[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Byłam zmęczona.- Zmęczona? Na litość boską, Freddie, wszyscy jesteśmy zmęczeni.Pracuję siedem dni w tygodniu.Usiłowała opanować rosnące poirytowanie.Usiadła.- Martwię się, Lewis.- Naprawdę? A niby o co?- Głównie o pieniądze.- Pieniądze! - Roześmiał się.- Nie masz powodu się o nie martwić.- Nie miałam za co kupić butelki wermutu.Musiałam powiedziećRonniemu w pubie, że resztę pieniędzy przyniosę jutro.- Raczej pod koniec miesiąca.Albo pod koniec roku.Zaniepokoiło jąjego dziwne spojrzenie.Nie potrafiławyczytać z jego oczu, czy jest zły, czy się z niej śmieje.Pomyślała, żeżartował.- To nie jest śmieszne.- Owszem, nie jest.- Podniósł butelkę whisky.- Napijesz się?- Nie, dziękuję.- Po prostu musisz bardzo rozsądnie prowadzić dom - oznajmił.Rozsądnie prowadzić dom! Przez całe życie starannie planowaławydatki.Doświadczenia matki i Tessy nauczyły ją wielkiej ostrożności.- Nie dajesz mi odpowiedniej sumy, Lewis.To, co od ciebie dostaję,nie wystarcza na prowadzenie domu, jeśli chcesz wydawać przyjęcia.Niespodziewanie kucnął obok niej, opierając dłoń na poręczy fotela.- Nie mam więcej pieniędzy, Freddie - powiedział, patrząc jej w oczy.-Nie mogę ci więcej dawać.Rozumiesz?Zszokowana, powiedziała szybko: -Chodziło mi jedynie o pięć, dziesięćszylingów.tylko tyle.- Przepraszam, ale nie mam nawet pięciu szylingów.- Odsunął się od niej.- Warsztat plajtuje.Teraz to ona musiała się napić.Nalała whisky do szklaneczki, wypiła łyki popatrzyła na męża.- Chyba żartujesz - powiedziała.- Po prostu macie gorszy okres wpracy.Niedługo Jerry znów będzie miał więcej zleceń.- Nie widziałem Jerry'ego od trzech tygodni.Freddie popatrzyła na niego zdumiona.- Jak to?- Właśnie tak.Ostatnio był w warsztacie trzy tygodnie temu.- Gdzie teraz jest?- Nie mam pojęcia.- Przecież musisz wiedzieć.- Naprawdę nie wiem.Nie widziałem go.Nie napisał ani słowa, niezadzwonił.- Przecież ma tu dom.- Nie ma go w domu.Dom jest zamknięty, zasłony zaciągnięte.- Lewisnapełnił szklaneczkę i położył się na kanapie.Podłożył sobie poduszkę podgłowę, postawił szklankę na piersi i zamknął oczy.- Jerry dał nogę -powiedział wolno.- Albo popełnił samobójstwo i leży martwy w sypialni.- Nie drwij sobie - skarciła go ostro.- Nie żartuję.Myślałem już o tym, żeby się tam włamać.- Otworzyłoczy i popatrzył na zegarek.- Może nawet jeszcze dzisiaj.- Lewis!- Nawet jeśli nie wykitował, muszę się dostać do ksiąg rachunkowych.Jerry pewnie je zabrał z biura do domu.- Trzy tygodnie.- szepnęła w osłupieniu.- Dlaczego mi niepowiedziałeś?- Nie chciałem cię martwić.Wiem, jak cierpisz z powodu naszychkłopotów finansowych, jak ich nienawidzisz.To była prawda.Te same doświadczenia, które nauczyły jąoszczędności, sprawiły, że panicznie obawiała się długów.Poczuła palącywstyd.Czyżby była aż tak surowa w swoich sądach i tak bardzo bała siężycia w ubóstwie, że nie potrafiła okazać mężowi współczucia,doprowadziła do tego, że bał się jej zwierzyć z kłopotów? A może po prostubył na to zbyt dumny?- Mimo wszystko powinnam o tym wiedzieć - upierała się.Wzruszył ramionami.- Miałem nadzieję, że lada chwila coś się trafi.To dlatego tak mizależało na dzisiejszym przyjęciu.Tim Renwick już od kilku miesięcyprzymierzał się do kupna jachtu.Cholerny kutwa, właśnie mi powiedział, żesię rozmyślił.Freddie przysiadła na brzegu kanapy i popatrzyła na męża.Miał ustawygięte w podkówkę i mętne oczy.- Pozwól sobie pomóc, Lewis.- Westchnęła.Ujął jej dłoń i pocałował.- Wystarczy, że będziesz się uśmiechać.To dla mnie najlepsza pomoc,kochanie.- Miałam na myśli to, że mogłabym poszukać pracy.Puścił jej rękę.- Nie zaczynaj znowu! - rzucił ze złością.- Musimy myśleć rozsądnie.Mogłabym pracować w niepełnymwymiarze godzin.- Nie, Freddie.- Lewis, ja chcę pracować.Ja to lubię.- Powiedz mi, co na przykład mogłabyś robić?Wzruszyła ramionami.-Wszystko.Nie jestem wybredna.Poszukam pracy w sklepie, w biurze,przy sprzątaniu.- Sprzątaniu! - wykrzyknął.- Moja żona miałaby zostać sprzątaczką?! -Zmrużył oczy.- Co by sobie ludzie pomyśleli?- Nie obchodzi mnie to.Nie możemy wybrzydzać, potrzebujemypieniędzy.Sam przed chwilą to przyznałeś.Zerwał się na nogi.- To małe miasto - powiedział lodowatym tonem.- Nigdy więcej nie zostaniemy nigdzie zaproszeni, jeśli ludzie pomyślą,że kazałem ci sprzątać dla zarobku.- W takim razie mogę wam pomagać w warsztacie.Skoro Jerry nieprzychodzi do pracy, ktoś musi prowadzić rachunki.Pracowałam w biurze iznam się na tym.Dzięki temu będziesz miał więcej czasu na zdobywaniezamówień.- Nie.- Lewis dopił whisky i usiadł.- Ty wciąż czegoś nie rozumiesz.Nie prosiłem cię o rękę po to, żebyś wysługiwała się mnie albo komuśinnemu.To jest mój azyl! - Uderzył pięścią w otwartą dłoń.- To! Nasz dom,w którym zrzucam z siebie wszystkie brudy tego świata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]