[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wuj zaczerpnął tchu z jeszcze większym wysiłkiem.Potem wolnowypuścił powietrze.176– Sugeruję, żebyś spróbował się tego dowiedzieć – rzekł.– Dziś ranoport opuściła ściśle określona liczba statków.Pytaj tak długo, aż ustalisz,dokąd zmierzał ten konkretny.Akbar pokłonił się nisko i wyszedł.Wuj spojrzał na drżących u jego stópmężczyzn.– Wynocha.Prawie poprzewracali się nawzajem, z zapałem wypełniając polecenie.Kiedy Wuj został sam, znów podjął niespieszny spacer.Akbar byłambitny.Zrobi wszystko, by zdobyć potrzebne informacje.– Nie, żeby to miało aż takie znaczenie – mruknął Wuj.– Mamy ludzi wkażdym porcie, Czarna Kobra o to zadbał.Major i jego kobieta nie uciekną.–Zacisnął pięści, a jego usta powoli wygięły się w uśmiechu.– Osobiściedopilnuję, żeby major długo i należycie cierpiał za odebranie mi Muhlala.TL R177Rozdział 96 listopada 1822 przed obiademCiasna wspólna kajuta na rufie szebeki, gdzieś na Morzu śródziemnym, wdrodze do TunisuDrogi pamiętniku,Wbrew moim nadziejom szebeka okazała się statkiem dostosowanym dopotrzeb handlu, a nie przewozu pasażerów.Trudno tu o choćby odrobinę pry-watności.W istocie, nam, kobietom, poszczęściło się, że otrzymałyśmy kabinętylko dla siebie.Mężczyźni sypiają razem z załogą.Nie da się tu nigdzie odbyć intymnej rozmowy, nie wspominając ooddaniu się komunikacji niewerbalnej.Jeśli uwzględni się jeszcze, że nie matu co oglądać ani robić, nic dziwnego, iż Dorcas, Arnia i ja wręcz umieramy znudów.Dla odmiany nasi mężczyźni zaprzyjaźniają się z załogą (widziałamnawet, że Watson pobierał lekcje żeglowania).Gareth i kapitan dobrze siędogadują.Nad wyraz dobrze.Kiedy Gareth przechadza się po pokładzie warabskich szatach założonych do kawaleryjskich spodni i butów, z przypasanąszablą, podobnie jak kapitan wygląda na korsarza.TL RObserwowanie go, gdy tak spaceruje po pokładzie, to jedna z niewielurozrywek, na jakie mogę tu liczyć.E.10 listopada.1822, przed obiademNa szebece, w maleńkiej kajucieDrogi pamiętniku,Nie mam o czym donieść.Przez ostatnie pięć dni żeglowaliśmy szybko ibez incydentów.Wybieg Garetha, mający na celu zgubienie członków kultu wtrakcie ucieczki z Aleksandrii, najwyraźniej odniósł skutek – nikt nas nieniepokoi, nawet nocą.Chyba nie ma powodu nadal obawiać się ataku, w178każdym razie nie na tym etapie podróży.Gareth ciągłe wystawia czujki, aBister i Jimmy spędzają większą część dnia na najwyższym maszcie, jednakwszyscy znacznie się odprężyliśmy.Tak już przywykliśmy do napięcia, że terazz kolei bardzo zauważalna jest jego nieobecność.Zdawałoby się, że nadarza się idealna sposobność do tego, byśmy zGarethem kontynuowali zgłębianie więzi między nami (nie mogę wprostuwierzyć, że od owych paru chwil skradzionych między namiotami Berberównie mieliśmy okazji zająć się tą palącą kwestią!), lecz pod samym nosemwścibskiej załogi taka osobista interakcja jest całkowicie niemożliwa.Śledziłam nawet poczynania marynarzy, żeby się przekonać, czy znajdziesię miejsce, gdzie o określonej porze dnia regularnie nikogo nie ma, lecz nie.To więcej niż frustrujące.Rwałabym sobie włosy z głowy, gdybym sądziła, żena cokolwiek się to zda.Nie ma dokąd iść, nie ma co robić.Żadnych postępów.E.11 listopada 1822, przed obiademNadal na przeklętej szebeceTL RDrogi pamiętniku,Kapitan widocznie usłyszał moje narzekania.Albo to, albo też Garethnapomknął mu, że odgrażałam się, iż wyskoczę za burtę, jeśli jeszcze razdostaniemy na obiad rybę.Zaledwie przed chwilą bardzo kordialniepoinformował mnie (kapitan), że jutro na Malcie przybijemy do brzegu (nacały dzień!).Statek musi uzupełnić zapas wody pitnej, a ponadto kapitan liczy,że sprzeda część przewożonej soli.Moja spontaniczna i płynąca z głębi sercaodpowiedź brzmiała „Dzięki Bogu!", na co kapitan Laboule się uśmiechnął.Choć jest muzułmaninem, najwyraźniej uznał moje słowa za akceptowalnywyraz wdzięczności za boską interwencję.179Cały dzień na suchym lądzie! Czuję ulgę i zarazem nie mogę się jużdoczekać.Z pewnością znajdziemy z Garethem stosowne miejsce i dość czasu,żeby popchnąć naprzód nasze wzajemne relacje.Uderzyła mnie myśl, że my dwoje, eksplorując i planując naszą wspólnądrogę, odbywamy podróż równoległą do tej fizycznej, prowadzącej do Anglii.Oczekuję jutra z nadzieją i niecierpliwością.E.Valletta, założona przed wiekami przez Kawalerów Maltańskich,obecnie znajdowała się pod rządami brytyjskimi, o którym to fakcie Garethnie zapomniał i z naciskiem poinformował o nim członków grupy.Szebeka cięła spokojne wody zatoki Grand Harbour mieniące się odpromieni wiszącego jeszcze nisko nad horyzontem słońca, zbliżając się donabrzeży, które ciągnęły się poniżej dolnych umocnień imponującoufortynkowanego miasta.Stojąc przy nadburciu, Gareth zerknął naotaczających go towarzyszy podróży.Zgodnie z jego zaleceniem, wszyscyzałożyli arabskie stroje.– Musimy unikać okolic pałacu gubernatora – oznajmił.– Niemal naTL Rpewno spotkamy na ulicach wielu żołnierzy, oni jednak nie stanowiązagrożenia.Ferrar ma wpływy w dyplomacji, nie w armii.– Trzeba będzie za to uważać na członków kultu – powiedział Mullins.Gareth przytaknął.– Bez wątpienia tu są, obserwują, jest wszakże mało prawdopodobne, byzostali już uprzedzeni, że mają się rozglądać konkretnie za nami, to znaczygrupą o określonej liczebności i składzie osobowym, oraz że możemyporuszać się w przebraniu.Jeśli nie zwrócimy na siebie uwagi nietypowymzachowaniem, powinni nas zignorować.180– Przynajmniej tutaj – odezwała się Dorcas, poprawiając na sobie burkę– nie powinna ich zaalarmować wypowiedź po angielsku.– Zapewne nie – odparła Emily – ale rozsądniej będzie w miaręmożliwości udawać Arabów.Gareth był jej wdzięczny za ten komentarz.Potem szebeka przybiła dokamiennego nabrzeża i wszyscy zwrócili się w stronę, gdzie miał zostaćopuszczony trap
[ Pobierz całość w formacie PDF ]