[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twarz wypełniła ją.Jak gorliwy buddysta odwraca się od ziemskich rozrywek, siedzi w pozycji lotosu ipogrąża się w mistycznej kontemplacji, tak Archer Kennedy chciałby stać tam przez długi, długiczas, zadowolony, że w końcu pustka, której istnienia się nie domyślał, została wypełniona.Ale po marmurowym występie rotundy zbliżało się wiele stóp i w każdej chwili bagiennewyziewy mogły przestać go chronić przed odkryciem.Rozdział VIIPAASZCZ XOLOTLA- Panienka od świecących ciem.- Boots ukląkł i rozpromieniony patrzył na swoje vis-a-vis, jak ktoś, kto spotyka starego znajomego.Poruszane zręcznymi i energicznymipociągnięciami wiosła, czółno szybko oddaliło się od pływającej przystani, przemknęło przezcoś, co wyglądało jak szeroki pas oślepiającego ognia, aż wreszcie, kilkaset metrów od brzegu,Boots stwierdził, że blask stał się znacznie mniej nieznośny.W rzeczywistości widział bardzodobrze i pierwsze spojrzenie skierował nie na wyspy, czy też na statki, lecz na dziewczynę, któranajwyrazniej wzięła go pod władczą opiekę.- Jeśli będziesz tak podskakiwał, pogniewamy się - ostrzegła go.- Nie ruszę nawet palcem - krzyknął Boots - bo nie mogę wyobrazić sobie większegonieszczęścia niż zakończyć tę znajomość, zanim naprawdę się zaczęła.Więc poznałaś mnie odrazu, tak jak ja ciebie.Próbowała patrzeć poważnie i surowo, ale wysiłki te zakończyły się wybuchemniepohamowanej wesołości.- Och - wykrzyknęła lekko - jak można by cię nie poznać? Jesteś& jesteś taki inny niżmoi bracia z Tlapallan!Opanowało go znowu zakłopotanie i o ile jego twarz była przedtem czerwona, to terazpłonęła.- Wasz ubiór jest wspaniały i piękny, ale być może nie jest zbyt twarzowy dlaIrlandczyka.- Ale podobasz mi się właśnie taki, jaki jesteś! Chciałabym jednak, żebyś mi powiedział,jak to się stało, że masz na sobie głowę Xolotla i jego paradny płaszcz.Czy dał ci je na dowódprzyjazni?- Można tak powiedzieć.- Boots przypuszczał, że Xolotl to pokonany strażnik i żewskazana jest ostrożność.I wtedy ostrzegł go błysk w tych rozbawionych, ciemnych oczach.-Wiesz, że to nieprawda! - oskarżył ją.- Mam nadzieję, że go nie zabiłeś - odpowiedziała w zamyśleniu.- Jeśli go zabiłeś, to jako obcego, mogę cię oddać Nacoc-Yaotlowi.Zabiłeś go?Gdyby zapytała go o godzinę, pytanie nie mogłoby być zadane bardziej obojętnym tonem.- Nie - powiedział Boots krótko, oburzony.Po ustach znowu przemknął jej figlarny uśmiech.- Więc będę się z niego śmiała! Xolotl to samochwała.Myśli, że powinien biegać powzgórzach ze strażnikami.Ale jest tylko małym chłopcem, który bardzo wyrósł.Pewnego dnia, oile nie zginie i ukończy swój nowicjat, by służyć Nacoc-Yaotlowi, wyjdę& jak to mówi mój panSvend?& wyjdę za niego za mąż.Ale zawsze będę się z tego śmiać, że zabrałeś mu paradnypłaszcz.Ponownie zaskoczony, Boots próbował zmienić temat.- Dobrze mówisz po angielsku.Może nauczyłaś się go od pana Biornsona?- Och, całe moje bractwo mówi po angielsku.Mój pan Svend zjawił się tutaj, kiedy byłammałym dzieckiem.Chociaż był obcy, oszczędzili go z powodu jego mądrości i znajomościbogów.Wydawało się, że zapomniano o bogach wszędzie, oprócz Tlapallan.Ale on mówiłnaszym językiem, a pózniej połączył& ożenił się z córką Quetzalcoatla.Dzięki temu wszedł donaszego bractwa, chociaż z jakiegoś dziwnego powodu nie mieszka w Tlapallan, lecz zbudowałsobie dom w kotlinie.Wkrótce będzie& jakie jest to określenie Astrid& ach, tak, ostatnimkrzykiem mody będzie posługiwanie się angielskim.Inne bractwa również nauczyły się gotrochę, ale wcale ich do tego nie zachęcamy.Nie sądzisz, że brzmi znacznie bardziejdystyngowanie niż stary język?- Być może, ale kiedy mówisz w swoim własnym języku, brzmi to jak śpiew ptaków.- Ale ptaki są takie zwyczajne, nieprawdaż? Spójrz! Tam jest Tonathiutl.Jeśli nie zależyci, by służyć Tlalokowi, zostań synem Tonathiu, który czasami jest tak czerwony, jak twojepiękne, pomalowane włosy.A wtedy może wyjdę za ciebie, a nie za Xolotla!Powiedziała to tonem osoby obdarzającej kogoś nieprawdopodobną łaską, ale dla Bootsasprawy toczyły się zbyt szybko.Chociaż była tak śliczna, jej nieczułe uwagi o śmierci Xolotla irównie nieczuła zaborczość wobec niego samego nie pokrywały się zupełnie z jegowyobrażeniami o przyzwoitości.- Pomyślę o tym - mruknął i po raz pierwszy naprawdę zwrócił uwagę na otoczenie.Znajdowali się już daleko na płynnej, srebrnej tarczy, pod którą, według wierzeńTlapallan, Tonathiu, bóg-słońce, chował się w ciągu tych godzin, kiedy reszta świata jest ciemnai pozbawiona jego ducha.Dlatego przez całą noc tylko woda świeciła jak Meztli, księżyc, i niemożna jej było dotknąć jako rozpalonego ciała Mictlanteuctli, pana piekła.Tego dowiedział się Boots, kiedy patrzył z wielką ciekawością na dom boga.Była topierwsza, jaką widział, pogańska świątynia , w której kult był czymś żywym, a nie jedyniemglistym wspomnieniem przeszłości.Tonathiutl, najmniejsza z wysp, znajdowała się najbliżej brzegu, który niedawno opuścili.W przeciwieństwie do innych była nizinna i płaska, a okrągła budowla, która zajmowała prawiecałą jej powierzchnię, wyrastała zaledwie na trzy metry.Powyżej murów nie było niczego i Boots, który zauważył ją wcześniej z urwiska,przypomniał sobie, że jej dach był płaski jak naleśnik.Cała była zbudowana z czegoś, co wziął za mosiądz, ale gdyby tutaj był Kennedy,dokładniej oceniłby wartość metalu.Nie było żadnych drzwi ani okien oprócz jednego niskiego, łukowatego otworu i całość wnajmniejszym stopniu nie pasowała do wyobrażenia Bootsa o świątyni.- Ona schodzi w dół - wyjaśniła dziewczyna.- To, co widzisz, to jedynie wierzchołek.Schodzi głęboko w dół i tam, na dnie, Tonathiu śpi pośrodku kręgu swych kapłanów.Gdybyjeden, choćby jeden z jego synów spał w ciągu tych godzin, Tonathiu nigdy nie wspiąłby się zpowrotem na niebo.Umarłby.I wtedy Tlapallan i cały Anahuac (Meksyk) pogrążyłby się wciemności bez końca.Czy to nie przerażające? Jeśli zostaniesz synem Tonathiu, nie powinieneśnigdy spać w nocy.Czy zdarza ci się spać, kiedy nie powinieneś?- Bardzo często - zapewnił ją pośpiesznie.Jakakolwiek moc kryła się w tych wodach,nawet ze swoją elementarną znajomością astronomii wyczuwał sprzeczność między jej wersjązwyczajów Tonathiu a rzeczywistymi faktami.Ale nie widział żadnego pożytku ze spieraniasię z nią w tej sprawie i po prostu wstrzymał się od wszelkich obietnic, mogących wplątać go wdziwne religie, był zadowolony, że przyjął jej twierdzenia za dobrą monetę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]