[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bardzo prawdopodobne, że doktor nie żył.W tym momencie zadzwonił telefon.Dockerty zawahał się, jednak podniósł słuchawkę. Halo? Proszę z porucznikiem Dockertym. Przy aparacie. Poruczniku, mówi sierżant Mcllroy z Czwórki.Właśnie dostaliśmy telefon od jednego znaszych ludzi w Doctors Hospital.Wygląda na to, że David Shelton.wie pan, ten, którego panzamknął za zabójstwo z litości. Tak, wiem. No więc zjawił się jakiś czas temu na izbie przyjęć poharatany jak cholera.Zadzwoniłempod pański numer służbowy i powiedziano mi, że na pewno będzie pan chciał jak najszybciejsię o wszystkim dowiedzieć. Niech pańscy ludzie zatrzymają go w szpitalu. Nic z tego.Uciekł.Zwiał kilka minut po przybyciu z jakimś gościem.W szpitalu połapalisię, kiedy było po wszystkim.Nasi ludzie przesłuchiwali dwóch palantów, którzy zaczęli dosiebie strzelać w barze High Five. Kim był facet, który mu pomógł? Dockerty poczuł, że zaczyna mu pulsować w głowie. Nie mam pojęcia. Nie zapisano nazwiska na karcie przyjęcia Sheltona? W tym właśnie problem.Urzędniczka twierdzi, że ją wypełniała, ale nikt nie możeznalezć karty. Boże Wszechmogący! Co tu się dzieje? Nie mam pojęcia, panie poruczniku. Niech pan powie swoim ludziom w szpitalu, że zaraz tam będę.Mają nie puszczaćnikogo, kto widział Sheltona.Nikogo! Jasne? Tak jest. Jezus Maria. Dockerty odłożył słuchawkę, odgarnął z czoła kilka pasm włosów iwsunął je pod kapelusz.Zapowiadała się cholernie długa noc.Rudy Fisher trzy razy przejechał przed domem Christine, zanim Joey Rosetti doszedł downiosku, że nie spotkają ich żadne niespodzianki.Kazał olbrzymowi czekać pół przecznicydalej, po czym pomógł Davidowi wejść na prowadzące do drzwi wejściowych stopnie. Stary Leonard prawdopodobnie właśnie się poci powiedział ze śmiechem Joey.Wyobrażam sobie, jak próbuje się wykręcić, używając dziesięciu albo dwunastu słów, jakiezna.David oparł się o kule i zajrzał do środka przez szereg biegnących obok drzwi małychszybek.Poruszał się ostrożnie, ale nawet lekkie przekręcenie albo opuszczenie głowyprzyprawiało go o zawroty.Długie przebywanie w niskiej temperaturze zaburzyło ośrodekrównowagi albo zdolność adaptacji organizmu do nagłych zmian ciśnienia krwi.Dom był ciemny, jedyne światło, do tego dość przyciemnione, płynęło z pokoju po prawejstronie David przypuszczał, że z salonu.Popatrzył na zegarek.Zbliżała się pierwsza w nocy. No to chyba zadzwonimy, co? spytał nerwowo. Biorąc pod uwagę możliwości, sądzę, że to najlepszy wybór, doktorze.Cieszę się, że niejesteś zbyt spięty w podejmowaniu decyzji.Davidowi udało się roześmiać, po czym nacisnął guziczek dzwonka.Czekali na jakąśreakcję, ale nic się nie działo.David wzdrygnął się.Chłód, który czuł, był skutkiem czegośznacznie poważniejszego od gnanej wiatrem mżawki.Zadzwonił ponownie.Minęło dziesięćsekund.Dwadzieścia. Włamujemy się? Możemy, ale proponuję najpierw spróbować drzwi od tyłu odparł Joey.Wyszedł na ulicę i dał znak Rudy emu, że idą za budynek.David ostatni raz zadzwonił,chwilę postał, by zdusić atak mdłości, i ruszył za Rosettim.Trzeci dzwonek obudził Christine.Leżała w poprzek łóżka, śniąc jeden ponury sen zadrugim.Na podłodze walała się sterta podartych na strzępki kartek, pod nimi dwie butelkilekarstw.Obie były pełne. Chwileczkę, już idę! Czyżby obie koleżanki zapomniały kluczy? Znając je, było to dośćprawdopodobne.Wstała z łóżka i wbiła wzrok w podłogę.Popatrzyła na podarte notatki ibuteleczki z pomarańczowo-szarą śmiercią.jak blisko była krawędzi.Włożyła lekarstwa doszuflady, pozbierała podarte kartki i wrzuciła je do kosza.Po straszliwej godzinie, spędzonej popowrocie do domu, doszła do wniosku, że nic jej nie zmusi do odebrania sobie życia.Nic pozataką chorobą, jaka dotknęła Charlotte Thomas.Spojrzy w twarz swemu przeznaczeniu.Znów rozległ się dzwonek do drzwi, tym razem tylnych. Idę! Idę! Przeszła szybko przez kuchnię i zeszła do połowy prowadzących do tylnychdrzwi schodków, kiedy ją zamurowało.Na zewnątrz stał wsparty na kulach David Shelton izaglądał do środka przez szybki w drzwiach.Zapaliła zewnętrzne światło i ciężko westchnęła.Miał ściągniętą twarz, oczy ginęły w wielkich, czarnych dołach.Za nim stał odwróconyplecami drugi mężczyzna.Tętno Christine gwałtownie przyśpieszyło, ogarnęło ją złeprzeczucie. Christine, to ja, David Shelton. Jego głos był słaby i zdawał się dochodzić z oddali. Tak.wiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]