[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Są takie prądy, z którymi niesposób walczyć.Brukhalian zało\ył na lewe ramię wielką tarczę z płyt brązu, ujął pewniej świętymiecz i ruszył naprzód.Szare Miecze podą\yły za nim.Wybrał najprostszą drogę,nawet na chwilę nie zwalniając, gdy przemierzał szerokie, pokryte trupami bulwary.Ze wszystkich stron dobiegał ich głuchy pomruk tłumu.Izolowane dzwięki walki,zawalanie się płonących budynków, huk niegaszonych po\arów, ulice zasłane trupami po drodze mijali sceny rodem z piekielnej otchłani Kaptura, jakby po obu stronachich trasy rozwijały się gobeliny utkane przez obłąkanego, udręczonego artystę.Nikt ich jednak nie zatrzymywał.Gdy jednak docierali ju\ do spowitego aurą Niewolnika, weteran przyśpieszyłkroku, by dogonić Brukhaliana. Słyszałem słowa kurierki, Zmiertelny Mieczu. Zdaję sobie z tego sprawę, Nilbanas. To nie mogła być wiadomość od Rath Fenera. Ale była. To znaczy, \e kapłan nas zdradził! Tak, stary przyjacielu, zdradził. Sprofanował najtajniejszą Reve Fenera! Na Kły, Zmiertelny Mieczu. Słowa Reve są większe od niego, Nilbanas.To słowa Fenera. Ale on je wypaczył w zlej intencji! Nie powinniśmy go słuchać! Zbrodnia Rath Fenera zostanie ukarana, ale nie przez nas. Kosztem naszego \ycia? Gdybyśmy nie zginęli, nie byłoby zbrodni, Nilbanas, i nie byłoby podstaw dowymierzenia odpowiedniej kary. Zmiertelny Mieczu. Z nami ju\ koniec, stary przyjacielu.W ten sposób będziemy mogli nadaćnaszej śmierci znaczenie. Ale.ale co on na tym zyska? Zdradził swego boga. Z pewnością ocali \ycie odparł Brukhalian, uśmiechając się pod nosem dosiebie. Na pewien czas.Gdyby otaczająca Niewolnika magiczna osłona zostałarozerwana i Rada Masek wpadła w ręce Panniończyków, niewątpliwie oszczędzonoby mu straszliwego losu, który czeka pozostałych kapłanów.Uwa\a, \e to mu sięopłaca.Weteran pokręcił głową. Tak oto Fener przyzwala, by jego słowa stały się słowami zdrady.Jak bardzoszlachetne będzie jego Zwierzęce Oblicze, gdy w końcu dopadnie Rath Fenera? To nie nasz bóg wymierzy karę, Nilbanas.Masz rację, \e nie mógłby tegouczynić z czystym sumieniem, gdy\ owa zdrada zraniła go głęboko, osłabiła takbardzo, \e mo\e to doprowadzić do jak najgorszych konsekwencji. W takim razie, kto będzie dłonią naszej zemsty, Brukhalian? zapytał bliski łezweteran.Uśmiech Zmiertelnego Miecza stał się jeszcze bardziej złowrogi. Tarcza Kowadło z pewnością odzyskuje ju\ przytomność.Za parę chwilwysłucha meldunku kurierki.Zrozumie jego prawdziwe znaczenie.Nilbanas, dłoniąnaszej zemsty będzie Itkovian.I jak czujesz się teraz, przyjacielu?Przez kilka następnych kroków \ołnierz milczał.Przed sobą mieli otwarty plac, zaktórym znajdowała się brama Niewolnika. Uspokoiłeś mnie, Zmiertelny Mieczu oznajmił z satysfakcją. Uspokoiłeśmnie.Brukhalian uderzył mieczem o tarczę.Klingę ogarnęły czarne, skwierczącepłomienie. Otaczają bulwar przed nami.Wejdziemy na niego? Tak jest.Z wielką radością.Zmiertelny Miecz i jego czterystu ludzi wyszli na otwartą przestrzeń, nie wahającsię ani przez chwilę, gdy ulice i wyloty zaułków ze wszystkich stron szybko wypełniłysię doborowymi \ołnierzami septarchy, jego urdomenami, jasnodominami ibetaklitami.Wyroili się oni równie\ w alei, którą przed chwilą przeszły Szare Miecze.Na dachach pojawili się łucznicy, a setki jasnodominów, którzy le\eli dotąd przedbramą Niewolnika, udając trupy, podniosły się i przygotowały broń. śałosne \achnął się idący u boku Brukhaliana Nilbanas.Zmiertelny Miecz wybuchnął ochrypłym śmiechem, który usłyszeli wszyscy. Septarsze wydaje się, \e jest sprytny. A nas uwa\a za honorowych głupców. Ach, ale przecie\ nimi jesteśmy, nieprawda\, stary przyjacielu?Nilbanas uniósł miecz i ryknął triumfalnie.Zakręcił orę\em nad głową w tańcuradosnego wyzwania.Szare Miecze złączyły tarcze, otaczając Zmiertelnego Miecza,gotowe stoczyć ostatnią walkę pośrodku bulwaru.Weteran pozostał na zewnątrz kręgu, nie przestając wirować, wrzeszczeć iwymachiwać mieczem.Pięć tysięcy Panniończyków, w tym równie\ sam septarcha, przyglądało się zezdumieniem, niedowierzaniem i głębokim niepokojem dzikiemu, zwierzęcemutańcowi mę\czyzny.Potem Kulpath otrząsnął się, warknął, uniósł zakutą w stal dłoń iopuścił ją gwałtownie.Powietrze nad bulwarem poczerniało, gdy tysiąc pięćset cięciw zagrało jak jedna.Itkovian usłyszał ich dzwięk i otworzył nagle oczy.Jego umysł wypełniłaprzyćmiewająca wszystko inne wizja wyposa\onych w zadziory grotów wbijającychsię w pancernego \ółwia Szarych Mieczy.Strzały przenikały tu i ówdzie przez osłonętarcz, a \ołnierze chwiali się i padali na ziemię.Nilbanas, którego trafiło z górą sto pocisków, wykonał jeszcze jeden obrót, siejącwokół kropelkami krwi, i zwalił się na bruk.Na bulwar wbiegła rycząca masa panniońskiej piechoty.Wrogowie uderzyli ozłączone tarcze ocalałych Szarych Mieczy, które rozpaczliwie usiłowały zatkać luki wswych szeregach.Czworobok pękł, rozerwany na strzępy.Bitwa zamieniła się w rzez.Zmiertelny Miecz stał nadal, a jego orę\ gorzał czarnym ogniem.Naszpikowanystrzałami, wyglądał jak olbrzym pośród tłumu dzikich dzieci.Walczył dalej.Piki wbiły się weń ze wszystkich stron i uniosły go.Uderzył z rozmachemmieczem, przeciął drzewca i upadł na bruk pośród wijących się ciał.Itkovian zobaczył, jak dwuręczny topór oddzielił lewe ramię Brukhaliana od ciała.Krew trysnęła z barku niepowstrzymanym strumieniem, a obcią\ona tarczą kończynaupadła na bruk, zginając się spazmatycznie w łokciu niczym odcięta noga owada.Zmiertelny Miecz zwrócił się w prawo.W jego tułów wbiły się kolejne piki.Nie wypuszczał miecza.Płonący orę\ nadal rozprzestrzeniał swój niszczycielskiogień, paląc wszystko, czego dotknął.Było słychać krzyki.Do szturmu ruszyli uzbrojeni w krótkie, cię\kie miecze urdomeni.Nadziane na sztych jelita Zmiertelnego Miecza rozwinęły się niczym wą\.Wgłowę Brukhaliana trafił kolejny topór, który rozpłatał masywny hełm z czarnego\elaza, potem czaszkę, a na końcu twarz.Płonący miecz eksplodował.Jego czarne odłamki powaliły kolejnychPanniończyków.Rozczłonkowany, niemal bezgłowy trup Zmiertelnego Miecza Fenera stałchwiejnie jeszcze przez chwilę, po czym osunął się powoli na kolana, zprzygarbionymi plecami niczym strach na wróble przeszyty kilkunastoma pikami iniezliczonymi strzałami.Klęczał nieruchomo w coraz mroczniejszym cieniu Niewolnika.Panniończycyodstąpili powoli od niego.Szał bojowy opuścił ich, ustępując miejsca czemuśbezgłośnemu i przera\ającemu.Patrzyli na zmasakrowane szczątki Brukhaliana.i nawysokie, ledwie dostrzegalne widmo, które uformowało się przed ZmiertelnymMieczem.Zakapturzona, spowita w czerń postać ukrywała dłonie w szerokich,wystrzępionych rękawach.Kaptur.Król Wielkiego Domu Zmierci.przybył po jego duszę.Osobiście.Dlaczego?Po chwili Pan Zmierci zniknął.Nikt się jednak nie poruszył.Zaczął padać deszcz.Rzęsisty.Rozwodniona krew splamiła czarną zbroję klęczącej postaci.Ogniwa kolczugilśniły karmazynowym blaskiem.Wizję Itkoviana dzieliła te\ inna para oczu, oczu, które dobrze znał.UmysłTarczy Kowadła wypełniła zimna satysfakcja.Zwrócił się w myśli do drugiegoświadka i wiedział ponad wszelką wątpliwość, \e usłyszał on jego słowa.Mam cię Rath Fenerze.Jesteś mój, zdrajco.Mój.Krogulec mknął przez niesione wiatrem deszczowe chmury
[ Pobierz całość w formacie PDF ]