[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nabłotnistych wodach unosiła się najdziwaczniejsza łódz rzeczna, jaką kiedykolwiek widział.Górowałanad nim, pełna kół, cienkich kominów i wieżyczek.Na boku miała wyciętą złotą nazwę NatchezIX.Czytał o zapierających dech w piersiach łodziach rzecznych, ale ten widok przekroczyłwszystkie jego wyobrażenia.Z zachwytu nie mógł się poruszyć.Wciąż szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami zauważył równomiernie rozstawionych żeglarzyi robotników, poruszających się w górę i w dół po trapie łączącym łódz z nabrzeżem.Skrzynki,sprzęty, beczki, duże walizy i wszelkie inne nieznane mu pakunki ładowano na łódz.Bez trudu donich dołączył.Był mistrzem kamuflażu i aż za dobrze wiedział, że ludzie postrzegają świat zgodnieze swoimi odczuciami.Nawet jeśli nie starał się specjalnie ukrywać kobiecych cech, i taktraktowano go jak mężczyznę tylko dlatego, że nosił spodnie.Zszedł na nabrzeże, schylił się jak innirobotnicy, łypiąc spode łba, a potem chwycił skrzynię i po prostu wszedł na pokład.Kiedy już siętam znalazł, bez trudu wypatrzył kryjówkę.Odstawił skrzynię, ruszył do drzwi, jakby zamierzałwrócić za resztą grupy po kolejny ładunek, a następnie, w sprzyjającym momencie wślizgnął się zawysoki stos skrzyń w ciemnym kącie i tam pozostał.Czas mijał powoli, ale mijał, jak to zwyklebywa z czasem.Wkrótce cienie rzucane przez skrzynie stały się coraz dłuższe, w pokojupociemniało, na dworze zapadła noc i wreszcie usłyszał odgłos koła napędowego, a zaraz potemłódz odbiła od nabrzeża.Tragarzy wnoszących na pokład ciężkie ładunki zastąpiła gruparobotników.Thomas ostrożnie zmienił pozycję, żeby poprawić krążenie w podkurczonychkończynach, a przy okazji przyjrzeć się nowym członkom załogi.Było w nich coś innego.Niewlekli się noga za nogą jak większość pracowników fizycznych.Ich mundury nie były zakurzone,wypłowiałe ani znoszone, wręcz przeciwnie.Wszyscy byli ubrani w karmazynowe spodnie imarynarki z jasnymi, mosiężnymi guzikami, a na głowach nosili zawadiackie, spiczaste czapki.Wyglądali raczej jak portierzy luksusowych hoteli, a nie najemni pracownicy na łodzi.Pogrążenibyli w nerwowej rozmowie na temat rozmieszczenia poszczególnych elementów ładunku i dekoracjiłodzi.To na Bal, zrozumiał Thomas.Serce jak szalone roztłukło mu się w piersi.A więc plotkiokazały się prawdziwe.Goście byli na pokładzie i przygotowywali się w kabinach, a teraz ubrana naczerwono załoga będzie zajęta dopinaniem wszystkiego na ostatni guzik.Bal zacznie się o północy,a zakończy o świcie tajemniczą ceremonią, o której rozmawiano nabożnym szeptem.Praca wrzałaprzez następnych kilka godzin, a Thomas nabierał pewności, że jego kryjówka zostanie odkryta.Wkońcu stało się jasne, że skrzynie, za którymi się chował, zostaną rozpakowane i w ostatniej chwilizdołał schronić się za zasłoną.Otworzył oczy ze zdziwienia, kiedy ujrzał zawartość ostatniejskrzyni, zanim została wyniesiona.Pełna była najróżniejszych fallusów.Drewnianych, z kościsłoniowej, a jeden wyglądał nawet jak złoty.Wyrzezbione były w najdziwniejsze kształty, jakieThomas kiedykolwiek widział.Jedne przypominały potwory o wyżłobionych bokach, innewyobrażały morskie i powietrzne stworzenia.Jeden wyglądał jak ludzka ręka zakończona pięścią ibył takiej samej wielkości.Przepełniła go pokusa użycia jednego z tych sprzętów.Zamknął oczy i zdał się na podniecenie,dzięki któremu poczuł ożywienie.Wyobraził sobie kobietę leżącą przed nim z rozłożonymi nogami,może nawet przywiązaną do łóżka, wilgotną w oczekiwaniu, błagającą, żeby wypełnił ją po brzegiwszystkim, co tylko zapragnie w nią włożyć.Thomas uwielbiał dominować nad kobietami i słyszećjęki podniecenia, kiedy porzucały zahamowania i oddawały się przyjemności.Ponieważ podwzględem fizycznym był kobietą, ale zachowywał się jak mężczyzna, były z nim szczere.Zwierzałymu się ze swoich pragnień, by rozciągnąć je na łóżku i pieprzyć mocno i dziko, tak jak ich mężowieczy klienci nie chcieli albo nie potrafili.W oparciu o strzępy rozmów, które doprowadziły go doBalu, Thomas wyobraził sobie mniej więcej, jak mogą wyglądać goście, ale wszystko to brzmiałozbyt dziwacznie, żeby mogło być prawdziwe.Kiedy ta chwila nadeszła, nerwy zaczęły go zawodzić.Zapakował tylko najpotrzebniejsze rzeczy.Czystą, jasnożółtą apaszkę.Mosiężną spinkę w kształciepawia, którą znalazł w szufladzie innego studenta i ukradł.Wiedział, że nie da rady wmieszać się wtłum w znoszonych w czasie podróży, zakurzonych spodniach i koszuli.W okamgnieniu zostaniezidentyfikowany jako intruz.Nie miał innego wyjścia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]