[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I ja odpowiedziałem.Auks westchnął: Nie wyjaśniłeś najważniejszego.Dlaczego uciekłeś? Dlaczego zachciało ci się biegać postokach, jeśli władca zamku tak bardzo cię cenił, że powierzył ci ogniste stworzenia? Przecieżzamek przetrwał, mag niczego nie mógł z nim zrobić.Nie mógł nawet zabić kamiennego władcy,ten przeżył, a teraz& On umarł& wyrwało się Razwijarowi.Drgnął.Przypomniał sobie urywany, chciwyszept: Miedziany Królu, Miedziany Królu& Auks odsunął się.Jego smagłe policzki znowu pożółkły krew odpłynęła z twarzy. Nie wierzę ci powiedział z nabożnym strachem Widziałeś go martwym? Tak Razwijar odwrócił się. Dlatego uciekłem. A&Auks zaciął się.Cień kamienia, pod którym siedzieli, powoli przesuwał się, coraz bardziej sięskracając. To znaczy, że mag jednak go zabił bardziej do siebie niż do Razwijara powiedział Auks. Czyli jednak potrafił&Razwijar pomyślał z ulgą, że nie musi niczego wyjaśniać.Obraz świata dobuduje się wumyśle chimajryda jak domek według znanego rysunku.Możliwe, że w zamku także uwierzą, żewładca umarł z woli maga? I z woli maga w jego piersi tkwiło ostrze? Co teraz będzie? znowu zapytał Auks.Imperator zechce wziąć te ziemie dla siebie.Aleprzekleństwo Poranka Bez Skazy nie straciło swojej mocy.Będzie bitwa i Nagóreni ją przegrają.Chimajryd legł na brzuchu, wyciągnął łapy, dłońmi oparł się o ziemię.Bardzo nisko opuściłgłowę.Razwijar zobaczył jego szyję pod splątanymi włosami. Wiesz powiedział, nie podnosząc wzroku. Idz sam& Słucham? Sam przejdz granicę& Ja zostanę.Jednak&Zrobiło się cicho. Seniorów Równonocy zabito znowu odezwał się Auks, jakby starając się przekonaćsamego siebie. Bez nich& może& swoi mnie nie tkną.Już taki los& Lepiej umrzeć w walce,wtedy na Zielonej Równinie, po śmierci można będzie wszystko wyjaśnić Tancerzowi.Powiedzieć, że nie stchórzyłem, tylko spózniłem się w imię wielkiej misji.Z każdym słowem jego głos stawał się coraz bardziej pewny. Tak, Pójdę do klanu Zimy.Dowiem się, co zamierzają.Będą im potrzebni wojownicy.Jestem dobrym wojownikiem, nie jest wcale tak, jak o mnie myślisz.Trzeba brać ze sobą tarcze,żeby zasłaniać się od strzał z powietrza.My z Tancerzem dobrze opracowaliśmy walkę ztarczami w parze& Szkoda, że go ma.Ale nic to; na pewno znajdą się piesi jezdzcy& A może tymną pójdziesz?Podniósł głowę.W jego oczach była prawdziwa nadzieja żarliwa, natarczywa. Nie z wysiłkiem powiedział Razwijar. Posłuchaj, przecież miałeś zamiar przeżyć. Czyż jestem nieśmiertelny? Głos Auksa znowu drgnął. Wcześniej czy pózniej&przyjdzie wyjaśnić Tancerzowi, jak to było.Ty& nie pójdziesz ze mną, prawda? Nie powtórzył Razwijar i podniósł się. Wiesz& dobrze, że się spotkaliśmy.Aleteraz&Przerwał i rozłożył ręce.Potem odwrócił się i poszedł w kierunku mostu.* * *Początkowo po prostu szedł tak, jak się chodzi po mostach, prawie bez trudu.Potem byłogorzej.Niestety, im dalej docierał, tym trudniejsza stawała się przeprawa.Możliwe, że kiedyśmost rozmyła powódz albo ostrzelano go z katapulty, albo po prostu czas na środku rzeki biegłszybciej.Razwijar przedzierał się teraz, czepiając się resztek poręczy, skacząc z kamienia nakamień, obmacując kładkę przed sobą, strącając do wody cegły tkwiące w murze tylko na słowohonoru.Od wody ciągnęło chłodem, nieoczekiwanym w środku gorącego dnia.Wyspa zbliżyła się, wyłoniwszy się zza chmury.I niemal od razu okazało się, że dalejprzejścia nie ma.Przejście między dwoma przęsłami zawaliło się całkowicie, a od jednego filarado drugiego było pięć albo sześć dużych kroków.Gdyby Razwijar umiał chodzić w powietrzu.Ale nie umiał.Ciężko posapując usiadł na skraju konstrukcji, zwieszając nogi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]