[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ma pan zapewne wiele zajęć, majorze.- Marie Therese teżmusiała usłyszeć te głosy, ale ani słowem, ani gestem nie dała tego po sobiepoznać.- Jak wytłumaczyć, że poświęca pan tak wiele swego cennegoczasu na rozwikłanie owych nieprzyjemnych incydentów, które nasdotknęły?lousZach nasłuchiwał, co dzieje się za drzwiami.Jego myśli krążyływokół Emmanuelle.- Pani jest w salonie, ma gościa - usłyszał głos lokaja na korytarzu.- Dwa zabójstwa to aż nadto - odpowiedział na pytanie pani deBeauvais.- Zależy mi, żeby nie doszło do trzeciego.- Jeśli pani ma gościa, to nie będę jej przeszkadzać - dobiegło zzaScandadrzwi.- Mais non - odrzekł stary lokaj.- Madame wyraźnie prosiła, abypani zaszła.- Trzecie zabójstwo? To raczej nieprawdopodobne - rzekła MarieTherese.- Przeciwnie, dopóki morderca pozostaje na wolności.Ten, kto razbezkarnie targnie się na ludzkie życie, najczęściej czyni to powtórnie -odparł Zach, uświadamiając sobie, że gospodyni specjalnie przeciągarozmowę, że doskonale wie, iż synowa ma się zjawić lada chwila, i chcedoprowadzić do ich spotkania.Tak też się stało.Drzwi otworzyły się i w progu stanęła Emmanuelle.Ubrana jak zwykle w czerń, lekko zdyszana, pachniała ogrodem, sobą ideszczem.Zach chłonął wzrokiem jej drobną postać, oczy czarne jak węgle itwarz ocienioną kapeluszem z niezawiązanymi wstążkami.Przez myślprzemknęło mu tylko, że wszystkie uczucia, jakie nim targają - pragnienie,żądza, a także owo nieokreślone poczucie bliskości - muszą malować się najego twarzy, bo nie potrafił ich ukryć, i że każdy, kto na niego spojrzy, możeczytać w nim jak w otwartej księdze.- Madame - skłonił się z galanterią, pełen myśli o ulotnychchwilach, które już dane mu było z nią przeżyć i które tylko wzmagały jegopragnienia.lous- Panie majorze - odpowiedziała Emmanuelle z taką samą sztucznąuprzejmością.Przeniosła wzrok na teściową.- Jeśli przerwałam państwu,to zabiorę Dominika.- Ależ nie.Właśnie wychodziłem - rzekł Zach.- Bardzo panidziękuję, madame.- Skłonił się w stronę Marie Therese.- Przykro mi, że niewiele panu mogłam pomóc - odparła, marszczącScandaczoło, jakby rzeczywiście żałowała.A Zach miał dziwne wrażenie podwójnego istnienia, jakby patrzył nascenę rozgrywającą się w teatrze, a zarazem był jednym z aktorów, jakbycałą trójką grali wyznaczone przez konwenanse role w jakiejś dziwnejsztuce, w której nic nie dzieje się naprawdę, a każda wygłaszana kwestia jestkłamstwem.***Emmanuelle podeszła do okna.Major Cooper pojawił się na chodnikui ruszył energicznym krokiem; raz tylko podniósł głowę, patrząc naołowiane chmury na niebie.- Po co tu był? - spytała.Marie Therese patrzyła na nią przez chwilę w milczeniu.- Interesowały go szczegóły związane ze śmiercią Claire.-Wzruszyłanieznacznie ramionami., - Odniosłam wrażenie, że naprawdę zależy mu naschwytaniu zbrodniarza.Ciekawe, czy mu się uda?- Nie ma łatwego zadania, nie wie nawet, gdzie szukać.-Emmanuelleznów spojrzała za okno.Zach uchylał właśnie kapelusza w odpowiedzi napozdrowienie jej syna.- Dominik opowiadał mi, że major był z wami nad jeziorem?lousZa oknem chłopiec podbiegał do ogrodzenia, wołając coś do Zacha.Wtedy, nad jeziorem, gdy skończyli rozmowę, Zach zostawił ją samą.Poszedł do Dominika i pomógł mu wyciągać sieć z krewetkami.Wdali siępotem w kłótnię o Północy, Południu i wojnie, ale na koniec doszli widać doporozumienia, bo major zaczął pokazywać małemu swoją szablę i w ogólewyglądało na to, że zadzierzgnęła się między nimi nić sympatii, coScandaEmmanuelle odebrała z mieszanymi uczuciami.Było jej miło, a zarazemjednak coś się w niej buntowało przeciw takiej komitywie syna z oficerem wgranatowym mundurze.- Dominik nienawidzi Jankesów - oznajmiła Marie Therese takimtonem, że jej synowa natychmiast odwróciła się od okna.-Jankesi zabili jegoojca.- Staram się wychowywać syna bez nienawiści i uprzedzeń -odrzekłaEmmanuelle, usiłując mówić spokojnie.- Kochaj wroga swojego jak siebie samego.- Marie Thereseskrzywiła się z dezaprobatą.-Podeszła bliżej.- Źle postępujesz, moja droga.Nie ma jeszcze trzech miesięcy, jak straciłaś męża, a tu ten Jankes.Jeszcze trzy dni temu Emmanuelle oburzyłaby się na takie zdanie istanowczo zaprzeczyłaby ledwo zawoalowanemu oskarżeniu.Teraz jednakodpowiedziała inaczej.- Nie interesuje mnie, co ludzie mogą powiedzieć.- A więc przyznajesz, że czujesz do niego sympatię? - MarieTherese wsparła się o krzesło, chwytając oparcie palcami jak szpony.- Nic takiego nie powiedziałam.- Nie musiałaś, i tak widać.A pomyślałaś o Dominiku? Co się z nimstanie, gdy wyjdziesz za tego Jankesa.Co będzie z moim wnukiem? Co zjego więzami z Beau Lac?lous- Ja miałabym wyjść za mąż? Znowu? Po tym wszystkim, coprzeszłam z Philippe'em? Chyba żartujesz.- Emmanuelle zaśmiała sięboleśnie.- Jak śmiesz? - Marie Therese podniosła głos i spiorunowałasynową wzrokiem.- Jak śmiesz tak do mnie mówić!- Między sobą nie musimy udawać.Obie doskonale wiemy, jaki byłScandaPhilippe.Marie Therese spurpurowiała ze złości.Rysy jej się wyostrzyły,przydając lat.- To przez ciebie.Nigdy taki nie był, to przez ciebie się zmienił.- Nieprawda - odpowiedziała Emmanuelle, siląc się na spokój.Zzaokna dobiegł odgłos kroków chłopca, wbiegającego na schody, i pełne żaluskamlenie psa.- Siebie możesz przekonać,ale mnie nie.Znam prawdę, tyzresztą też ją znasz, tylko nie chcesz się przyznać.- Wiem, jaki był jego ojciec.- Ale on nie był swoim ojcem.- Emmanuelle ruszyła do wyjścia.- Byłby inny, gdyby miał lepszą żonę.- Być może, tylko że tego już nikt nie sprawdzi.- Wiedziałaś, że ktoś go wydał? Ktoś powiadomił Jankesów o jegowyprawie.Emmanuelle zatrzymała się przy drzwiach i obróciła się do teściowej.Dominik rozmawiał na korytarzu z Leonem, wiekowym lokajem.- To dlatego major Cooper był tutaj? Interesował go Philippe-powiedziała półgłosem, jakby do siebie.- Dlaczego? Cóż Philippe ma wspólnego ze śmiercią Claire? -spytałaMarie Therese.Przestała już ciskać gromy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]