[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szarozielony helikopter wykonał ostry nawrót nad pick-upem, półciężarówkąholowniczą i wozem Lucasów.Jessie nie miała pojęcia, skąd się tu tak nagle wziął - możenadleciał zza tej grani na południowym zachodzie? Maszyna zaczęła zataczać powolne,regularne kręgi.Groszek zarżał, stanął dęba i Bess musiała się uwiesić u uzdy całym ciężaremciała, żeby go uspokoić.Mendoza, rozjuszony tumanami pyłu, puścił soczystą wiązankęhiszpańskich przekleństw.Helikopter zatoczył jeszcze kilka kręgów, po czym odleciał, kierując się napołudniowy zachód; nabierając szybkości znikł im wkrótce z oczu.- A żeby cię pokręciło, cholerny kretynie! - wrzasnął za nim Lucas.- Do tyłka cinakopię!Jessie rozejrzała się za córką i zobaczyła ją pośrodku drogi.Obsypana kurzem Steviepodeszła do matki i pokazała na kulę.- Znowu się zrobiła czarna - oznajmiła.- Wiesz co?.-Zniżyła głos, jakby zwierzałasię z sekretu.- Ona chyba już miała się obudzić, ale przestraszyła się tego ryku.Czymże byłby świat bez dziecięcej wyobrazni? - pomyślała Jessie.Chciała jużzażądać zwrotu kuli, ale doszła do wniosku, że nic się nie stanie, jeśli Stevie jeszcze trochę jąpotrzyma.I tak zaraz po powrocie do miasteczka oddadzą znalezisko szeryfowi Vance'owi.- Nie upuść jej! - ostrzegła córeczkę i odwróciła się do Men-dozy podczepiającegohol.Stevie odeszła kilka kroków i znowu zaczęła potrząsać kulą, ale ani muzykawiatrowych kurantów, ani intensywny błękit nie powracały.- Nie umieraj! - poprosiła.Nie doczekała się jednak odpowiedzi.Kula pozostawała czarna; w jej lśniącej powierzchni dziewczynka widziała tylkoodbicie własnej buzi.Głęboko, głęboko, w środku tej czerni, ostrożnie, powoli, poruszyło się coś potężnego- starożytna istota kontemplująca blask docierającego do niej poprzez mrok światła.Potemznieruchomiała, medytując i rosnąc w siłę.Mendoza podczepił wreszcie pick-upa do holownika.Jessie podziękowała Lucasom zapomoc i wraz ze Stevie, która przez cały czas ściskała kurczowo w dłoniach czarną kulę,wsiadła do samochodu Mendozy.Odjechali w stronę Inferno.Ich śladem podążył helikopter - ledwie widoczny nad granią zamykającą południowo-zachodni horyzont.7.Paskuda w akcjiDzwonek obwieścił przerwę i ciche korytarze szkoły średniej Prestona wypełniłmomentalnie gwarny tłum.Centralna klimatyzacja nadal nie działała, w toaletach cuchnęłotytoniowym i marihuanowym dymem, ale wesołe porykiwania i salwy śmiechu zdawały sięświadczyć, że młodzieży to nie przeszkadza.W tym beztroskim nastroju pobrzmiewała jednak fałszywa nuta.Wszyscy uczniowiewiedzieli, że to ostatni rok szkoły średniej imienia Prestona.Inferno, choć skwarne i zabitedechami, było mimo wszystko ich domem, a dom niełatwo opuszczać.Byli chodzącymi kronikami burzliwych dziejów tych stron; reprezentowali wszelkieplemiona i rasy napływające tu niegdyś z Meksyku i z północy, by osiedlać się na teksaskiejpustyni.Oto proste, czarne włosy i wydatne kości policzkowe Navajo; tam wysokie czoło ihebanowe spojrzenie Apacza; tam znowu orli nos i jak wyrzezbiony profil konkwistadora;płowe, brązowe i rude włosy traperów i pionierów, żylaste sylwetki ujeżdżaczy dzikich koni,pewny siebie chód przybyszów ze wschodu, którzy w poszukiwaniu fortun ściągnęli doTeksasu na długo przed oddaniem pierwszego strzału w misji zwanej Alamo.To wszystko widoczne było w twarzach i sylwetkach, w ruchach, mimice, mowieuczniów, którzy wylegli na przerwę.Ale przodkowie tych dziewcząt i chłopców, nawetbezwzględni pogromcy Indian i pomalowani w barwy wojenne śmiałkowie, którzyzdejmowali im skalpy, przewróciliby się chyba w grobach, gdyby z Krainy WiecznychAowów mogli zobaczyć swoich potomków.Część chłopców podgolona była na wojskowąmodłę, inni nosili włosy poskręcane w sterczące szpikulce i ufarbowane na wściekłe kolory,jeszcze inni strzygli się do gołej skóry pozostawiając sobie tylko długie, opadające na plecykońskie ogony.Sporo dziewcząt strzygło się tak samo krótko jak chłopcy i farbowało włosyjeszcze krzykliwiej; inne nosiły układne fryzury księżnej Di, a jeszcze inne długie, zaczesanedo tyłu grzywy utrwalone żelem i ozdobione piórami, jakby w geście nieświadomego hołduskładanego indiańskim przodkom.Poubierani byli, każdy sobie, w przeróżne kombinacje dresów, kombinezonów wwojskowe barwy ochronne, kraciastych koszul ze skórzanymi frędzlami, bawełnianychkoszulek reklamujących zespoły muzyczne - jak Hooters, Beastie Boys i Dead Kenne-dys -koszulek surfingowych w elektrycznych, przyprawiających o oczopląs odcieniach, spodnikhaki, wytartych i połatanych dżinsów, portek w paski, wojskowych kamaszy, ręczniemalowanych tenisówek, tandetnych mokasynów, gladiatorskich sandałów i łapci wyciętych zestarych opon.Na początku roku obowiązywał wprawdzie strój szkolny, ale dyrektor - niski Latynosnawiskiem Julius Rivera, zwany przez uczniów Małym Cezarem - zaczął stopniowo łagodzićrygor, kiedy stało się jasne, że dla szkoły średniej Prestona nie ma ratunku.Od wrześniauczniowie z okręgu Presidio mieli być dowożeni autokarem do szkoły średniej w Marfa, asam Mały Cezar przenosił się do Northbrook High w Houston, gdzie miał uczyć geometrii.Na razie przemieszani ze sobą potomkowie rewolwerowców, kowbojów i indiańskichwodzów kłębili się beztrosko po korytarzach szkoły.Ray Hammond szperał w swojej szafce, szukając podręcznika do angielskiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]