[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dom należy do niej.Przez lata szukała odpowiedniego lokatora, ale bezpowodzenia.Polubiła mnie i chciała mi wyświadczyć przysługę.Postanowiła wykorzystać tomiejsce do prowadzenia interesów, a mnie postawić na czele przedsięwzięcia.Najpierwpragnęliśmy założyć szkołę dla magów, ale.- Magów?! - wykrzyknął Stephen ze zdumieniem.- Ale co pan ma wspólnego zmagami?- Sam jestem magiem.Od lat.- Coś podobnego!Stephen wydawał się tak rozgniewany tą nowiną, że pan Segundus poczuł się wobowiązku przeprosić, choć zupełnie nie wiedział, dlaczego ma się kajać.- Pan Norrell jednak sprzeciwił się naszym planom - ciągnął.- Wysłał tuChildermassa, by mnie ostrzegł.Zna pan Childermassa?- Z widzenia - odparł Stephen.- Nigdy z nim nie rozmawiałem.- Początkowo pani Lennox i ja pragnęliśmy stawić mu czoło - naturalnie mam namyśli pana Norrella, nie Childermassa.Napisałem do pana Strange a, ale mój list dotarł tegoranka, gdy zaginęła jego żona.Jak pan zapewne wie, biedna dama zmarła po kilku dniach.Stephen chyba zamierzał coś powiedzieć, ale tylko pokręcił głową, więc pan Segundusciągnął:- Było jasne, że bez wsparcia pana Strange a musimy porzucić myśl o szkole, więcudałem się do Bath, by zawiadomić o tym panią Lennox.Była bardzo miła i powiedziała, żewkrótce obmyśli nowy plan.Przyznaję, że opuściłem jej dom bardzo przygnębiony.Szedłemprzed siebie i po pewnym czasie ujrzałem coś niezwykłego.Na środku drogi stała dziwnapostać w czarnych łachmanach.Podrażnione zaczerwienione oczy tego nieszczęśnika byłypozbawione rozumu i nadziei; wywijał rękoma, opędzając się od upiorów, które go dręczyły, ikrzyczał, żeby się nad nim zlitowały.Biedak! Chorzy na ciele mogą czasem znalezć ukojeniewe śnie, ale od razu pojąłem, że tego człowieka demony prześladują nawet nocą.Wcisnąłemmu w dłoń kilka monet i ruszyłem dalej.Nie jestem pewien, czy w ogóle o nim myślałempodczas powrotnej podróży, jednak gdy tylko stanąłem na progu tego domu, zdarzyło się cośdziwnego.Chyba muszę nazwać to wizją.Ujrzałem tego szaleńca, dokładnie takiego jak wBath, w tym westybulu, i uświadomiłem sobie, że ów cichy dom na odludziu mógłby byćprzystanią dla ludzi dotkniętych chorobą umysłu.Napisałem do pani Lennox, a onazaaprobowała nowy plan.Wspominał pan, że nie wie, kto polecił mnie sir Walterowi.ToChildermass.Childermass obiecał, że mi pomoże, jeśli zdoła.- Chyba będzie najlepiej, jeśli nie wspomni pan o swej profesji ani o szkole,przynajmniej na początku - powiedział Stephen.- Nie ma na tym świecie - na tym ani nainnych - niczego, co sprawiłoby lady Pole większą przykrość niż świadomość, że znowu tkwiw niewoli maga.- W niewoli?! - powtórzył pan Segundus zdumiony.- Co za dziwny pomysł!Naprawdę, mam nadzieję, że nikt nigdy nie uzna się za mojego niewolnika, a już z pewnościąnie ta dama!Stephen przez chwilę się w niego wpatrywał.- Jestem pewien, że bardzo się pan różni od pana Norrella - oświadczył w końcu.- Mam nadzieję - odparł pan Segundus z powagą.Godzinę pózniej dobiegły ich hałasyz podwórza.Stephen i pan Segundus wyszli po lady Pole.Konie i kareta nie mogły przejechaćprzez most towarowy, więc dama zmuszona była przejść pieszo ostatnich pięćdziesiątmetrów.Z wahaniem weszła na podwórze, rozglądając się po ponurej, przysypanej śniegiemokolicy.Stephen pomyślał, że tylko ludzie o wyjątkowo okrutnych sercach mogliby popatrzećna nią, na jej młodość, urodę i smutną przypadłość i nie zechcieć natychmiast pośpieszyć jej zpomocą.W duchu przeklął pana Norrella.Coś w wyglądzie damy poruszyło pana Segundusa.Popatrzył na jej lewą rękę, ale byłaokryta rękawiczką.Szybko odzyskał równowagę i powitał lady Pole w Starecross Hall.Stephen przyniósł im herbatę do salonu.- Mówiono mi, że bardzo przygnębiła panią śmierć pani Strange - powiedział panSegundus.- Czy wolno mi złożyć kondolencje?Odwróciła głowę, by ukryć łzy.- Kondolencje należałoby raczej złożyć jej, nie mnie - westchnęła.- Mój mążzaproponował, że napisze do pana Strange a z prośbą o wypożyczenie portretu jego małżonki,by ofiarować mi kopię na pociechę.Co to da? Trudno przecież, bym zapomniała jej oblicze.Wszak każdej nocy spotykamy się na tych samych balach i w tych samych orszakach.Takbędzie aż do końca naszego żywota.Stephen wie.Stephen rozumie.- O tak - westchnął pan Segundus.- Dręczą panią koszmary związane z tańcem imuzyką, wiem.Zapewniam panią, że tutaj złe sny się nie pojawią.Nie zdarzy się nicsmutnego, co by panią unieszczęśliwiło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]