[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu nie do pomyślenia była pomoc w sprzątaniu czy też w kuchni, podczas gdy naMengstrasse, gdzie co prawda mama ani dziadek nie przykładali do tego zbytniej wagi, ojciecwraz z babką napominali ją często, by pomagała wycierać kurze, stawiając jej za przykładgorliwą, pobożną i pilną Klotyldę.W panience odzywały się feudalne skłonności rodziny matki,gdy bujając się w fotelu wydawała rozkazy służącemu lub pokojówce.Do służby starszychpaństwa należał jeszcze stangret oraz dwie dziewczyny.Trzeba przyznać, że to bardzo przyjemnie - obudzić się rano w dużym, widnym pokoju,obitym jasną materią, poczuć pod ręką miękką, atłasową kołdrę; należy też pamiętać, że napierwsze śniadanie - które podawano tam w pokoju z tarasem - roznoszono zamiast kawy lubherbaty czekoladę, codziennie prawdziwą, urodzinową czekoladę z wielkim kawałkiemświeżutkiej babki.Tonia spożywała śniadanie sama - oczywiście z wyjątkiem niedzieli - gdyż dziadkowieschodzili na dół o wiele pózniej, długo po rozpoczęciu szkoły.Zjadłszy swój kawałek babki,brała teczkę, zbiegała z tarasu i przechodziła przez pięknie utrzymany ogród.Milutka była ta mała Tonia Buddenbrook.Spod słomkowego kapelusika widać było jejobfite, kręcone złote włosy, które z biegiem lat ciemniały, a nieco wystająca górna warganadawała jej świeżej twarzyczce o szarobłękitnych, wesołych oczach wyraz pewnej zuchwałości,widoczny też w całej pełnej wdzięku postaci: na swych wysmukłych nóżkach, odzianych wśnieżnobiałe pończochy, szła kołyszącym się, elastycznym, pewnym siebie krokiem.Wiele osób znało i pozdrawiało córeczkę konsula Buddenbrooka, kiedy przez ogrodową furtkę wchodziła waleję kasztanową; powożąca swym wózkiem zieleniarka ze wsi, w wielkiej słomianej budce zewstążkami na głowie, przyjaznie wołała: - Dzień dobry, panieneczko! - Tragarz portowyMatthiesen, przechodzący przez ulicę w czarnym surducie, krótkich spodniach, białychpończochach i trzewikach ze sprzączkami, składał jej pełen szacunku ukłon zdejmując włochatycylinder.Tonia stała przez chwilę, czekając na swą sąsiadkę, Julcię Hagenstrom, z którą wspólnieodbywały drogę do szkoły.Była to dziewczynka o nieco za wysokich ramionach i dużychczarnych, błyszczących oczach; mieszkała w sąsiedniej willi, całkowicie zarośniętej dzikimwinem.Ojciec jej, pan Hagenstrom, który dopiero od niedawna mieszkał tu ze swą rodziną,ożenił się był z pewną młodą osobą z Hamburga, nazwiskiem Semlinger; miała ona wielkieczarne oczy, a ponadto największe w mieście brylanty.Pan Hagenstrom, współwłaściciel firmyeksportowej  Strunck & Hagenstrom , był wielce ruchliwy i ambitny, gdy chodziło o sprawymiasta, ale w starych miejscowych rodzinach o surowych tradycjach, jak np.Mollendorpfowie, Langhalsowie lub Buddenbrookowie, małżeństwo jego zrobiło wswoim czasie złe wrażenie i chociaż mimo swego drażliwego usposobienia wchodził jakoczłonek w skład różnych komisji, kolegiów, zarządów, nie był on tam szczególnie lubiany.Uwziął się i przy każdej sposobności przeciwstawiał się członkom osiadłych tu z dawna rodzin,zwalczał chytrze ich zapatrywania, narzucał swoje własne i w ogóle usiłował okazać sięniezastąpiony i o wiele dzielniejszy od nich wszystkich.Konsul Buddenbrook mawiał o nim: - Henryk Hagenstrom jest niemożliwy ze swymiwiecznymi utrudnieniami.czuje chyba do mnie jakąś osobistą urazę: gdzie tylko się zjawi, zarazmi szkodzi.Dzisiaj znowu była scena podczas posiedzenia Centralnego TowarzystwaDobroczynności.a nie dalej niż parę dni temu w Departamencie Finansów.- A JanBuddenbrook dodawał dialektem: - Stary bałwan!Kiedy indziej ojciec i syn powrócili do domu w złych humorach.Co się stało? E,drobnostka.stracili wielką dostawę żyta do Holandii; Strunck & Hagenstrom sprzątnęli im to sprzed nosa; co za lis z tego HenrykaHagenstroma!Takie i tym podobne słowa słyszała Tonia często, co oczywiście nie mogło usposobić jejnajlepiej dla Julci Hagenstrom.Chodziły razem, gdyż były sąsiadkami, ale najczęściej sprzeczały się ze sobą.- Mój ojciec ma tysiąc talarów - mówiła Julcia, przekonana, że strasznie przesadza.- Atwój?Tonia milczała, upokorzona i zazdrosna.Wreszcie mówiła spokojnym i obojętnym tonem:- Czekolada była dziś doskonała.Co ty właściwie pijasz na śniadanie, Julciu?- Ach, żebym nie zapomniała - odpowiadała Julcia - chciałabyś dostać ode mnie jabłko?Figę z makiem dostaniesz! - Zaciskała przy tym wargi, a czarne jej oczy aż wilgotniały zzadowolenia.Czasami chodził wraz z nimi rano do szkoły starszy o parę lat brat Julci, Herman.Miałajeszcze jednego brata, imieniem Maurycy, był on jednak chorowity i uczył się w domu.Hermanmiał jasne włosy i nieco spłaszczony nos.Mlaskał też często wargami, gdyż oddychał tylko przezusta.- Co za głupstwa - odezwał się - ojczulek ma o wiele więcej niż tysiąc talarów.Charakterystyczne dla niego było to, że zamiast chleba zabierał do szkoły maślaną bułkę,a raczej miękkie owalne ciastko z rodzynkami, na które nakładał sobie kawałek ozora lubgęsiny.Tak bowiem lubił.Dla Toni Buddenbrook było to coś nowego - maślana bułka z gęsiną - to musiało byćbardzo smaczne! Gdy pozwolił jej zajrzeć do swojej blaszanej puszki, oświadczyła, że miałabyochotę skosztować kawałek.- Za mało zostałoby dla mnie, ale jutro przyniosę trochę więcej i dam ci, jeżeli ty mi teżcoś dasz za to.Następnego ranka Tonia wyszła za furtkę i zaczekała chwilę, lecz Julcia nie zjawiała się.Wreszcie przyszedł Herman, ale sam jeden; huśtał puszką na rzemieniu i mlaskał wargami.- Masz tu - rzekł - maślaną bułkę z gęsiną; zupełnie bez tłuszczu, samo mięso.Co mi zato dasz?- Może szylinga? - spytała Tonia.Stali na środku alei.- Szylinga.- powtórzył Herman; potem przełknął ślinę i powiedział: - Wolałbym cośinnego.- Co takiego? - spytała Tonia; była gotowa dać wszystko za przysmak.- Całusa! - zawołał Herman Hagenstrom, objął Tonię ramionami i całował z całej siły, nie dotykając jednak jej twarzy, ponieważ przechyliła w tył głowę z niesłychaną zręcznością, lewąręką, w której trzymała teczkę szkolną, odepchnęła go, prawą zaś wymierzyła mu na oślep trzyczy cztery policzki.Zatoczył się w tył; ale w tejże chwili zza drzewa wyskoczyła niby czarnydiabełek Julcia; sycząc z wściekłości rzuciła się na Tonię, zdarła jej z głowy kapelusz i podrapałapoliczki.Od tego wypadku przyjazń została niemal zerwana.Tonia na pewno nie ze wstydu odmówiła młodemu Hagenstromowi pocałunku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl