[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szeroki frontpowietrza objął w pełni sześciu wojowników, powalając ich na ziemię.Padli z rękami przytwarzach, z zamarzniętymi razem wargami i popękanymi oczyma, a ich bezu\yteczne ju\ ustazamiast śmiertelnych okrzyków wydały jedynie chrapliwe pomruki.Na obrze\u pola ra\enia zaklęcia wojownikom zamarzła krew, broń wypadła ze zdrętwiałych palców i cała linia zatrzymała się w obliczu lodowatej chmury.Efekt zaklęcia zniknął równie szybko, jak się pojawił, jednak Wesmenom nie dane byłozaznać spokoju.Próbując rozpaczliwie zaprowadzić ład po zamieszaniu spowodowanymzaklęciem, dali się całkowicie zaskoczyć Thraunowi.Wilk zbli\ył się bezgłośnie, teraz jednakz donośnym wyciem runął na wrogów, skacząc wysoko, rozrywając gardło jednemu, adrugiego obalając na ziemię uderzeniem potę\nych łap.Hirad gotował się do rzucenia w wir walki, ale zatrzymał go głos Bezimiennego. Nie, Hirad.Zostaw go.Nie mogą go zranić.My ruszajmy do brzegu.Barbarzyńca skinął głową. Tak jak planowaliśmy  powiedział i skierował się na północ, by ominąć pierwszągrupę popalonych namiotów.Nad jego głową przeleciał ciemny kształt i zanurkował nisko wjego stronę.Zatrzymał się i uniósł miecz.Przed nim, w powietrzu, na Skrzydłach-Cieniaunosił się Denser, trzymając w ramionach Ilkara, który obejmował go za szyję. Mamy tu jeszcze co nieco do zrobienia.Wezcie łódz i wypłyńcie na zatokę.Ja dolecę rzucił Ciemny Mag.Ilkar milczał, z zamkniętymi oczami przygotowywał zaklęcie. Uwa\aj na siebie, Denser  ostrzegła Erienne. Nigdy o tym nie zapominam. Xeteskianin wystrzelił w górę i do tyłu, kierując się wstronę południowego krańca obozu.Hirad podą\ył za nimi wzrokiem.Czarne drzewce strzały,odcinające się wyraznie na czerwonym od płomieni niebie, przemknęło tu\ obok nich.Wsekundę po tym pękły bramy zagród dla krów i koni i stada zwierząt rozpoczęły szaleńczybieg po \ycie. Ruszajmy, Krucy. Hirad popędził do brzegu, pozostawiając rzez Thraunowi, a dziełozniszczenia magom.Thraun czuł ogień, strach i krew wymieszane z zapachem zwierząt-ofiar i psów.Szybkowybrał drogę przez wysoką trawę.Jego jasnobrązowe futro stapiało się z barwami nocy, astąpające łapy nie wydawały \adnych odgłosów.Zatrzymał się na brzegu ludzkiego terenupośród morza zapachów.Nie zwracał na nie uwagi.Przed bratem ze sfory gromadzili sięwrogowie.Grozili, unosząc ostre bronie.Wiedziony głosem sfory i zapachem lasu w pamięci ruszył.Pierwszy wróg nawet nie stawił mu czoła.Skoczył, zaciskając szczęki na niechronionymgardle.Lewą łapą wsparł się o ciało człowieka, prawą obalił kolejnego na ziemię.Krewoblała mu nos i wypełniła paszczę.Oznaczające zadowolenie warknięcie było ostatnimdzwiękiem, jaki usłyszała ofiara.Wrogów ogarnęła panika.Rozpierzchli się i zaczęli uciekać.Thraun odwrócił głowę.Bratze sfory i inni oddalali się szybko i bez kłopotów.Woda.Jego umysł walczył, by sobieprzypomnieć.Spotka się z nimi na wodzie.Spojrzał w dół i zagłębił pazury w cieleprzewróconego mę\czyzny.Wróg przestał się ruszać, jego zmasakrowaną twarz przykryła krew.Thraun zawył raz jeszcze i ruszył po śladach brata ze sfory, walcząc z pragnieniempopędzenia za spłoszonymi zwierzętami-ofiarami.Czuł w pysku kuszący smak ich strachu.Brat ze sfory posuwał się brzegiem ludzkiego terenu.Thraun był wewnątrz pierwszegoskupiska ludzkich schronień, z których większość spłonęła.Mieszkańcy byli martwi albobiegali przera\eni dookoła.Panowało zamieszanie.Z prawej strony usłyszał alarmująceodgłosy.Trzech wrogów ruszyło na brata ze sfory.Thraun zaatakował ich z biegu, wpadającna pierwszego i przewracając go na pozostałych.Oszołomiony zapachem krwi  szarpał irwał, zatapiał kły, ciągnąc pysk na lewo i na prawo, bił łapami i darł pazurami.Z góry wróg uderzył go ostrą bronią.Wbiła się w futro i Thraun wydał krótki skowyt,odwracając się ku wrogowi, który otworzył szeroko oczy.Cios był silny, ale nie rozciął muboku.Thraun obna\ył kły i skoczył.Denser poleciał z powrotem nad płonące magazyny, z wysokości oceniając zniszczenie,które tak spektakularnie zapoczątkował.Spanikowani Wesmeni walczyli na obrze\ach zpo\arem, ale mimo dziesiątków wiader nie udało im się ani trochę opanować szalejącegoognia.Rzucona przez Ilkara Spirala-Mocy przewróciła ogrodzenie dla zwierząt na długościsiedmiu metrów i pośród chaosu, lęku i płomieni stado wierzchowców i bydła popędziło jaknajdalej od strzelających ku niebu \ółtawych jęzorów płomieni, tratując po drodze ludzi inamioty.Po lewej stronie dostrzegł Thrauna zaciskającego szczęki na trzymającym miecz ramieniuwesmeńskiego wojownika, a dalej pośród cieni rzucanych przez płomienie zobaczył sylwetkiKruków zmierzających w stronę brzegu i, jak na razie, nie zatrzymywanych przez nikogo.Ilkar, którego trzymał przez cały czas, zaczynał mu cią\yć.Denser był silny, a Skrzydła-Cienia, przystosował do zwiększonego obcią\enia, jednak wszystko miało granice i wkrótcerosnący ból członków mógł zagrozić jego koncentracji. Na co cię jeszcze stać?  zapytał Ilkara. Kule-Płomieni albo ostatnia Spirala-Mocy.Muszę coś zostawić, \eby móc ochronićłódz  ocenił elf. Zastanawiam się raczej, na ile ciebie jeszcze stać? Dam ci znać  odpowiedział Denser. Jak? Zaczniesz spadać. Bardzo śmieszne. Lepiej skup się na tych Kulach.Jak wyłączymy tych z wiadrami, uciekniemy bez trudu.Ilkar skinął głową i zamknął oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl