[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gładkie ściany, przypominające pokrywy odlewane z formy, miałygeometryczne kształty, a spinały je szkliste, ułożone równolegle do siebie haki.Prostokątneklawisze pokrywały powierzchnie, a na nich znajdowały się ideogramy, takie jak na ikonachna ekranie komputera, które informowały o funkcji: „otwórz”, „wejdź”, czy „mów”, i wieleinnych, i po tym chłopiec poznał, że są to domy.Spojrzał dalej, naokoło rozciągała sięzupełnie pusta przestrzeń, tu i ówdzie usiana kamieniami, a na pylistej powierzchni odcinałysię ślady butów, które znał każdy człowiek.Podniósł więc głowę i zobaczył glob we mgłach imiękkie linie kontynentów.Zrozumiał, że jest na Księżycu.Było cicho.Nie turlały się ziarnka piasku, powietrze stało nieruchomo, przez niebo nieprzebiegał wiatr.Domy milczały, szkliste powierzchnie odbijały blaski.Nie uruchomiło siężadne z okienek funkcyjnych, nikt nie wydawał poleceń, nie istniały tu pragnienia.Formytrwały nieruchomo w idealnym kształcie, czas się nie poruszał, nie istniał wcale, nie byłożycia, nie znano tu oddechów ani ludzi.Dla kogo zbudowano księżycowe miasto podwklęsłym, cichym niebem?Chłopiec czuł się niepewnie, więc postąpił kilka szybkich kroków w dół ulicy, by odejśćdokądkolwiek, ale przecież nie mógł kierować grą, musiał czekać na rozwój sytuacji i decyzjeprogramu.Idąc do krawędzi miasta, słyszał własne kroki dzwoniące jak szkło.Ulica nagle siękończyła kątem tak dokładnym, jakby go obrysowano przyłożywszy ekierkę, poza nią leżałotylko pole pokryte pyłem.Usłyszał nagle dziwne dźwięki.Ktoś niewidzialny mamrotał słowa, stanął więc inasłuchiwał.Bał się, ale mógł tylko czekać.Zza zakrętu dobiegły szmery, chyba ktoś sięzbliżał.Chłopiec przysunął się do ściany, lecz nie oparł się o nią plecami.W rytm lekkich kroków dopłynęła prosta melodyjka, cienki głosik śpiewał dziecinnąpiosenkę, powtarzając słowa refrenu.Dziecko w pustym mieście na Księżycu? Spozakrawędzi domu wybiegła dziewczynka, podskakując beztrosko i pewnie, jakby to miejscedobrze znała.Czyżby to dziecko wracało do domu?Zobaczyła go.Czarne buciki zastukały gniewnie o asfalt.Uniosła brodę i niezadowolona,oglądała go.I chłopiec badał ją wzrokiem, wciąż czując niepokój: jasne, równe loczki,niebieskie guziczki oczu, czerwona sukienka, a na nogach białe skarpetki wyłożone na czarnebuciki, po prostu zadbane dziecko.Czy naprawdę? Wyglądała niesamowicie na tle pustejulicy, od tyłu światło prześwietlało ją jak szkło.Czekał na jej pierwszy gest, gdyż niewiedział, jak reagować.Może jest aktywnym biotechnosem, produktem techniki szczepionejna tkankach, i zacznie się przemieniać w potworoida? Takich istot było wiele, produkowało jekażde laboratorium, ale w zwyczajnym mieście mało się ich widywało, te istoty egzystowałyna obrzeżach cywilizacji i ludzkiej świadomości.Bywały bardzo niebezpieczne, nikt nie miałnad nimi kontroli.Cofnął się i czekał w napięciu.Uniosła szybko ramię, z małej dłoni wystawał ostry przedmiot lśniący metalicznie, ikrzyknęła ze złością.- Nie zbliżaj się, bo cię zabiję!- Stoję! - podniósł ręce uspokajającym gestem.- Nie mam broni!- Wyłącz się! - powiedziała głosem dorosłej osoby.„Już się mutuje” - przeraził się chłopiec.- Odchodzę - rzekł spokojnie i nieco się cofnął.- Ostrzegam po raz ostatni! - jej głos był ostry i zdecydowany.- Zaraz podejmę akcję!Chciał grać.„Nie dać się zabić!”Przeciwniczka podniosła rękę i trzymany w dłoni pointer skierowała prosto w jego głowę,promień uderzy go między oczy.Mógł skoczyć i ją zabić lub wyrwać przyrząd, ale postąpiłjeden krok do tylu i ukrył się za budynkiem.Czerwona, wąska smuga przemknęła obok, nawysokości jego oczu.Szłyst! Szłyst! Szybkie promienie goniły go, uskoczył za budynek.- Wyłącz się! - wrzasnęła.Głos był taki sam jak przedtem, najwyraźniej nie ulegaładalszej przemianie, słyszał stukanie obcasików i drobne kroczki, gdy biegała bezradniepomiędzy budynkami szukając go, poczuł się znacznie pewniej.- Słuchaj, mała.- Nie jestem dzieckiem!- A kim?- Nie twoja sprawa.- Humanoidka?- Bezczelny!- Należysz do podhominidów?- Jak śmiesz?!- Technomonster, najwyżej zooid paraintelektualny!- Jestem Homo sapiens sapiens!- Ziemianka?- Oczywiście!- Mózgowiec?- Dosyć tych obelg!- Skoro mówisz prawdę, i jesteś istotą inteligentną, dlaczego nie możemy się porozumieć?- Rozejm, wyłaź!- Nie będzie pstryk i szłyst?- Nie!- Słowo Ziemianki Homo sapiens sapiens mózgowca?- Słowo - powiedziała to spokojnie i rozsądnie.Wyszedł zza budynku i stanął bardzo blisko dziewczynki.- Dlaczego chcesz mnie wykluczyć z gry?- Przeszkadzasz mi.- W czym?- Mam tu coś do załatwienia.- Co za problem, pomogę ci.- Musisz opuścić tę grę - zaczęła poważnie - gdyż nigdy się nie wyzwolę!- Kto cię więzi?- Ja sama!- Gdzie?- W sobie! To freudyzm!- Nie rozumiem!- W rzeczywistości mam dziewiętnaście lat.- I ja też!- To trudny wiek - rzekła poważnie.- To prawda! Mam problemy ze.- urwał nie chcąc się przyznać.- Zapętliłem się.- I ja mam kłopoty!- Jakie?- No, wiesz.Z chłopakami.- Jakież oni mogą sprawiać kłopoty? - zdziwił się, nigdy dotąd takich rzeczy niedostrzegał, kobiecy punkt widzenia mocno go zaintrygował.- Porzucają mnie, a ja cierpię.Już nie mogę tego znieść.Czuję brak własnej wartości.Niemogę odnaleźć samej siebie.Jestem podzielona, niepełna.Nie chcę tak żyć! Pragnę miećstałego mężczyznę!- Ja.- zaczął.I on chciał mieć jedną dziewczynę.- Co to znaczy freudyzm? - wykręciłsię od komentarza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]