[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czeka was bardzo miła przejażdżka.Ruszajcie się.- A jeśli się nie ruszymy? - zapytała samozwańcza przywódczyni grupy.Chętnie skręciłby jej kark.Rozmarzył się na tę myśl.Kiedy już dojdzie dowymiany, a nie miał wątpliwości, że dojdzie, może odeśle pięcioro dzieci,zamiast sześciorga.- Jak się nazywasz, mała?- Tiffany Leticia Ambrose.Tiffany.Niebywałe, żeby taki mały śmieć miał na imię Tiffany.- Posłuchaj, Tiffany, jeśli natychmiast nie zamkniesz buzi, twoiprzyjaciele zapłacą za to.Zrozumiałaś?Inne dziecko wybuchłoby płaczem, ale dziewczynka skinęła tylko głową icofnęła się.Harry obdarzył gromadkę dobrodusznym uśmiechem.- Zatem postanowione, tak? Decyzja podjęta? Jedziemy w góry.Nie czekając na odpowiedz, Harry ruszył do drzwi.Dzieci podreptały zanim posłusznie, niczym owce idące na rzez.Genevieve obudziła się póznym rankiem.W telewizji, zamiastwiadomości przeplatanych gęsto reklamami, leciały bezsensowne kreskówki dladzieci.%7łeby chociaż jakieś japońskie, pomyślała kwaśno.Usłyszała energicznekroki, zaraz potem rozległo się pukanie do drzwi, znak, że najwyższa porawstawać.Czy to dobry dzień, żeby iść na śmierć?Nie wiedziała, co zobaczy za drzwiami.Wizjer został zablokowany przezjakiegoś poprzedniego lokatora, ale zakładała, że Peter nie pozwoliłby sięzbliżyć nikomu obcemu do jej pokoju.A nawet gdyby pozwolił.Było jej jużwszystko jedno.Otworzyła drzwi i spojrzała na kobietę stojącą w progu.Elegancka,piękna, o chłodnej urodzie, pozbawiona wieku, sprawiała trochę niesamowitewrażenie.Uśmiechnęła się do Gene, widząc jej zaszokowaną minę.- 229 -SR- Isobel Lambert - przedstawiła się, wymawiając nazwisko po francusku.-Jestem szefową Petera, szefową Komitetu, mówiąc dokładnie.Mogę wejść?Genevieve otworzyła szerzej drzwi, powstrzymując się przedsprawdzeniem, czy samochód Petera stoi nadal na parkingu, a jeśli tak, to czyPeter w nim siedzi.Madame Lambert mogła mieć jakieś metr sześćdziesiąt pięćwzrostu, wysokie szpilki czyniły ją znacznie wyższą, ale i tak Genevieve wydałasię maleńka.- Przepraszam, ale nie mogę zaproponować ani krzesła, ani kawy -powiedziała, nie ukrywając niechęci.- Jak pani widzi, nie mam tutaj warunkówdo przyjmowania gości.Isobel Lambert spojrzała na łóżko, właśnie na to, na którym kochali siępoprzedniej nocy, i Genevieve poczuła, że jeszcze chwila, a zacznie krzyczeć.Czy wszyscy ci ludzie mają szósty zmysł? Dlaczego Isobel Lambert niespojrzała na drugie łóżko?Genevieve usiadła na łóżku Petera.Niech sobie jej niespodziewany gośćmyśli, co chce.Cholera, nie, Peter zapewne zdał jej dokładną relację.Albojeszcze gorzej, przespał się z Genevieve na wyrazne polecenie swojej szefowej.Nie powinna się nad tym zastanawiać, jeśli nie chce zwariować.Spała wubraniu i teraz czuła się wymięta, nieświeża.Głupi pomysł, jeśli nie ma sięrzeczy na zmianę.Z drugiej strony patrząc, prawdopodobnie nie będą jej jużpotrzebne.Madame Lambert usiadła na sąsiednim łóżku, założyła nogę na nogę iwyjęła papierosa.- Pozwoli pani, że zapalę? Niestety, znowu wróciłam do nałogu.Pokój już i tak śmierdział dymem papierosowym i Genevieve byłoabsolutnie obojętne, czy madame Lambert będzie paliła czy nie.- Proszę bardzo.Papierosy mi nie przeszkadzają.W mojej sytuacji niemuszę się raczej martwić, że grozi mi śmierć od biernego palenia.- Proszę nie mówić o śmierci, pani Spenser.Pani nie umrze.- 230 -SR- Genevieve.Dajmy sobie spokój z kurtuazją, skoro wydajesz mnie w ręcemordercy.Madame Lambert uśmiechnęła się.- Peter uprzedzał mnie, że jesteś ostra.Bardzo dobrze.Gdybyś byłamazgajem, nie wysunęłabym tej propozycji.- Potrafię płakać - poinformowała swojego gościa skwapliwie Genevieve.- Zaraz mogę się rozszlochać.- Mówiła prawdę.Od wielu, bardzo wielu dnibyła na skraju załamania.Miała wrażenie, że kiedy raz już zacznie płakać, niebędzie w stanie przestać, ale resztki zdrowego rozsądku, które jeszczezachowała, nie pozwalały jej na to.- Peter powiedział mi, że się zgadzasz.Coś zle zrozumiałam? - Naidealnie gładkiej twarzy Isobel odmalowało się zafrasowanie.Ile operacjiplastycznych musiała przejść, ile zastrzyków z botoksu sobie zaaplikować, żebymieć tak doskonałą, pozbawioną wieku twarz?- Mam jakiś wybór?- Oczywiście.Czego nie da się powiedzieć o sześciorgu dzieci, któreHarry zabije, jeśli cię nie dostanie.Genevieve poczuła, że robi się jej niedobrze.Co za koszmar, pomyślała zrezygnacją.- A więc jednak nie mam żadnego wyboru - stwierdziła sucho.Madame Lambert skinęła głową.- Wymiana ma nastąpić w posiadłości Van Dorna nad jezioremArrowhead.Nie wiem, dlaczego wybrał właśnie to miejsce.Stamtąd do podnóżagór prowadzą tylko dwie drogi.- Widocznie czuje się zupełnie bezpieczny.- Bardzo możliwe.Takie sytuacje już się zdarzały.W naszej profesjimusimy podejmować trudne decyzje moralne, Genevieve.Nie zawsze możnapowstrzymać zło, ale Harry się nam nie wymknie.Nie pozwolimy, żeby zrobiłkrzywdę tobie czy dzieciom.- 231 -SR- Znalezliście ciało Takashiego?Przez twarz madame Lambert przemknął ledwie zauważalny cień.- Nie - odpowiedziała po chwili.- To twardy człowiek, nie dałby się takłatwo zlikwidować.Mam nadzieję, że jednak żyje.- On mnie uratował.- Peter też cię ratował - poprawiła Genevieve madame Lambert.- Więcejniż raz, jeśli chodzi o ścisłość.- Miał mnie zabić.Z twojego polecenia? Madame Lambert nie okazałanajmniejszego zakłopotania.- Tak, z mojego polecenia.Bardzo trudno było mi je wydać i cieszę się, żenie posłuchał.- Nic straconego - wycedziła Genevieve.- Nadarza się całkiem nowasposobność.Jeszcze będę miała okazję zginąć marnie.Madame Lambert wstała i zgasiła niedopalonego papierosa wpopielniczce.- Nie zginiesz - powtórzyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]