[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mieszkała wjednym pokoju wraz z matką i dwojgiem nieślubnych dzieci.Jednak nawet perspektywa wyższychzarobków, dłuższych urlopów i awansu społecznego była niewystarczającą zachętą, by ściągnąć dołagrów niezbędną liczbę pracowników, zwłaszcza niższych szczebli.W okresach najdotkliwszychniedoborów kadrowych sowieckie biura zatrudnienia wysyłały ludzi tam, gdzie najbardziejbrakowało pracowników, niekoniecznie nawet informując ich dokąd.Była pielęgniarka obozowa,Zoja Jerjomienko, bezpośrednio po ukończeniu szkoły skierowana została do pracy w - jak jąpoinformowano - szpitalu przy wielkiej budowie.Na miejscu okazało się, że chodzi o obózKrasnojarsk-26."Z początku byliśmy zaskoczeni i przerażeni, ale kiedy przywykliśmy trochę do tegomiejsca, doszliśmy do wniosku, że ludzie "tam" są tacy sami jak gdzie indziej i tak samo jak gdzieindziej wygląda praca, jakiej mogliśmy oczekiwać po zakończeniu szkoły".Tragiczne były zwłaszczalosy ludzi kierowanych przymusowo do pracy w łagrach po zakończeniu drugiej wojny światowej.Tysiące byłych żołnierzy sowieckich, wziętych do niewoli przez Niemców, a także cywile, którzypodczas wojny znalezli się"za granicą", przesiedleńcy i deportowani po powrocie do ZSRSnatychmiast zostali osadzeni w "obozach filtracyjnych", gdzie poddawano ich drobiazgowymprzesłuchaniom.Tych, których nie aresztowano, wcielano - niekiedy przymusowo - do WOChR-y iwysyłano do pracy w łagrach.Na początku roku 1946 było ich 31 tysięcy, w niektórych obozachstanowili do 80 procent stanu osobowego służby wartowniczej.Wydostać się stamtąd nie było łatwo.Wielu z nich odebrano dokumenty - paszporty, zezwolenia na pobyt i książeczki wojskowe - bezktórych nie mogli ani opuścić obozu, ani znalezć innej pracy.Od 300 do 400 rocznie popełniałosamobójstwa.Jeden z niedoszłych samobójców tak wyjaśniał przyczynę targnięcia się na własneżycie: "Jestem w służbie od bardzo dawna i wciąż nie mam zezwolenia na pobyt stały; niemalcodziennie nachodzi mnie milicjant z nakazem eksmisji, w związku z czym w domu wiecznie trwająawantury".Inni po prostu degradowali się moralnie.Karło Stajner, komunista jugosłowiański, więziony powojnie w Norylsku, twierdzi, że "ta kategoria strażników znacznie różniła się od reszty, która niesłużyła na froncie: Zdradzali wyrazne oznaki demoralizacji; świadczyła o tym skwapliwość, z jakąbrali łapówki od wszystkich kobiet i zabiegali o względy co młodszych, z jaką pozwalali oddalać sięz brygady kryminalistom, którzy włamywali się do prywatnych mieszkań i dzielili potem z nimiłupem.Zupełnie nie bali się surowych kar grożących im w wypadku, gdyby przełożeni dowiedzieli się o tychwystępkach.Protestowali tylko bardzo, ale to bardzo nieliczni.W archiwach zachowały się aktaniejakiego Daniluka, który kategorycznie odmówił służby w WOChR-ze.Stwierdził, że "nie chcesłużyć w żadnych organach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych".Daniluk wytrwał w swoimpostanowieniu mimo -jak to ujęto w dokumentach - "obróbki", co z całą pewnością oznaczało długieseanse zastraszania, a może nawet bicia, i w końcu zwolniono go ze służby.Przynajmniej w jegowypadku konsekwentna odmowa pracy w Gułagu przyniosła skutek.Z drugiej strony system rzeczywiście nagradzał swoich najwierniejszych (i mających najwięcejszczęścia) funkcjonariuszy, dając im znacznie więcej niż tylko perspektywę awansu społecznego i lepsze płace.Ci, których przymusowi robotnicy dostarczali państwu największych ilości złota itarcicy, mogli istotnie liczyć na jego hojność.Może i zwykły leśny łagpunkt nie byłnajprzyjemniejszym miejscem pod słońcem, ale już w centralnych siedzibach niektórych większychobozów żyło się dość wygodnie.W latach czterdziestych ośrodki wielkich kompleksów obozowych -Magadan, Workuta, Norylsk, Uchta - były dużymi, tętniącymi życiem miastami; pracowały w nichsklepy, działały teatry, istniały ogrody i parki.W porównaniu z pierwszymi, pionierskimi latamiGułagu możliwości normalnego, przyzwoitego życia zwiększyły się niepomiernie.Zajmującynajwyższe stanowiska w hierarchii służbowej znaczniejszych obozów dostawali wyższewynagrodzenia, wyższe premie i dłuższe urlopy niż zwyczajni pracownicy, mieli dostęp do dóbr itowarów, których chronicznie brakowało w reszcie kraju."W Norylsku żyło się lepiej niżgdziekolwiek indziej w całym Związku Sowieckim" -wspomina Andriej Czeburkin, brygadzista z Norylska, pracujący pózniej w jednym z urzędów w tymmieście. Po pierwsze, wszyscy komendanci mieli gosposie, służące więzniarki [.], jedzenie byłowspaniałe -wszystkie gatunki ryb.Można je było łowić w jeziorach.W całym Związku Sowieckim żywność byłaracjonowana; my obywaliśmy się na dobrą sprawę w ogóle bez kartek.Mięso.Masło.Jeśli chciałeśszampana, musiałeś brać również kraby.Było ich pełno.Kawior [.], walały się go wszędzie całebeczki.Mówię oczywiście o naczalstwie, nie o więzniach.Ale wówczas wszyscy robotnicy byli więzniami [.] Płacono dobrze [.], jeśli byłeś, powiedzmy,brygadzistą, dostawałeś 6 tysięcy-8 tysięcy rubli; w Rosji Centralnej nie zarobiłbyś więcej niż 1200.Przyjechałem do Norylska by objąć posadę kontrolera w specjalnym zarządzie NKWD, zajmującymsię poszukiwaniem złóż uranu.Dostawałem wynagrodzenie kontrolera - na początek 2100 rubli, apotem, co pół roku, 10 procent podwyżki - prawie pięć razy tyle, ile zarobiłbym w cywilu.Pierwsza sprawa, o której wspomina Czeburkin - "każdy szef miał służących" -miała fundamentalne wręcz znaczenie.W istocie rzeczy nie dotyczyło to wyłącznie "naczalstwa", alena dobrą sprawę wszystkich funkcjonariuszy.Teoretycznie zatrudnianie więzniów w charakterze służby domowej było zakazane, a jednak stało siępowszechną praktyką i - mimo ponawianych ustawicznie prób jej wykorzenienia - trwałą.KonstantinRokossowski -oficer Armii Czerwonej, a pózniej kolejno generał, marszałek i minister obrony stalinowskiej Polski- pracował jako służący "chamowatego strażnika nazwiskiem Buczko, a jego obowiązki polegały naprzynoszeniu swojemu szefowi posiłków, sprzątaniu, paleniu w piecach itd.".Jewgienia Ginzburgbyła w Magadanie praczką żony jednego z pracowników administracji łagru.Również ThomasSgovio został adiutantem wyższego funkcjonariusza WOChR-y, któremu gotował i dla którego"kombinował"alkohol.Z czasem strażnik nabrał do niego zaufania."Thomas, mój chłopcze - mawiał - pamiętaj ojednym.Pilnuj mojej legitymacji partyjnej.Kiedy się upiję, uważaj, żebym jej nie zgubił.Jesteś moim służącym - i jak ją zgubię, to zastrzelę cię jak psa [.], a nie chciałbym tego robić".Ale prawdziwym szychom Gułagu nie imponował jużsłużący.Złą sławę człowieka bez skrupułów, zbijającego kolosalny majątek w samym środku światabezprzykładnej nędzy, zyskał sobie Iwan Nikiszow, który po wygaśnięciu Wielkiej Czystki został w1939 roku szefem Dalstroju i utrzymał się na tej posadzie do roku 1948.Nikiszow byłprzedstawicielem zupełnie innej generacji niż jego poprzednik na tym stanowisku, Berzin, pokolenia,dla którego burzliwe lata rewolucji i wojny domowej były już odległą przeszłością.Być możedlatego właśnie bez najmniejszych skrupułów traktował swoją funkcję jako odskocznię do życia wluksusach i dostatku.Utrzymywał "liczną ochronę osobistą, najlepsze samochody i luksusowowyposażone biura [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl