[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja się tymczasem wykąpię.Potem pomożesz mi ułożyć włosy.Maris tak szeroko otworzyła oczy, że Sophie widziała ich białka z odległościdwudziestu stóp.- Tak, pszepani! - wykrzyknęła służąca, zadowolona i podniecona.- A gdzie siępani wybiera? - zapytała.- Do Tavistock - odparła Sophie - w odwiedziny do pana Clive'a Knowltona.Sophie musiała pytać o drogę do jego domu.Wąska, dwupiętrowa rezydencja zcegły w najstarszej części miasta nie była tym, czego się spodziewała, lecz po namyśledoszła do wniosku, że jest dla niego odpowiednia: skromny dom dla skromnegomężczyzny.Służący, który otworzył drzwi, był siwy, zgrzybiały i sędziwy; nie chciałabyć w stosunku do niego niegrzeczna.- Koniecznie muszę się zobaczyć z panem Knowltonem - tłumaczyła - to bardzo328SRpilne.Proszę tylko przekazać moje nazwisko.Z pewnością mnie przyjmie.- Bardzo mi przykro, proszę pani, lecz pan Knowlton ma spotkanie i wyraznieprosił, by mu nie przeszkadzać.- Czy jest u niego Robert Croddy? Proszę mi powiedzieć.Usilne prośby Sophieodniosły skutek.- Pan Croddy jest wśród dżentelmenów, z którymi spotkał się pan Knowlton.Dżentelmeni.Czyżby jej wuj był tu także? I Connor?- Bardzo przepraszam, ale muszę tam wejść - Sophie zwróciła się dozaskoczonego lokaja, postępując naprzód, tak że nie miał wyboru i musiał ustąpić jej zdrogi.- Gdzie oni są?- Madame, nalegam jednakże.Sophie usłyszała męskie głosy dochodzące ze szczytu ciemnej kondygnacjischodów, znajdujących się na wprost wejścia.Schwyciła spódnicę jedną ręką, drugąujęła poręcz i pobiegła na górę.Biedny, stary służący pospieszył za nią.Czterej mężczyzni zgromadzeni w małym, umeblowanym z prostotą salonieKnowltona spojrzeli na nią ze zdumieniem.- Sophie! - wykrzyknął Eustace, podnosząc się z krytej brokatem kanapy.Connor odszedł od okna, niepokój zastąpił wyraz szorstkiej zawziętości na jegotwarzy.- Sophie, co się stało? Czy dobrze się czujesz?Ich ręce zetknęły się na chwilę, w przelotnym, uspokajającym uścisku, któryjednak ogrzał ją całą.- Nic mi nie jest - zapewniła go cichym, gorliwym mruknięciem i odwróciła sięw stronę pana domu.Podniósł się z krzesła stojącego obok wystygłego kamiennegopaleniska.Podeszła do niego, umyślnie odwracając się plecami do Roberta Croddy'ego,który również powstał na jej widok, i podała gospodarzowi rękę.- Stokrotnie przepraszam za najście - powiedziała z żarliwym pośpiechem.-329SRMam nadzieję, że pan mi wybaczy, ale po prostu musiałam przyjść.Obawiam się, żebyłam niegrzeczna dla pańskiego służącego, gdy nie chciał mnie wpuścić.Jeszcze razprzepraszam.- Nie ma za co, droga pani - powiedział uprzejmie, lecz jego smutne, brązoweoczy rejestrowały wszystko - Miło mi znów panią widzieć.Zechce pani usiąść.Wallace, proszę podać pani Pendarvis herbatę.- Och, proszę sobie nie robić kłopotu.- Sophie nie mogła usiąść, była zbytpodniecona.- Nie ma sensu udawać, że przyszłam tu z towarzyską wizytą.Wujpowiedział mi o wczorajszym włamaniu do Guelder.Sądzę, że pan Croddy przybył tu,by wmieszać w to mojego męża.Wszyscy zaczęli jednocześnie jej odpowiadać i z mieszaniny podnieconychgłosów wywnioskowała, że Connor, wuj Eustace i Robert Croddy bylibynajszczęśliwsi, gdyby sobie poszła. Niedoczekanie ich" - pomyślała ponuro, siadającna skraju krzesła z prostym oparciem.Zrobiła to z szacunku dla wiekowegogospodarza, wiedziała, że nie usiądzie, dopóki ona nie zajmie miejsca.- Pan Croddy - powiedział Knowlton swoim sławnym, niskim i dzwięcznymgłosem, przebijającym się przez głosy pozostałych - przedstawił mi poważny zarzut wstosunku do pani męża, a także szereg innych nurtujących go kwestii.Kwestii naturyetycznej, powiedzmy, które mogłyby mieć wpływ na ocenę jego przydatności dosłużby publicznej.Sophie opanowała się z trudem.- Jeżeli Robert twierdzi, że mój mąż jest złodziejem, to jest to zupełny absurd -powiedziała - kompletny idiotyzm i bzdura.Guelder należy do niego.Dlaczego miałbyokradać własną kopalnię? Nawet gdyby Connor miał umrzeć z głodu, nie tknąłbygrosza z cudzych pieniędzy.Nie ma bardziej uczciwego.- Croddy parsknął,przerywając jej.Nienawidziła jego widoku, lecz zmusiła się, by spojrzeć na niego.- Cojeszcze powiedziałeś panu Knowltonowi? Do przekazania czego czułeś się moralnie330SRzobowiązany? Jakie oszczerstwa rzuciłeś na Connora?Robert skrzyżował swe potężne ramiona.- Idz do domu, Sophie - rzekł z politowaniem.Sophie odwróciła się doKnowltona.- Powiedział panu z pewnością, że mój mąż uzyskał pracę w Guelder podfałszywym pozorem? To prawda.Przybrał imię swojego brata i pracował jako kopaczprzez dwa miesiące.Zrobił to, by opisać ciężkie warunki pracy, jakie panowały tam odczasu, gdy szesnaście lat temu ojciec mój wydzierżawił Guelder.- Sophie, przestań - odezwał się cicho Connor, a w drugim końcu pokoju jej wujprzesunął ręką po swych gładkich, srebrzystych włosach i mruknął coś niewyraznie.Zignorowała ich obu.- Connor otworzył mi oczy.To dzięki niemu coś wreszcie zrobiono, by ulżyćmoim górnikom, by uczynić ich życie bardziej ludzkim.Niewiele potrzeba było, byzmienić nieznośną pracę w znośną.Trochę zdrowego rozsądku, pomysłowości idobrych chęci.Connor mi to uświadomił, a moim najszczerszym pragnieniem jest, byte reformy zaprowadzono w innych kopalniach w całym Devonie, poczynając odSalem.Powiedziała to celowo, spoglądając na swego wuja.Vanstone wyprostował sięna krześle i założył nogę na nogę.Sprawiał wrażenie zrezygnowanego.- Brawo - odezwał się Robert, udając pobłażliwy śmiech.- Wszystko to ładnie,pięknie, lecz nie ma związku ze sprawą.Sophie nie mogła siedzieć spokojnie.Zerwała się na równe nogi, zmuszającKnowltona, by ten pozostał na swoim miejscu.- Czy powiedział panu, że Connor mnie wykorzystał? To kłamstwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]