[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielkie krople odbijały się od pokładu i choć miejsce, w którym stałem oparty oreling, dzieliło od naszego korytarza zaledwie kilka jardów, zanim zdołałem skryć się podpokładem byłem już przemoczony do suchej nitki.Zamknąwszy za sobą drzwi kajutyrozebrałem się na tyle, na ile pozwala przystojność, po czym, solidnie przerażony, usiadłemdo pisania listu.Co najmniej od kwadransa - gdybym tak miał zegar! - pioruny walą niemalbez przerwy, a deszcz leje strumieniami.Nareszcie burza zaczęła się oddalać, a w korytarzu pojawiły się nieśmiałe promieniesłońca.Powiał też lekki wiatr, dzięki czemu skrzypiąc, kołysząc się i gulgocząc, ruszyliśmy wdrogę.Przed chwilą napisałem, że pojawiło się słońce; niestety, uczyniło to tylko po to, byzaraz potem zniknąć za horyzontem, pozostawiając w mojej duszy nie tylko wciąż jeszczeżywe wspomnienie strachu, jaki niedawno mnie zdjął, ale także świadomość potęgi Jegogniewu oraz podziw dla majestatu Jego dokonań.Wcale nie wydaje mi się, żeby nasz statekbył maleńki i nieważny; wręcz przeciwnie, dopiero teraz w pełni ukazało mi się jegodostojeństwo! Myślę w tej chwili o nim jako o odrębnym świecie, miniaturowym Uniwersum,w którym musimy spędzić życie, a potem odebrać karę lub nagrodę.Ufam, że ta niezwykła,powracająca uparcie myśl nie jest świętokradztwem.Stwierdziwszy, że wiatr słabnie, odważyłem się ponownie wyjść na pokład.Jest jużnoc.%7ładne słowa nie zdołają opisać, jak wysoko ku gwiazdom sięgają ogromne maszty, jakwielkie, a zarazem lekkie wydają się żagle, ani jak ogromna odległość zdaje się dzielić pokładod migotliwej powierzchni morza.Nie wiem, jak długo stałem przy burcie zupełnie bezruchu.W pewnej chwili wiatr ucichł, ocean wygładził się, a delikatne falowanie wody, wktórej odbijało się i migotało rozgwieżdżone niebo, ustąpiło miejsca nieruchomej, czarnejpustce, kompletnej nicości! Nie mam pojęcia, co mogło być tego przyczyną.Zalęknionyodwróciłem się, by stanąć twarzą w twarz z panem Smilesem, naszym nawigatorem.WedługPhillipsa właśnie pan Smiles3 naturalnie zaraz po kapitanie, odpowiada za wyznaczanie kursui ustalanie pozycji statku.- Panie Smiles, jak bardzo jest tu głęboko?To dziwny człowiek, o czym zdążyłem się już przekonać: zawsze pogrążony wmyślach lub pochłonięty obserwacjami.Nazwisko pasuje do niego jak ulał, ponieważ otaczago aura pogodnej melancholii, wyróżniająca go spośród jego towarzyszy.* [*Smile - uśmiech(przyp.tłum.)]- Któż to może wiedzieć, panie Colley?Roześmiałem się niepewnie, a on zbliżył się i spojrzał mi z bliska w twarz.Jestjeszcze niższy ode mnie, choć, jak wiesz, nie zaliczam się do mężczyzn słusznego wzrostu.- Mila, może dwie.Nikt nie wie dokładnie.Moglibyśmy spuścić sondę, ale robimy tobardzo rzadko, gdyż nie ma takiej potrzeby.- Więcej niż mila.!Niewiele brakowało, a osunąłbym się zemdlony na pokład.Oto jesteśmy zawieszenimiędzy lądem tworzącym dno oceanu a niebem, niczym orzech na gałęzi albo liść unoszącysię na powierzchni stawu! Nie potrafię Ci przekazać, moja droga siostro, jak wielkie ogarnęłomnie przerażenie, kiedy uświadomiłem sobie, że znalezliśmy się tam, gdzie żadnym prawemnie powinno być nikogo!***Pisałem to minionej nocy przy blasku wyjątkowo kosztownej świecy.Wiesz, jakbardzo muszę oszczędzać, mimo to zdecydowałem się na ten wydatek, gdyż doszedłem downiosku, że nie mogę siedzieć w kompletnej ciemności.W okolicznościach takich jak te,które teraz mi towarzyszą, każdy człowiek (nawet jeśli w pełni skorzysta z pociechy, jakąmoże dać mu religia) odczuwa tęsknotę za towarzystwem innych ludzi.Niestety, damy idżentelmeni, zakwaterowani w tej części statku, niezbyt ochoczo odpowiadają na mojeserdeczne pozdrowienia.Początkowo wydawało mi się, że może onieśmiela ich fakt, żejestem duchownym, potem zaś począłem nalegać, by Phillips wyjaśnił mi to zjawisko.Chybanie powinienem był tego czynić! Po co wtajemniczać służącego w zawiłości układówtowarzyskich, które nic go nie obchodzą? Wielce się natrudziłem, zanim wreszcie mi wyznał,że wśród prostych ludzi pokutuje przesąd, iż pastor na statku pełni mniej więcej tę samą rolę,co kobieta w łodzi rybackiej, to znaczy sprowadza nieszczęście.Nie przypuszczam, abyktokolwiek spośród mych współpasażerów hołdował temu głupiemu zabobonowi! Zpewnością musi chodzić o coś innego.Wczoraj przez chwilę miałem wrażenie, że uda mi sięwyjaśnić przyczynę ich zagadkowej obojętności wobec mojej osoby.Otóż wśród nas znajdujesię słynny, żeby nie powiedzieć notoryczny wolnomyśliciel, pan Prettiman, ten zagorzałyzwolennik republikanów i jakobinów! Sądzę, iż zdecydowana większość podróżnych odnosisię do niego z odrazą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]