[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spózniłyśmy się trochę, więc Will, Lance i cała reszta ich kumpli z drużyny - niewspominając! już o zespole czirliderek z liceum Avalon - już tam byli.Przybijali sobienawzajem piątki i wskakiwali do podgrzewanego basenu, oświetlonego chyba milionempapierowych lampionów.Stacy, Liz i ja wzięłyśmy sobie napoje gazowane, a potem? zatrzymałyśmy się przyguacamole - bo to tam na koniec zwykle lądują na imprezach wysokie dziewczyny - i przyglą-dałyśmy się wszystkim.Nikt nie zwracał na nas najmniejszej uwagi.To znaczy, nikt pozaowczarkiem szkockim, który podszedł i wcisnął nos w moją dłoń.- Cześć, piesku - powiedziałam.Był piękny, miał długą jedwabistą sierść, białą, zzaledwie kilkoma czarnymi łatami.I był też bardzo dobrze wychowany.Nie skakał na mnie itylko raz mnie liznął.Wiedziałam, że to musi być pies Willa, Kawaler.Przekonałam się, że miałam rację,kiedy Willowi udało się oderwać od adorującego go tłumku.Podszedł do mnie z okrzykiem:- Przyszłaś!Liz i Stacy obejrzały się zgodnie za siebie, żeby zobaczyć, do kogo on mówi, a japoczułam, że zaczynam się rumienić.Bo wiedziałam, że zwracał się do mnie.- Tak - powiedziałam, kiedy on przystanął przede mną.Przebrał się w luznekąpielówki i hawajską koszulę, rozpiętą do pasa.Trudno było nie patrzeć na mięśnie jegobrzucha.przypominały sześciopak piwa.Usiłowałam zignorować ten widok i dodałam: - Dziękiza zaproszenie.To moje koleżanki, Stacy i Liz.Obie dziewczyny patrzyły zupełnie zaskoczone.Will się z nimi przywitał, a potemzwrócił się do mnie:- Widzę, że Kawaler cię znalazł.Musiał cię polubić.To prawda.Pies oparł się o mnie bokiem, kiedy go drapałam za uszami.Aprzynajmniej dopóki nie przyszedł Will.Wtedy całą swoją uwagę skupił na nim.- Ma dobre maniery - powiedziałam idiotycznie, bo tylko to mi przyszło na myśl.Poza: Kocham cię! Kocham cię!Co, jak rozumiecie, nie byłoby zachowaniem przyjętym w towarzystwie.Will tylko się uśmiechnął i zapytał, czy popływamy.- Nie wzięłyśmy kostiumów - skłamała Liz, szybko zerkając w stronę Jennifer Gold,która przechadzała się w pobliżu i wyglądała absolutnie anielsko w białym jak śnieg tankini.- Och, my tu mamy mnóstwo zapasowych - powiedział Will.- W tym domku przybasenie.Wybierzcie sobie coś.Stacy i Liz popatrzyły na niego w milczeniu, zapominając o trzymanych w dłoniachchipsach, którymi nabierały guacamole.Szansa na to, że we trzy zaczniemy paradować w ko-stiumach kąpielowych na oczach drużyny czirliderek, była mniej więcej taka sama jak to, że znieba spadnie gigantyczny meteor i spali je wszystkie żywcem.Nie żebym życzyła im takiego losu.Przynajmniej nie do końca.- Baw się dobrze - powiedział do mnie Will z szerokim uśmiechem, zupełnie niezauważając naszego zażenowania, jak każdy normalny facet.- Muszę ruszać, wiesz.Obowiązki gospodarza.- Jasne.Will, z Kawalerem drepczącym tuż przy boku, poszedł porozmawiać zwysokim, przystojnym chłopakiem, którego nigdy przedtem nie widziałam.Ciemnowłosy,jak Will, wydawał mi się jakby znajomy.Wiedziałam jednak, ż nie chodzi do Avalonu.Liz zwielką frajdą wyjaśniła mi, kim on jest.- To Marco - powiedziała z ustami pełnymi guacamole.- Przybrany brat Willa.Spojrzałam jeszcze raz.Marco rozmawiał przyjaznie z Willem i paroma innymichłopakami z drużyny.Nie wyglądał na rozgoryczonego tym, jak się sprawy potoczyły.Nowiecie, że mieszka w domu człowieka, który posłał jego ojca na śmierć, a potem ożenił się zjego matką.To znaczy, przecież po czymś takim człowieka może pokręcić.Nie przypominał też potwora, za jakiego uważały go Lii i Stacy.Na pewno niewyglądał jak ktoś, kto usiłował zabić nauczyciela.Co prawda miał kolczyki w kształcie kółekw obu uszach.I jeden z takich plemiennych tatuaży wokół bicepsa.Ale wiecie, teraz to całkiem normalne.Przyglądałam się, jak Marco obchodził basen wkoło, witając się z ludzmi jak polityk -uściskiem dłoni i klepnięciem po ramieniu, jeśli chodziło o chłopaków, i pocałunkiem wpoliczek, jeśli to była dziewczyna.Zastanawiałam się, jak bym się czuła, mieszkając pod tymsamym dachem co facet, który był odpowiedzialny - nieważne, że nie bezpośrednio - zaśmierć mojego taty.W Annapolis okazało się o wiele ciekawiej niż się spodziewałam, kiedy rodzicezapowiedzieli mi, że przeprowadzimy się tu na rok.Liz szybko przekonała się, że niewiele straciła, nie chodząc na imprezy dopopularnych uczniów.Stacy też zaczęła się nudzić.Kiedy oświadczyły że chcą już wracać -udało nam się wsunąć całe guacamole i wyglądało na to, że więcej nie podadzą - pokiwałamgłową, bo sama też chciałam już stamtąd pójść.Zobaczyłam to, co chciałam - tatę Willa, któ-ry okazał się bardzo miły; jego macochę, która wydawała się urocza; i sposób, w jaki Willzachowywał się wobec Jennifer.Dokładnie tak, jak można by tego oczekiwać od pary.Nie jakieś gruchająceturkaweczki, ale często trzymali się za ręce i raz widziałam, jak się do niej pochylił, żeby jąpocałować.Czy skręciło mnie z zazdrości na ten widok? Owszem.Czy uważam, że byłabym dlaniego odpowiedniejszą dziewczyną niż ona? W sumie tak.Ale rzecz w tym, że ja chciałam, żeby on był szczęśliwy.Brzmi to dziwnie, alenaprawdę tego chciałam.I jeśli Jennifer go uszczęśliwia, no to co zrobić, niech i tak będzie.Tyle że.Co z tą różą? Tą, która teraz stała, w pełnym rozkwicie, w wazoniku na mojej nocnejszafce.Jest pierwszą rzeczą, którą widzę co rano po przebudzeniu i ostatnią, którą widzęwieczorem, przed zgaszeniem światła.Dopiero kiedy szłyśmy już do wyjścia, przypomniałam sobie, że powinnamzawiadomić Lance'a o naszym spotkaniu z panem Mortonem w poniedziałek rano.Powiedziałam Liz i Stacy, że spotkamy się przy samochodzie, i zawróciłam, zęby znalezćLance'a.Nie było go przy basenie, gdzie go widziałam po raz ostatni, ani w domu.Wreszciektoś stojący w kolejce do łazienki na piętrze powiedział mi, że widział go, jak wchodził dopokoju gościnnego.Podziękowałam, podeszłam do tych drzwi i zapukałam.Muzyka dobiegająca z parteru była zbyt głośna, żebym mogła usłyszeć, czy Lancepowiedział, że można wejść, czy nie.Zapukałam nieco głośniej.Nadal nic.Uznałam, że skoro ja go nie słyszę przez tę muzykę, to on pewnie nie słyszy mojegopukania.Uchyliłam drzwi - tylko odrobinę - żeby zobaczyć, czy Lance tam w ogóle jest.Byłtam, jak najbardziej.Całował się na łóżku z Jennifer, dziewczyną swojego najlepszego przyjaciela.Byli tak sobą zajęci, że nie zauważyli, że drzwi się uchylają
[ Pobierz całość w formacie PDF ]