupili go jakieś osiem lat temu, kiedy się tu sprowadzili wkrótce po ślubie.Jakżeż byli wtedy szczęśliwi.Jak namiętnie zakochani.Kiedy się to wszystko zmieniło? Dlaczego?Poznawszy Lucy, uważał się za wyjątkowego szczęściarza.Oczarowany sposobem, w jaki z nim flirtowała, prowokując go i zdobywając, zupełnie stracił głowę, zawojowany jej ogniem, werwą i rozpierającą ją energią.Lucy okazała się namiętną kochanką.Kiedy mu powiedziała, że chce wyjść za niego za mąż, był zupełnie oszołomiony, nie wierzył w swoje szczęście.Po raz pierwszy w ciągu ich znajomości poczuł się onieśmielony.Tak bardzo ją wtedy kochał.Kochał ją jeszcze i teraz.Przynajmniej jakąś jedną cząstką, bo ta druga.W zdenerwowaniu słuchał, jak Lucy trzaska drzwiami, a następnie zapala silnik samochodu.To niesprawiedliwe z jej strony oskarżać go o to, że jej nie chce.To przecież ona go od siebie odsunęła, to ona się odwracała, kiedy chciał się do niej zbliżyć, dając mu odczuć, bez słów, że jego dotyk już jej nie podnieca.Usiadł i bezradnie ukrył twarz w dłoniach.Może dla dobra swojego małżeństwa powinien był powiedzieć Davinie stanowczo, że nie może zostać.Pewnie powinien był tak zrobić, ale cóż, kiedy nie chciał.Bo tak naprawdę pragnął przytulić Davinę do siebie i ją ochraniać.Dlatego, że Davina była taką kobietą, jaką była.Że nie wystawiała go, jak Lucy, nieustannie na próbę męskości: ona ją uzupełniała.Podczas gdy Lucy była jak ogień i wulkan, w Davinie odnajdował łagodność i pogodę, których pragnął jak niczego na świecie.Boże, jaki był zmęczony.Zmęczony dzikimi wybuchami Lucy, jej zmiennością i tym wszystkim, co go tak kiedyś w niej pociągało.A jej namiętność? Jej miłość do niego? Czy też miał tego dosyć?Westchnął ciężko w poczuciu bezradności.5-Przepraszam cię, Saul, ale umawiając cię z dziećmi na ten weekend zupełnie zapomniałam, że mamy jechać do Holmesów.Tom tak lubi tam chodzić.Bardzo się zaprzyjaźnił z Charlesem.-A Josey? - przerwał ponuro Saul swojej byłej żonie.- Ona też tak lubi tam chodzić?Zdawał sobie sprawę, że okazywanie zniecierpliwienia w rozmowach z Karen do niczego nie prowadzi, ale czuł, jak wzbiera w nim fala rozdrażnienia, zrywa wszelkie tamy i domaga się ujścia.Co się z nim stało? Taki był zawsze pewien swojego opanowania, swojej umiejętności skrywania prawdziwych uczuć, zwłaszcza tych niepożądanych.- Proszę cię, Saul, nie rób trudności.Josey ma swoich własnych przyjaciół, swoje życie, to już dorastająca dziewczyna.I ostatnią rzeczą, na jaką miałaby ochotę, było spędzanie czasu z nim.Saul wyczuł to w lodowatej ciszy, która zapadła po słowach Karen.Czy to możliwe, że kiedyś byli małżeństwem, że byli z sobą tak blisko? Ale przede wszystkim dlaczego kiedykolwiek byli małżeństwem?Teraz, wolny od uczucia do Karen, niezdolny przywołać go nawet we wspomnieniach, Saul coraz częściej miał wrażenie, że nie dotrzymuje kroku reszcie ludzkości, że jest od niej odizolowany i żyje w próżni, w pustce, gdzie nie istnieje nic poza jego dziwnymi, przerażającymi wątpliwościami.-A dlaczego nie mogliby przyjechać do ciebie w następny weekend? - pytała właśnie Karen.-Obawiam się, że następny weekend nie wchodzi w grę -odparł Saul [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl