[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miałem szczęściaznalezć cokolwiek.Na, was hast du organisiert, Pfleger?  przywitał1.No coś tam zdobył, pfleger?178.nas kapo, skoro tylko zajechaliśmy przed pałacyk.Z satysfakcją pokazałem dwieduże walizki spoczywające w koszu furmanki.Kapo aż gwizdnął ze zdumienia.Zawołał swą kapo i natychmiast wzięli się do przeglądania i dzieleniamedykamentów.Biały chleb oczywiście uznał za swoją własność, obdarowując nimszarmancko Niemkę.Jej też zaraz musiałem zmienić opatrunek, tym razem nawłaściwy, bo już było z czego.Kapo kazał zrobić apteczkę, dla której przeznaczył część lekarstw.Będzie onaumieszczona w naszym domku jako podręczna apteka.Reszta lekarstw pozostanie wpa-łacu do dyspozycji tak kobiet, jak i naszej. Francówka", po rozpoznaniuoczywiście, była przeznaczona do wyłącz-nego użytku kapo, który zwąchał w niejspirytus.Przeglą-dając jeszcze raz lekarstwa, przypadkowo otworzyłem je-dno zpudełek zawierających watę.Ku mojemu zdziwienia i rozpaczy  kapo przez całyczas zaglądał mi przez plecy  wraz z watą wysunął się z pudełeczka złoty męskizega-rek na rękę.Kapo natychmiast go zarekwirował.Wieczorem musiałem znowu masować obolałego kapo.Masować było lżej, boposmarowałem go maścią kamforo-wą.O zegarku nawet nie wspomniał, poza tym byłwsta-wiony.Zajeżdżało od niego alkoholem, kamforą, a przede-wszystkim mentolem.Kapo tłukł się po nocy szukając po ciemku kubła.Miał torsje.Dobrze mu tak!Teraz kiedy pluskwy uśpione  cu-prexem" pozwalały mi usnąć, znowu ten pijaczynanie da-wał mi spokoju.Zaaplikowałem mu pierwsze lepsze kro-ple, po czymniespodziewanie zapadł w głęboki sen.Rano wyglądał rzeczywiście na chorego.Jako  zna-chor" wiedziałem, że są toskutki zatrucia alkoholem skaż-żonym różnymi świństwami.Alkohol i kamforazdążyły już z niego wywietrzeć, ale ciągle jeszcze zajeżdżał mento-lem.Poprzedniego dnia musiał się solidnie uraczyć wodą do płukania gardła.Patrzącna mnie złym oki|em mruczał ze złością:   Francówka",  francówka"!.! Czy jakazałem mu ją pić.?.Rozdział XLVIINiebawem okazało się, że szumna funkcja komman-dopflegera była niestety fikcją.Kapo wcale nie dał mi lżej-179.szej pracy.W dalszym ciągu lasowałem wapno bądz robi-łem wykopy pod budowękurników, które pózniej przyszło mi stawiać.Po prostu byłem murarzem, astanowisko pie-lęgniarza traktował kapo jako moje dodatkowe zajęcie, absorbującmój wolny czas głównie dla swoich potrzeb.W miarę zyskiwania sobie corazwiększej popularności jako jedyny pielęgniarz  nie mogłem się już dekonspiro- wać- na całe Harmęże, siłą faktu stałem się prawdziwym znachorem.Ludziepotrzebowali pomocy.Jeszcze pół biedy jeżeli chodziło o opatrunki.Gorzej, jakktoś naprawdę był chory.Zmuszony byłem  czarować", jak powiadał je-dynywtajemniczony, Kolczyński.Dawałem wówczas jakąś pastylkę, najczęściej aspirynę,co zaszkodzić nie mogło a czasem nawet pomagało.W drastycznych wypadkachkierowałem do szpitala w głównym obozie, na co kapo wyrażał czasem zgodę.Czasleciał.Nastała pełna jesień a wraz z nią beznadziejne szarugi i chłody.Porankibyły bardzo zimne, rosa zamieniała się w szron.Coraz częściej wspominałem dobrerewirowe czasy, kiedy pracowało się pod dachem.Pwnego jesiennego ranka, pracując przy oczyszczaniu cegieł pochodzących zrozbiórki, zobaczyłem nie kończące się kolumny kobiet ciągnących od stronyBirkenau.Każda z tych kobiet niosła po dwie lub trzy cegły, które po dojściu dowyznaczonego miejsca z ulgą zrzucały, po czym zawracały , by za parę godzinpowrócić z nowym ładunkiem.Kobiety były boso, w zniszczonych letnichsukienkach, przez które przeświecało gołe ciało.Wszystkie były młode, opalone,ze śladami jeszcze nie zatartej przez obóz urody.Były to %7łydówki z transportuholenderskiego.Esesmanki szczuły je psami, a kapówki ze szczególną pasjąznęcały się nad tymi nieprzytomnymi ze strachu dziewczętami.Smutny ten pochódprzybywał do nas dwa lub trzy razy dziennie.Co dzień było ich mniej, a te,które pozostały przy życiu juz po tygodniu upodabniały się do starych,zniszczonych kobiet, w których trudno byłoby się domyślić tych samych dziewczątsprzed paru dni.Minęło jeszcze kilka dni po, czym nawet te przestałyprzychodzić.Na pewno zlikfidowano je jako nie nadające się do pracy.Nasz kom-mandofuhrer nie miał z tym większego zmartwienia, bo cegły było pod dostatkiem,a i kurniki były na ukończeniu.Myśl o nadchodzącej zimie przerażała mnie.Jak ja wy-180.trzymam w tym nędznym komandzie, skoro już teraz jest mi zimno i czuję sięnieszczególnie.Na domiar złego kapo zmienił w stosunku do mnie front, stającsię dokuczliwy.W dalszym ciągu cierpiał na reumatyzm i lumbago, z któ-rego nieumiałem go wyleczyć. Jaka praca, taka płaca".W myśl tej mądrej dewizy za-rzuciłem męczące mnie iupokarzające w oczach kolegów masaże kapo.Pracowałem w komandzie na równi zewszy-stkimi, mogłem być dodatkowo kommandopflegerem, alej nie miałem zamiarudłużej spełniać funkcji  osobistego lekarza" jaśnie pana kapo.Pal go diabli!.Ma swoją apteczkę, niech więc żre pastylki, różne  schmerztabletki" i za-pija je francówką", do której znów powrócił po wyczer-paniu się zapasu wódki zasprzedany esesmanowi zegarek, Moje masaże nie wyleczyły go co prawda, aleprzynosiły poprawę, zwrócił się przeto do mnie jednego wieczora, bym gowymasował. Tabletten nicht gut!. powiedział krzywiąc się.-Du sołlst mir die Massagemachen!1 dodał rozkazująco,Niech cię śmierć masuje!. zmełłem w duchu prze-kleństwo, siląc się nagrzeczną, acz wykrętną odpowiedz: Ich bin heute auch krank, Herr Kapo!.Ich habe Lumbago!2  I żeby to jakośudokumentować, skrzywiłem się boleśnie, łapiąc się za biodro gestem zapożyczonymwłaśnie od kapo.Zdaje się, że przebrałem miarkę, bo wrzasnął z trudem hamującwzbierający gniew. Waaaaas?!.Krew uderzyła mu go głowy, sczerwieniał, ale jeszcze opanował się. Also,gut.gut!. syknął. Geh weg Zawołał swego pipla. Stubendienst!.Bring mir Kamforasalbe!* Stubendienst, wyszukawszy tubę zmaścią, podał jąswemu panu.Kapo własnoręcznie rozmasował maść po obolałych miejscach, mówiącniby to do siebie, a niby do pipla, ale tak, bym ja usłyszał. Ja!.Jetzt muss ich selbst das machen!.Unser1 Tabletki niedobre!.Powinieneś mnie masować!2 Jestem dzisiaj także chory, panie kapo'.Cierpię na linn bago!3 Coooo? A więc dobrze.dobrze! Wynoś się!4 Stubendienst! Przynieś mi maść kamforową! 181. Herr Pfleger" ist heute sehr krank!  i podnosząc głosdodał uszczypliwie:  Er hat Lumbago!. Lumbago"!.1Nie wróżyło to nic dobrego.Przeholowałem! Nazajutrzrano kapo wstał rześki, ale zły.Był pełen energii i musiałją w jakiś sposób wyładować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl