[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego za szalbierstwo uważam traktowanie zabytkowych przed-miotów jak własność prywatną.Po drugie, zawodowcy chcą zapewneuniknąć tego, aby archeolodzy-hobbyści - opierając się na foto-grafiach! - interpretowali znaleziska w sposób nie pasujący dobezbłędnych interpretacji naukowych.Wszystkie interpretacje są subie-ktywne.Kiedy nieakredytowanych gości z zewnątrz trzyma się nadystans od Dworu króla Nobla outsiderowi naprawdę trudno przeciw-stawić własne, nowe punkty widzenia zastanym zapatrywaniom, uważa-nym za nietykalny dogmat.Louis Pauwels i Jacques Bergier napisaliw książce Wymarsz w trzecie tysiąclecie:"Dodatkowo do owych wolności, jakie gwarantuje nam konstytucja,trzeba zażądać jeszcze jednej: wolności wątpienia w naukę".W przyciemnionych pomieszczeniach Museo del Oro panuje cisza.Grube wykładziny dywanowe tłumią każdy krok, rozmowy prowadzisię szeptem, widok obcej twarzy odbijającej się w szkle gabloty przeraża.Człowiek staje z szacunkiem przed górami prehistorycznych skarbów,spiętrzonych, powiązanych w girlandy.Wartownicy prowadzą nas do zupełnie ciemnego pomieszczenia- z niewidocznych głośników płynie cicha muzyka.Za nami zamykająsię automatycznie przeciwwłamaniowe stalowe drzwi.Próbujemy sięzorientować, gdzie jesteśmy, ale zaraz zapala się jaskrawe światło.Porażeni wspaniałością widoku odnajdujemy się w skarbcu.Za pancer-nym szkłem wznoszą się wzdłuż ścian - tylko ręką sięgnąć - dziełasztuki Indian Kolumbii.Z sufitu zwisają kosztowności pozłacane,posrebrzane i uszlachetniane platyną.Mój wzrok, sfrustrowany bogactwem oferty, kierował się na po-szczególne przedmioty, których sens jest nader zagadkowy.Wtedy- tak jak i dziś - do wyrobu przedmiotów codziennego użytku niestosowano metali szlachetnych.Gdy artyści wykuwali niegdyś z drogo-cennego metalu postaci, twarze i hełmy, to chodziło - nie ulega towątpliwości - o przedmioty kultowe, o stylizowane wyobrażeniaważnych bóstw.Prawdziwe osobliwości znaleziono na terytorium Indian Kwimbaya.W muzealnym przewodniku czytamy: "Stylizacja antropomorficzna",ludzkie rysy twarzy u nieludzkiej istoty.Dziecku naszych czasówmógłbym wytłumaczyć, że chodzi tu o robota: rozkraczone "nogi", cośjakby głowa, a nad nią dwie skorupy niczym obudowy budzików.Te"stylizacje antropomorficzne" istnieją w wielu wersjach - raz sąozdobione skrzydłami, innyrn razem prętami, ale zawsze widać częścibudzika, które przydają im atmosfery techniczności.Sztuka Indian Kalima jest reprezentowana przez wizerunki potęż-nych głów o nosach szerokich i kościstych - kształt głów jest całkowicieobcy temu plemieniu.W uszach kolczyki, prawie wielkości głowy,z nosów natomiast "skapują" szerokie, złote maski twarzowe, tak, a dotego głowy te są w hełmach zakończonych skrzydłami, które z kolei sąudekorowane kulami, płytkami, kropkami i prętami - zawsze widaćtam również "budziki".Należy się zastanowić, kto albo co jestsymbolizowane w ten sposób.Przewodnik po muzeum nie patyczkujesię, uznając prace Kalimów za "diademy".W sprawie diademów kom-petentna jest Liz Taylor.Może ją należałoby zapytać, czy miałabyochotę stroić się w stylu tych kwadratowych głów?Jest tu też elegancki okrągły amulet z postacią, o której nie możnapowiedzieć, czy to mężczyzna, czy kobieta - po dokładniejszymprzyjrzeniu się typuję raczej osobnika mojej płci.Artysta przedstawiłprzypuszczalnie symbol tragarza: na trójkątnej głowie, na ramionachi na nogach spoczywają ciężary - pnie drzew albo kamienne kolumny.Wspomnienia praprzodków, którzy w Facatativa jęczeli pod kamien-nym brzemieniem?Interesujący wydał mi się również amulet z wizerunkiem postaci,z której czaszki wystrzelają promienie.Powyżej szerokiego pasa wisi najej piersi tarcza.Baśniowa istota siedzi w kucki w lektyce, przypominają-cej tron a niesionej przez dwa embrionalne monstra (zwierzęta?).Jeślitylko artysta miał dość miejsca, od razu pojawiały się też wyobrażeniakul.Wydaje się, że w świecie dawnej sztuki kule odgrywały nader istotnąrolę.Inna wyobrażona na napierśniku władcza istota pozwala się nieśćw lektyce podobnej do tronu - tragarzami są tu oryginalnie stylizowa-ne ludziki.W rękach istota trzyma dwa przedmioty, z których jeden(lewy) może być uznany za puchar, drugi natomiast wygląda na jakieśurządzenie techniczne.I ta postaćjest otoczona kulami (albo tarczami).Ulubiona staroindiańska gra w kule nie pozwalała nawet stosowaćinnych dodatkowych elementów graficznych poza kulami - różnamogła być tylko ich wielkość.Podobno kule czy tarcze były po prostu symbolami Słońca i Księżyca.Nie mogę w to uwierzyć: nawet prekolumbijscy Indianie wiedzieli,że na niebie jest tylko jedno Słońce i jeden Księżyc! Dlaczego zatemtakie elementy występują wciąż w liczbie mnogiej? Wydają się zbytwyraziste jak na czystą ornamentykę, zajmują też za wiele miejsca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl