[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Człowieku, zaciemniłeś wszystkie okna! Dopiero kiedy zobaczyłemsmużkę światła z salonu, zorientowałem się, że nie śpisz.Właśnie miałem zadzwonićdo drzwi.* U diabła, czego ty chcesz, Rudolfie?Trond nigdy nie lubił partyjnego kolegi Vibeke.Ona zresztą też.Kiedy o to pytał,najeżała się i krótko odpowiadała, że nie można mu całkiem ufać, ale nie chciałazdradzić nic więcej.Trond nie miał pojęcia, na ile Rudolf Fjord jest godny zaufania,ale nie podobał mu się sposób, w jaki ten facet traktował kobiety.Był przystojny, takprzynajmniej wydawało się Trondowi.Wysoki, dobrze zbudowany, z mocnympodbródkiem i intensywnie niebieskimi oczami.Rudolf wykorzystywał kobiety,konsumował je.* Tak jak mówiłem, chciałem tylko.* Daję ci jeszcze jedną szansę.Nie przyszedłeś tu z wyrazami współczucia w środkunocy.To kłamstwo możesz sobie wsadzić do kieszeni.Dlaczego tu jesteś?* Pomyślałem sobie.* Rudolf Fjord wyglądał tak, jakby zbierał myśli.Spojrzeniemniespokojnie krążył po ogrodzie.* Pomyślałem, że cię spytam, czy nie zgodziłbyśsię, żebym poszukał pewnych ważnych dokumentów, które Vibeke zabrała z biura.Miała je zwrócić w poniedziałek po zabójstwie.To znaczy.* O rany! * Trond Arnesen wybuchnął głośnym, pozbawionym radości śmiechem.*Czy ty jesteś kompletnym głupkiem? Krańcowym idiotą? * Znów się roześmiał,niemal rozpaczliwie.* Przecież policja zabrała wszystkie papiery.Czyś ty.Niczegonie rozumiesz? Nie masz pojęcia, co się dzieje, kiedy ktoś zostaje zabity?Zrobił krok w przód i zatrzymał się na samej krawędzi ganku.Dłońmi zasłonił uszy,jakby przed chwilą był świadkiem katastrofy.W końcu opuścił ręce, odetchnąłgłęboko i dodał:* Porozmawiaj z policją.Na razie.Już był za drzwiami i miał je zamknąć, gdy Rudolf Fjord pokonał schody jednymskokiem i wsunął nogę za próg, łydką blokując otwór między drzwiami a futryną.Trond spojrzał w dół.Zdziwiony uświadomił sobie własną wściekłość i z całej siłydociągnął drzwi.* Au! Cholera! Trond! Posłuchaj! Au!* Zabierz tę nogę! * Trond puścił drzwi na moment.* Mój komputer! * Rudolf wsunął stopę jeszcze głębiej.* A poza tym.Trond Arnesen nie ustąpił.Obie ręce trzymał na klamce.* Noga zaraz ci się złamie * oświadczył, teraz już spokojny.* Odsuń się!* Potrzebuję tych dokumentów i komputera.* Kłamiesz! To był jej prywatny komputer, dostała go ode mnie.* Ale ten drugi, ten.* %7ładnego innego nie było.* Ale.Trond pociągnął z całej siły za drzwi.* Au! Auuuu! A poza tym ona pożyczyła książkę!Noga była już porządnie wykręcona.Trond z fascynacją wpatrywał się w czarny but.Kant drzwi wbił się w skórę buta tuż nad osłoną kostki.* Jaką książkę? * spytał, nie podnosząc oczu.* Ostatnią powieść Bencke * wykrztusił Rudolf.Przynajmniej to była prawda.Trondzauważył ekslibrisi trochę się zdziwił, że tych dwoje pożyczało sobie lektury.* Tej książki nie ma * powiedział.* Nie ma?* Do diabła, Rudolfie! Książka zginęła i akurat w tej chwili to najmniejszy problem.Kup sobie kieszonkowe wydanie.* Puść mnie!Trond na próbę uchylił drzwi o parę centymetrów.Rudolf przyciągnął nogę do siebie.Z gardła wydarł mu się żałosny jęk, gdy położył stopę na drugim kolanie i próbowałdelikatnym masowaniem przywrócić krążenie w łydce.* No to cześć * powiedział słabym głosem.Kulejąc, zszedł ze schodów.Trond obserwował go, nie ruszając się z miejsca.Naalejce do furtki Rudolf kilka razyo mało się nie przewrócił.Mimo szerokich barków i drogiego płaszcza z wielbłądziejwełny wyglądał żałośnie, kiedy kuśtykająci postękując, szedł do drogi.Samochód zostawił daleko.Trond ledwie dostrzegałsrebrną płytę dachu błyszczącą w świetle latarni stojącej na samej górze zbocza.Namoment ogarnęło go współczucie.* %7łałosny typ * powiedział do siebie i poczuł, że już się nie boi zostać sam.Rudolf Fjord siedział w samochodzie, dopóki szyby całkiem nie zaparowały.Dookoła panowała cisza.Stopa solidnie bolała.Nie miał odwagi zdjąć buta, bysprawdzić, czy coś mu się nie stało, bo bał się, że go już nie włoży.Na próbę wcisnąłsprzęgło * szczęście, że ból dało się wytrzymać.Będzie mógł prowadzić.W najlepszym razie nic się nie stanie.Dokumenty są na policji.Oni niczego nie znajdą.Nie tego szukają.Nie był nawet pewien, czy cokolwiek istnieje.Vibeke nigdy mu nie mówiła, co ma wręku.Jej aluzje były mroczne, pogróżki niejasne.Ale na coś musiała wpaść.Liczył, że wejdzie do pustego domu.Teraz nie mieściło mu się w głowie, że mógł takmyśłeć, cały ten wypad wydawał mu się absurdalny.Od początku wiedział, żewłamanie nie wchodzi w grę.Nie był odpowiednio ubrany, nie wziął też żadnegosprzętu.Może miał nadzieję na spokojną rozmowę.Na to, że Trond bez zbędnychpytań da mu to, o co poprosi.%7łe możliwe będzie postawienie kropki, ta zapalnasprawa skończy się raz na zawsze.Zmęczenie zdawało się wysadzać oczy, suche z braku snu.Nigdy nie przypuszczał, że strach może wywoływać fizyczny ból.Może ona tylko blefowała?Oczywiście, że nie, pomyślał.Z nogą było coraz gorzej.Aydka drgała w lekkich skurczach.Ze złością starł wilgoć zprzedniej szyby i wrzucił bieg.W najlepszym razie nic się nie stanie.Trzy żałosne narady wreszcie się skończyły.Yngvar Stubo usiadł na obrotowymkrześle i z niechęcią patrzył na stosy poczty przychodzącej.Szybko przerzucił listy inotatki.Z niczym się nie spieszyło.Klepsydra stała zbyt blisko brzegu biurka.Ostrożnie przesunął ją w bezpieczniejsze miejsce.Ziarnka piasku utworzyłypołyskujący srebrem stożek w dolnej połówce szkła.Poruszone zaczęły się sypaćszybciej.Czas upływał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]