[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Escalla zmieniła się w ośmiornicę, ale przyssawki jej miotających się macek nieznalazły żadnej powierzchni, do której mogłyby się przyczepić.Jus znowu się nieco ześlizgnął.Powietrze wokół nich tężało siarkowym dymem, popiołem i śmiercią, i nagle cała drużynapoleciała w dół.Gdy spadali, kadłub z brązu przemknął im przed oczami.Escalla zmieniła się wnietoperza.Uwolniwszy się, Enid zamachała szaleńczo skrzydłami, ocalając życie pozostałych.Z szarpnięciem wylądowała na ziemi.Wszechświat zatrząsł się, gdy olbrzymia metalowa stopamijającego ich pajęczego pałacu wbiła się w ziemię.Leżeli na polu popiołu.Niebo nad ich głowami było czerwone jak krew.Odległekształty poruszały się i krzyczały do niebios, które czuć było śmiercią.Pajęczy pałac Lolthgrzechotał i dzwonił, znikając w mroku z zastraszającą szybkością.I nagle śmiałkowie zostalisami.Escalla zleciała na dół i powróciła do postaci faerie.Henry i Polk wylecieli z przenośnejdziury.Leżeli obok Enid, która mrugała w szoku, rozglądając się po nagle zmienionymotoczeniu.Jus usiadł powoli i popatrzył na mroczne, gęste powietrze.Siedzieli na tarasieszerokim na setki kilometrów, płaskiej powierzchni na brzegu ogromnej przepaści.Przed nimirozciągała się Otchłań, niekończący się upadek do wieczności otoczony przez sześćsetsześćdziesiąt sześć kręgów piekła.Widok był oszałamiający, zapierający dech w piersiach ipotworny.Powietrze falowało niczym krzyk umierającego.Mosiężna szarańcza skrzeczała iszeleściła w pyle.Drużyna Justicara mogła tylko patrzeć na rozległą przepaść Otchłani i drżećze strachu.Escalla z niezmąconym spokojem otrzepała popiół ze spódniczki i rozejrzała się128wokoło.- Hej, patrzcie! To Otchłań! - Szczęśliwa, że naprawdę czynią postępy, klasnęła w dłonie.-Dobra, jesteśmy na miejscu!-* * *Odrobinę zmęczona Lolth, Królowa Pajęczych Otchłani, Pani Drowów i WładczyniPająków, weszła do sterowni pałacu.Za sterami stały tu dwa sukkuby.Jeden syczał ze złości,że musi pracować.Na jej powitanie przybiegło stado maskotek - pająków, skorpionów iróżnych arachnidów, łaszących się do swej pani.Lolth, pani wszystkiego, na co spojrzała,zezwoliła niewolnikom, by przynieśli tron, i leniwie usiadła.- Morąg?Sekretarka kroczyła za resztą orszaku.Patrząc, jak wchodzi, jak zwykle ponura, Lolthpodniosła filiżankę i zażądała herbaty.- Morąg, co to za zamieszanie za naszymi plecami?Gdzieś pośród swych skarbów Lolth zapisała prawdziwe imię Morąg.Rozkazpoprzedzony tym imieniem musiał być wykonany, nawet gdyby był to rozkaz samobójstwa.Morąg z gracją nalała herbaty i znalazła adamanitową łyżeczkę do cukru.- Nic ważnego, Wasza Wspaniałość.Bijatyka w ruinach miasta.- Coś zaatakowało mych strażników?- Nie, Wasza Wspaniałość.Po prostu poróżniły się niższe stworzenia.Lolth nie rozpoznała kłamstwa.Przyjrzała się Morąg dokładnie, a potem rozparła natronie, kładąc nogi na plecach klęczącego niewolnika i napiła się herbaty.Strzeliła palcami nasukkuby sterujące jej pałacem po ścieżkach Otchłani.- Pełna prędkość do Pajęczych Otchłani.- Napiła się herbaty, stwierdziła, że jest bezsmaku i oddała ją.- Morąg, nudzisz mnie.- Tak, Wasza Wspaniałość.- Sekretarka złożyła ramiona.-W przyszłości postaram siębyć bardziej zabawna.129Paskudne powietrze drżało od niekończącego się ryku.Poobijani i oszołomieniczłonkowie drużyny Justicara ostrożnie podnieśli się na nogi.Ziemia pod ich stopami byłaniczym wulkaniczny popiół.Trzeszczała, lekka i gorąca, przylepiając się do skóry.Powietrzenie zdradzało śladów życia, przynosząc ciężką i gęstą mgłę sproszkowanego ołowiu.Wstrząsający grzmot dochodził z gigantycznego wodospadu.Rzeka, zbyt szeroka, bydostrzec jej drugi brzeg, płynęła do krawędzi Otchłani i spadała prosto na dół.Całe oceanywody wpadały w pustkę, uderzając po drodze w każdy z sześciuset sześćdziesięciu sześciupoziomów tej krainy.Mgła nad wodospadem pełna była miotających się, krzyczącychkształtów, zagubionych w czasie i umyśle duchów o twarzach pozbawionych skóry.Oszołomiony tym widokiem, Henry wypuścił z rąk kuszę.- Co to jest?Enid, Polk i Justicar przyłączyli się do niego i spojrzeli na rzekę.Za ich plecami Escallaczyściła odzienie, zerkając, co tak zafascynowało innych.- Och, to? - rzuciła.- To Lete, Rzeka Zapomnienia.Nic wielkiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]