[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozostali kontrolerzy te\ nie wykryli \adnych anomalii wpodlegÅ‚ych sobie ukÅ‚adach.Dane medyczne Å›wiadczyÅ‚y, \e Pascal byÅ‚a w doskonaÅ‚ej formie dochwili nagÅ‚ego skoku ciÅ›nienia krwi i przyspieszenia tÄ™tna.- Nic nie wskazuje na ból w piersi, na który siÄ™ skar\yÅ‚a - zauwa\yÅ‚ Frankovich.- A zatem nie byÅ‚ dość powa\ny, by urzÄ…dzenia monitorujÄ…-ce odnotowaÅ‚y jakieÅ› zmiany -warknęła Krebs.- Obejrzyjmy jej EEG - zaproponowaÅ‚ Muzorawa.- Po-winno coÅ› wykazać, gdystraciÅ‚a koordynacjÄ™ ruchów.Nie wykazaÅ‚o.O Hara mruknęła:- Mo\e to reakcja psychosomatyczna, nie sÄ…dzicie? Godzinami przeglÄ…dali dane.Dwóchstra\ników przyniosÅ‚o tace z kolacjÄ….Krebs poleciÅ‚a im przynieść ubrania dla trojga okrÄ™conych wkoce czÅ‚onków zaÅ‚ogi.W czasie jedzenia rozma-wiali, dyskutowali, sprzeczali siÄ™ o dane.-Nagrania Å›wiadczÄ… - mówiÅ‚a Kayla Ukara, krzywiÄ…c siÄ™ ze zÅ‚oÅ›ci - \e wszystko byÅ‚o dobrze.- Dopóki IrenÄ™ nie zwinęła siÄ™ w pół - powiedziaÅ‚ Muzora-wa.Jest przygnÄ™biony, pomyÅ›laÅ‚ Grant.Karlstad odzyskaÅ‚ odrobinÄ™ dawnej nonszalancji.- Mo\e coÅ› jÄ… Å›miertelnie wystraszyÅ‚o.- Ona nie umarÅ‚a! - warknęła Ukara.- Chcesz siÄ™ zaÅ‚o\yć? - parsknÄ…Å‚ Karlstad.- Gdyby \yÅ‚a, Patti albo mo\e nawet sam Stary Wojoprzyszliby tutaj, \eby nam o tym powiedzieć.- Na pewno nadal jÄ… ratujÄ… - powiedziaÅ‚ Muzorawa.- JeÅ›li nawet, po tylu godzinach i tak ju\ po niej.- Nie mów tak, to okropne - zwróciÅ‚a mu uwagÄ™ O Hara.Karlstad wzruszyÅ‚ ramionami.- Jak staro\ytne Spartanki mówiÅ‚y swoim synom? Wracaj z tarczÄ… albo na tarczy.IrenÄ™ wróciÅ‚ana tarczy.- Mówisz okropne rzeczy - powtórzyÅ‚a O Hara.Ukara zmia\d\yÅ‚a go wzrokiem.- A bo co? - burknÄ…Å‚.- Boicie siÄ™, \e moje sÅ‚owa mogÄ… zaszkodzić?- SÅ‚uchaj.Drzwi otworzyÅ‚y siÄ™ i doktor Wo wjechaÅ‚ na wózku do po-koju.WyglÄ…daÅ‚ na wykoÅ„czonego.Grantpo raz pierwszy po-myÅ›laÅ‚, \e dyrektor faktycznie jest stary.- Doktor Pascal zmarÅ‚a nieodzyskujÄ…c przytomnoÅ›ci.- Jego szorstki, chrapliwy gÅ‚os brzmiaÅ‚ beznadziejnie ponuro.- Próby reanimacji speÅ‚zÅ‚y na niczym.Grant widziaÅ‚ emocje na twarzach towarzyszy: szok, smu-tek, strach.Kayla miaÅ‚a wÅ›ciekÅ‚Ä… minÄ™,ale Å‚zy bÅ‚yszczaÅ‚y w jej oczach.- Panie Archer - podjÄ…Å‚ doktor Wo - zajmie pan miejsce doktor Pascal w zaÅ‚odze.ProszÄ…przygotować siÄ™ do jutrzejszej operacji.Grant siedziaÅ‚ jak ra\ony gromem.Ja? Operacja? CzuÅ‚, jak serce tÅ‚ucze mu siÄ™ w piersi.ZosÅ‚upieniem popatrzyÅ‚ nad stoÅ‚em na Karlstada, który uÅ›miechaÅ‚ siÄ™ kpiÄ…co.- Z tarczÄ… albo natarczy - powiedziaÅ‚ bezgÅ‚oÅ›nie biofizyk.¦OperacjaGrant z narastajÄ…cym zdenerwowaniem dokÅ‚adnie smaro-waÅ‚ siÄ™ kremem depilujÄ…cym.ZanurzÄ…mnie w tej zupie, powta-rzaÅ‚ sobie.UtopiÄ… mnie.Nie bez problemów Å›ciÄ…Å‚ wÅ‚osy, a potem ogoliÅ‚ resztki do goÅ‚ej skóry.Krem depilujÄ…cy dziaÅ‚aÅ‚tylko na skÄ…pe owÅ‚osienie albo przystrzy\ony zarost.SiÄ™gajÄ…c do Å‚ydek i poÅ›ladków w cia-snejÅ‚azience, czuÅ‚ siÄ™ niezdarnie i gÅ‚upio.UderzaÅ‚ w Å›ciany Å‚okcia-mi i kolanami, wykrÄ™caÅ‚ rÄ™ce i nogi.ZmywajÄ…c Å›liski i lepki krem zauwa\yÅ‚, \e jest w nim peÅ‚no wÅ‚osów.ZastanowiÅ‚ siÄ™, czy niezapchajÄ… odpÅ‚ywu prysznica, i zaraz potem pomyÅ›laÅ‚: Co mnie to obchodzi?Choć bez przerwy sobie powtarzaÅ‚, \e nie ma siÄ™ czym przejmować, \e bÄ™dzie w stanie oddychaćciekÅ‚ym PFC tak samo, jak Lane, Zeb i pozostali, czuÅ‚ narastajÄ…cy strach.I urazÄ™, która przeradzaÅ‚asiÄ™ w zÅ‚ość.Nie chcÄ™ tego robić, myÅ›laÅ‚.Wo nie daÅ‚ mi wyboru.WskazaÅ‚ mnie palcem, a ja mamwskoczyć do tego topielnika.DokÅ‚adnie tak, jak powiedziaÅ‚ Egon: Wo pociÄ…ga za sznurki, a mytaÅ„czymy niby marionetki.Å›adnych pytaÅ„, \ad-nego sprzeciwu, \adnej pomocy.ModliÅ‚ siÄ™, zmywajÄ…c antyseptyczny krem z nóg, ramion, pach i pachwiny.ModliÅ‚ siÄ™ ozrozumienie, o akceptacjÄ™, a nade wszystko o odwagÄ™.Obym nie wyszedÅ‚ na dupka, kiedy nadej-dzie czas, by wejść do zbiornika, bÅ‚agaÅ‚ w milczeniu.Oby nie zobaczyli, jak bardzo siÄ™ bojÄ™.Skoro Egon daÅ‚ sobie radÄ™, pomyÅ›laÅ‚, ja te\ to zniosÄ™.Mimo to dr\aÅ‚y mu rÄ™ce.GÅ‚oÅ›ne brzÄ™czenie telefonu wystraszyÅ‚o go tak mocno, \e upuÅ›ciÅ‚ gÄ…bkÄ™.- Odbierz - zawoÅ‚aÅ‚.Z Å‚azienki nie widziaÅ‚ twarzy na ekranie telefonu, ale usÅ‚y-szaÅ‚ chÅ‚odny, bezczelny gÅ‚os kapitanastra\y.- Zespół operacyjny czeka.Mam przysÅ‚ać swoich ludzi? - Jestem prawie gotowy - odparÅ‚Grant, czujÄ…c na policz-kach rumieniec zÅ‚oÅ›ci.- Sam pójdÄ™.- Dziesięć minut.W przeciwnym wypadku kogoÅ› po*ciebie poÅ›lÄ™.Grant skoÅ„czyÅ‚ siÄ™ myć, zaÅ‚o\yÅ‚ Å›wie\y kombinezon i mo-kasyny.RuszyÅ‚ do drzwi, przystanÄ…Å‚niezdecydowanie.Musisz iść, powiedziaÅ‚ sobie.Nie masz wyboru.WrzÄ…c z bezsilnej zÅ‚oÅ›ci i narastajÄ…cego niepokoju, szarp-niÄ™ciem otworzyÅ‚ drzwi i pomaszerowaÅ‚w kierunku oÅ›rodka zanurzenia.Z ka\dym krokiem zÅ‚ość ustÄ™powaÅ‚a czystemu stra-chowi.Pan jest moim pasterzem, mówiÅ‚ w duchu, nie brak mi ni-czego.Nim dotarÅ‚ do drzwi oÅ›rodka, powtórzyÅ‚ psalm z tuzin razy.CzekaÅ‚ na niego kapitan z szeÅ›ciomastra\nikami.Sheena te\ tam byÅ‚a.SiedziaÅ‚a na podÅ‚odze przy zbiorniku, prze\uwajÄ…c Å‚odygi selera.Dzwignęła siÄ™ na nogi i podeszÅ‚a do Granta.- Cześć, Sheena - powiedziaÅ‚ z trudem.- Grant pÅ‚ywa - wychrypiaÅ‚a gorylica.- Jak ryba.Z trudem przeÅ‚knÄ…Å‚ Å›linÄ™.PodszedÅ‚ kapitan.- Mamy opóznienie.- Przepraszam - mruknÄ…Å‚ Grant.ZdjÄ…Å‚ mokasyny, rozpiÄ…Å‚ kombinezon.Jeden z ochroniarzy zagwizdaÅ‚, gdy Å›ciÄ…gnÄ…Å‚ ubranie.- Aadne nogi.Pozostali zachichotali.- No to zaczynamy - powiedziaÅ‚ kapitan.- ChwileczkÄ™.ChcÄ™.Nie czekali.Kapitan popchnÄ…Å‚ go na skraj du\ego zbiornika.- Nie, zaczekajcie.- wykrztusiÅ‚Grant.DyszaÅ‚ ze strachu, oczy miaÅ‚ wytrzeszczone, rozbiegane.Sheena zÅ‚apaÅ‚a go za prawÄ… rÄ™kÄ™; uwa\aÅ‚a, \eby nie poÅ‚a-mać koÅ›ci, ale i tak sprawiaÅ‚a mu ból.Dwaj ochroniarze zajÄ™li siÄ™ lewÄ… rÄ™kÄ…, trzeci chwyciÅ‚ go pasie, a czwarty oderwaÅ‚ bose stopy odpokÅ‚adu.Grant straciÅ‚ oparcie dla szaleÅ„czej szamota-niny.Å›aden ze stra\ników nie powiedziaÅ‚ sÅ‚owa.Grant sÅ‚yszaÅ‚ wÅ‚asne rozpaczliwe, spanikowaneposapywanie, szuranie butów ochroniarzy po zimnej metalowej podÅ‚odze, stÄ™kniÄ™cia wytÄ™\o-nychoddechów.Kapitan wprawnie zÅ‚apaÅ‚ w wielkie dÅ‚onie jego Å‚ysÄ… gÅ‚owÄ™ i wepchnÄ…Å‚ jÄ… do zbiornika z gÄ™stymoleistym pÅ‚ynem.Grant mocno zacisnÄ…Å‚ powieki i wstrzymywaÅ‚ oddech, a\ w koÅ„cu poczuÅ‚, \ezaraz pÄ™knÄ… mu pÅ‚uca.PÅ‚onÄ…Å‚ od wewnÄ…trz, dusiÅ‚ siÄ™, tonÄ…Å‚.Ból byÅ‚ nie do zniesienia.Nie mógÅ‚oddychać.Nie Å›miaÅ‚ oddychać.Niezale\nie od tego, co mu powiedzieli, na najgÅ‚Ä™bszym,najbardziej prymitywnym poziomie jazni wiedziaÅ‚, \e to go zabije.Odruch przewa\yÅ‚ nad rozumem.Wbrew sobie, wbrew przera\eniu, otworzyÅ‚ usta.ZakrztusiÅ‚ siÄ™.ChciaÅ‚ wrzasnąć, za-woÅ‚ać, bÅ‚agać o miÅ‚osierdzie.Lodowaty pÅ‚yn wypeÅ‚niÅ‚ pÅ‚uca.CaÅ‚e ciaÅ‚ozadr\aÅ‚o, zadygotaÅ‚o z ostatniÄ… nadziejÄ… \ycia, gdy bezlito-Å›nie wrzucili go do zbiornika.GrantzaczÄ…Å‚ opadać na dno.OtworzyÅ‚ oczy.Na dole paliÅ‚y siÄ™ Å›wiatÅ‚a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]