[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Złożylipodpisy w rejestrze w prezbiterium, a potem Anne zaprosiła ich na probostwo, na winoi ciasto.Sophie zawahała się.Gdy Connor się nie odezwał, odmówiła, wymawiając siępózną porą i zmęczeniem ich wszystkich.Tak naprawdę nie wiedziała, co się dalejstanie.Czy Connor wróci tego samego wieczora do Exeter? Czy pojedzie z nią dodomu jako jej mąż? Czuła się upokorzona własną niewiedzą.Gotowa była nawszystko, byle nie wyznać Anne, że nie zna planów własnego męża.Uścisnęli się na pożegnanie, a Anne otarła ukradkiem łzy.Connor wziął Sophiepod rękę i wyszli z kościoła, przed którym nie było tłumu, który by składał imżyczenia, obsypywał ryżem czy próbował schwycić bukiet Sophie.Noc była mglista,wilgotna i cicha.Minęła chwila i Sophie zauważyła mały, wynajęty przez Connora,jednokonny powóz stojący na skraju łąki.Obok stał jej kucyk. Ha" - uśmiechnęła się do siebie - czy znaczy to, że rozjadą się wprzeciwległych kierunkach, by się już nigdy nie spotkać?"Connor zmarszczył brwi na widok dwóch środków lokomocji.- Zaczekaj chwilę - puścił jej ramię, zbiegł po stopniach i zniknął za rogiemkościoła.Czekała.Wrócił po dwóch minutach, lekko zdyszany przystanął u stóp schodów, czekając,aż zejdzie do niego.211SR- Christy zgodził się wziąć kucyka do swojej stajni na dzisiejszą noc - tłumaczył,pomagając jej wsiąść do powozu i podnosząc zadaszenie.- Powiedziałem, że rano goodbiorę. Niech i tak będzie, przynajmniej odwiezie mnie do domu" - pomyślała.Jazda do Stone House upłynęła w ciszy, gdyż próby nawiązania zdawkowejkonwersacji spaliły na panewce.Uwagi Connora na temat pogody czy stanu drogibrzmiały dla niej równie niedorzecznie jak jej odpowiedzi.Po chwili oboje zamilkli.Gdy przyjechali do domu, Connor odprowadził konia do stajni, a Sophie weszłado środka, zastanawiając się, co robić dalej.Było po jedenastej.Kazała pani Bolton nieczekać na siebie.Gospodyni nauczyła się nie zadawać pytań.Nawet jeżelinieobecności Sophie w domu niepokoiły ją lub wydawały się dziwne, nie dawała tegopo sobie poznać. Co teraz?" - zastanawiała się Sophie.Czy powinna zaproponować własnemumężowi drinka? Wzięła wino ze spiżarni i zaniosła je do salonu.Właśnie napełniałakieliszek, gdy usłyszała jego kroki na ganku.Zastanawiała się, czy zapuka do drzwi.Ale nie, przeszedł przez hall, jakby tu mieszkał.Opanowała się.Gdy podszedł do niej,twarz miała spokojną.- A ty się nie napijesz? - zapytał, gdy podała mu kieliszek z winem.- Dziecko - pokręciła głową - nie sądzę, by było to z korzyścią dla niego.Lub dlaniej.Dla kogokolwiek.- Trudno jej było zachować zimną krew.Podeszła do półki nadkominkiem i zapaliła świece, nerwowo przestawiła zegar.W lustrze widziała, jak jąobserwuje.W końcu odwróciła się w jego stronę.- Co zamierzasz zrobić? - zapytała wprost.- Co masz na myśli?- Czy zostaniesz na noc?- Na noc? - popatrzył na nią, zdziwiony.- Nie znam twoich planów - przyznała się, zaciskając ręce i próbując ich nie212SRzałamywać - nic nie wiem.Czy to jest małżeństwo? Zostajesz czy wyjeżdżasz? Proszęcię, Con, nie kłóćmy się dzisiaj - głęboko wciągnęła powietrze.Po raz pierwszynazwała go jego imieniem bez odcienia sarkazmu w głosie, z zażenowaniem.- Mojagospodyni śpi na dole.Wolałabym, by nasze problemy zostały między nami, o ile tomożliwe.- Nie chcę się kłócić - odstawił ostrożnie kieliszek na niski stolik.- Chcesz znaćmoje zamiary? Dziwię się, że nie zauważyłaś mojej walizki z tyłu powozu.Po resztępoślę pózniej.Nie mam ich zbyt dużo.- Pózniej? Więc zostajesz? Ze mną?- Jeżeli ci to odpowiada.Sądzę, że w taki sposób zaczyna się każde małżeństwo.Musiała odwrócić głowę.W tych dniach czuła się kompletnie zagubionaemocjonalnie.Przypuszczała, że dziecko było powodem takiego stanu.Nagle zaczęłapłakać, sama nie wiedziała, dlaczego.Usłyszała go za swoimi plecami i poczuła lekkidotyk ręki na ramieniu.- Czemu płaczesz?- Nie wiem.- Chcesz, abym odszedł?- Nie.Nie wiem, co się stanie.Nie chcę, byś odchodził.Jego ręce objęły ją wsposób, który tak dobrze pamiętała.Przez chwilę napięcia i niepewności czuła, że wszystko się może zdarzyć.Pochwili wypuścił ją z ramion i zrobił krok do tyłu.- Już pózno.- Masz rację - odwróciła się, by na niego spojrzeć - miałeś długą podróż, musiszbyć zmęczony.- Znów ogarnął ją niepokój.Lecz tym razem nie będzie już pytać, tylkopowie.- Pokój mojego ojca został przygotowany.Możesz tam spać.- Wiem, gdzie jest.Idz na górę.Ja jeszcze trochę tu zostanę.- A zatem dobranoc - spojrzała na niego.Tego przecież chciała, więc czemu213SRczuła się tak sfrustrowana i zakłopotana?- Dobranoc.- Connor.- zatrzymała się jeszcze na chwilę w drzwiach.- Słucham?- Dziękuję - zrobiła bezradny ruch ręką.- Za to, że zachowałem się przyzwoicie?Nie odpowiedziała.Wzniósł kieliszek w jej stronę i znowu nie była pewna, zkogo szydzi, z niej czy z siebie. Jednak wszystko poszło dobrze" - pomyślała,przechodząc korytarzem w kierunku schodów.Wchodziła po stopniach, jakby miałanogi z ołowiu, czując się tak rozbita, jak jeszcze nigdy w swym życiu się nie czuła.Wyck House, pretensjonalna, w stylu Tudorów rezydencja Eustace'a Vanstone'a,stał na miejskim placu.%7łelazne ogrodzenie oddzielało schludny, sterylny ogród odbrukowanej ulicy.Był to drugi, po Lynton Hall, najwspanialszy dom w okolicy iConnor nie spodziewał się, że będzie kiedykolwiek szedł tą porządnie utrzymanaścieżką, i to w towarzystwie Sophie Deene - a właściwie Sophie Pendarvis.Sophienadmieniła przy śniadaniu - podczas którego służące wynajdywały kolejne preteksty,aby wracać do jadalni - że lepiej od razu powiadomić jej rodzinę o ich małżeństwie,Zanim zrobi to ktoś inny.Zapytała go, czy zechce jej towarzyszyć w trakcie tej wizyty.- Oczywiście - skłamał.Sprawiło jej to ulgę i wywołało wdzięczność.Connor uświadomił sobie, że każdejego przyzwoite zachowanie lub zwykła uprzejmość wywołują u niej niedowierzanie,lecz nie przejmował się spostrzeżeniem.Sophie zapukała do pomalowanych na czarno drzwi i cofnęła się.Wyprostowałaramiona, uniosła brodę; wyglądała jak odważny heretyk czekający na sędziego ZwiętejInkwizycji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]