[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W takim razie przyjdę o szóstej.- Opró\niła szklankę i zsunęła się ze stołka.- Ty te\się pojawisz w sobotę, Jack?- Tak, przyjdę.Lubię ten zespół.- No to na pewno się zobaczymy.- Obejrzała się i stwierdziła, \e ojciec \yworozprawia o czymś z przyjaciółmi, więc zawołała do niego: - Idę do domu, tato.Powiemmamie, \e ty te\ niedługo wracasz.Darcy, dopilnujesz, \eby wyszedł stąd w ciągu godziny,dobrze?- Sama wska\ę mu drzwi.- Darcy przyniosła tacę pełną pustych szklanek do baru.- Wnastępny wtorek mam randkę z pewnym panem z Dublina, który był tu kiedyś.Mo\eznajdziesz sobie kogoś i dołączysz do nas?- Mo\e i tak.- A jeszcze lepiej poproszę go, \eby przyszedł z przyjacielem.- W porządku.- Brenna zupełnie nie była zainteresowana randką z nieznajomym, aleprzyjemnie było planować coś takiego, gdy Shawn słuchał.- Zanocuję u ciebie, bo pewniepózno wrócimy.- On przyje\d\a po mnie punkt szósta - zawołała Darcy za Brenna, która ju\ ruszyłado drzwi.- Nie spóznij siei postaraj się wyglądać jak kobieta.Jack westchnął nad piwem, gdy Brenna wyszła.- Ona pachnie pyłem drzewnym - powiedział do siebie.- To bardzo przyjemnyzapach.- A ty nie masz nic innego do roboty, tylko ją wąchać? - rzucił w jego kierunkuShawn, a\ Jack spojrzał na niego zdumiony.- Co takiego? - bąknął.- Za chwilę wracam.- Gallagher podniósł ruchomy blat zamykający przejście za bar iopuścił go za sobą z takim hałasem, \e Aidan zaklął.Chciał dogonić Brennę.- Zaczekaj chwilę, Brenna! Poświęć mi jedną minutę.Przystanęła przy drzwiachswojej furgonetki i po raz pierwszy w \yciu poczuła, jak ogarnia ją ciepła fala kobiecejsatysfakcji.Uznała, \e to przyjemne uczucie.Bardzo przyjemne.Przywołała na twarz wyraz zaciekawienia i odwróciła się ku niemu.- Masz jakiś problem?- Owszem, mam problem.Dlaczego flirtowałaś z Jackiem Brennanem?Uniosła brwi pod nasuniętym na czoło daszkiem czapki.- A co tobie do tego, chciałabym wiedzieć?- Nie dalej jak kilka dni temu prosiłaś, \ebym się z tobą przespał, a ja nie chciałem.Ateraz przytulasz się do Jacka i planujesz kolację z nieznajomym?Zaczekała chwilę, i jeszcze jedną.- I co z tego?- Jak to co? - Patrzył na nią zdenerwowany.- To nie w porządku.Lekcewa\ącowzruszyła ramionami i odwróciła się, \eby otworzyć drzwi furgonetki.- To nie w porządku - powtórzył Shawn.Chwycił ją za ramiona i odwrócił ku sobie.-Ja się na to nie zgadzam.- Ju\ mi to wcześniej mówiłeś.- Nie o to chodzi.- Och, jeśli postanowiłeś, \e jednak chcesz się ze mną przespać, to zmieniłam zdanie.- Niczego nie postanowiłem.- zająknął siei umilkł na chwilę.- Zmieniłaś zdanie?- Tak.Tamten pocałunek wcale nie był taki, jak sobie wyobra\ałam.A zatem tymiałeś rację, a ja się myliłam.- Poklepała go protekcjonalnie po policzku.- I ju\.- A \ebyś wiedziała.- Przycisnął ją do furgonetki szybko i mocno.Brenna poczuła,jak rosną w niej naraz po\ądanie i gniew.- Jeśli zechcę, będę cię miał, i ju\.Na razie jednakchciałbym, \ebyś zachowywała się przyzwoicie.Nie mogła wydobyć z siebie słowa.Zrobiła więc jedyną rzecz, która przyszła jej dogłowy.Zaciśniętą pięścią uderzyła go w \ołądek.Stracił oddech, a rumieńce, które gniew wywołał na jego twarz, znikły zupełnie.Udałomu się ustać na nogach.Sam fakt, \e nie upadł, \e wytrzymał jej cios, a miała naprawdęsolidne uderzenie, spowodował nową iskierkę podniecenia.- Porozmawiajmy o tym na osobności, Brenna.- W porządku.Mam ci sporo do powiedzenia.Zadowolony, \e udało mu się osiągnąć to, co zamierzał, cofnął się o krok.- Wpadnij do mnie do chatki jutro rano.Zagniewana wsiadła do furgonetki i zatrzasnęła za sobą drzwi.- Mogłabym - rzuciła włączając silnik - ale tego nie zrobię.Ju\ raz do ciebieprzyszłam, a ty mnie odtrąciłeś.Nie zamierzam tam wracać.Musiał cofnąć się jeszcze dalej, aby nie przejechała mu po palcach stóp.Patrzył, jakodje\d\a i myślał, \e skoro ona nie chce przyjść do niego, musi znalezć jakiś inny sposób imiejsce, gdzie mogliby porozmawiać sam na sam.I jakoś się ze sobą dogadać.Bez świadków.7Patrząc na Shawna ktoś mógłby pomyśleć, \e nigdy nie trzymał w ramionach kobiety inigdy \adnej nie całował.Sam zaczynał się obawiać, \e zwariował i \e tamto wydarzenie wogóle nie miało miejsca.Chciał wierzyć, \e ona nigdy nie siedziała na kuchennym blacie wjego własnym domu i nigdy nie zaproponowała, \eby poszedł z nią do łó\ka.Niestety, to była prawda.Wiedział to, bo za ka\dym razem, gdy się do niej zbli\ał,czuł, \e ściska mu się \ołądek.Nie przejmował się tym ani trochę.Podobnie jak zupełnie go nie obchodziło, \e takcholernie normalnie zachowywała się w sobotni wieczór w pubie.Za ka\dym razem, gdywyglądał ze swojej kuchni z takiego czy innego powodu, patrzyła na niego z tącharakterystyczną miną, między drwiącym uśmieszkiem a szczerym uśmiechem.Zaczął się zastanawiać, jak mógł dawniej lubić taki wyraz jej twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]