[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Patrząc na szare, pokryte grubą warstwą kurzu pozostałości rur i kanałów wścianach, Chel był w stanie prześledzić, jak korzenie wrastały tutaj z góry i biegły w dół,przez jedną lub więcej kamiennych mis, skąd chłonęły specjalne płyny.Obecnie większączęść galerii wypełniała bezładna plątanina - szare korzonki, szary kurz, szare pajęczyny.- Wszystko to zostało porzucone bardzo dawno temu - powiedział Chel.- I budzi wemnie nie tyle zdumienie, ile niejaki smutek.Trem kiwnął głową.- Moje odczucia były podobne, dopóki Jont nie natrafił na coś ciekawszego w innejgalerii.Kilka chwil pózniej, w obramowanym korzeniami wejściu do tamtej galeryjki, stali nadprostokątnym otworem w posadzce.- Kiedy usuwali martwe korzenie i zasuszone śmieci, Jont potknął się i upadł na kolanadokładnie w tym miejscu.- Trem przykucnął obok otworu.- Przegniłe deski zarwały się podnim i spadłby w ciemność, gdyby nie uchwycił się krawędzi i nie wylazł z powrotem na górę.W słabej poświacie jego kaganka widać było wąski ciąg schodów.Zeszli po nich, Tremprzodem.Chel natychmiast wywęszył coś, co pachniało inaczej niż korzeniowy dom: śladwilgoci, zapach drewna, potem gryząca woń pleśni.Coś rosło tam w dole.Schody skończyły się w małej wnęce nieco w bok od głównego korytarza, ale przejścieblokowała wielka rura.Nie, nie rura, uświadomił sobie Chel, gdy Trem zbliżył się do tegoczegoś z kagankiem, tylko olbrzymi korzeń.Idąc w ślady Uczonego, Widzący schylił się, byprzejść pod spodem, po czym ujrzał korytarz o wysokich ścianach, dość podobny do galeriipołożonych wyżej, tyle że tutaj korzenie były wielkie i żywe - niektóre cebulastego kształtu,inne rozwidlone.Z niektórych wyrastały siatki bladych, cieniutkich korzonków, którerozprzestrzeniały się po ścianach, zakrywając nikłe, przypominające labirynt ślady powcześniejszych takich siatkach.I tam, w cichym podziemnym półmroku, Chel usłyszałodgłos kropel spadających z wysoka na korzenie albo lądujących z chlupotem w małychkałużach.Kusiło go, żeby ściągnąć opaskę z czoła i spojrzeć choć jedną parą swoich nowychoczu na to wszystko, ale jego percepcje wciąż jeszcze pozostawały nieprzewidywalne, więcuznał, że może lepiej będzie to zrobić przy innej okazji.- Tak, Uczony Tremie - powiedział.- Zdumiewające to odpowiednie słowo.- Tysiące lat - rzekł Trem.- Tysiące zim i wiosen, a to wszystko nadal funkcjonuje;gdybyśmy przynieśli więcej lamp, zobaczyłbyś korzenie fenfinil w miejscach, gdzieprzechodzą przez otwory w sklepieniu, a potem przepychają się przez kołnierze tnące, któreuwalniają z nich żywicę i dostarczają ją do rur.Owszem, wszędzie jest pełno pleśni i mchu,ale nie aż tyle, żeby zablokować przepływ.- No więc, Uczony Tremie, skoro korzeniowy dom jest nad nami, co to za miejsce?Trem uśmiechnął się i pokręcił głową.- Mogę pokusić się jedynie o ostrożną hipotezę, Słuchaczu, że może to być jakiśnadrzędny system regulacyjny, na który natrafiliśmy zupełnym przypadkiem.Ale jeśli wpozostałych Norach również znajduje się coś podobnego, być może będziemy musieli sięjeszcze raz zastanowić, do czego służy.Gdybym tylko dowiedział się o tym przed opuszczeniem Hammergardu, pomyślał Chel.Ale Weynl i pozostali Słuchacze zakazali korzystania z radiostacji, by uniknąć zdradzeniapozycji przez sygnały, które łatwo można było wykryć z orbity.Tak więc cała komunikacjaodbywała się przez kurierów, czy to podróżujących pieszo, czy małymi sterowcami.I towłaśnie musiał zrobić teraz Chel - polecieć zeplinem Varstranda z powrotem do Waonwiru,zamiast podążać dalej do kolejnej Nory.Trzeba było poinformować pozostałych Słuchaczy, apózniej rozesłać wystarczająco wielu posłańców, żeby odkryć, czy w innych miejscach teżistnieją podobne galerie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]