[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Liczył się wyłącznie zysk z dodatkowo sprzedanegonakładu, mimo że sama gazeta lądowała zapewne w koszu.Podstawowe niegdyś zadanie prasy - przekazywanie informacji -stało się drugorzędne.Teraz chodziło o to, by gazeta została kupiona, anie przeczytana.Na szczęście Senik mógł polegać na kioskarce,nieocenionej pani Eli, która jako stałemu klientowi zostawiała mu Kuriera".Z własnej inicjatywy, nie musiał nawet wcześniej prosić,dzięki czemu nie był zmuszony do śledzenia, kiedy coś będziedołączane.Wziął dziennik, podziękował, spojrzał na wiadomość dnia naczołówce, zapłacił i poszedł do samochodu.Po zimnym weekendzie wiosna obwieszczała ostatecznezwycięstwo.Zrobiło się naprawdę ciepło.Senik, ruszywszy, odkręciłszybę w samochodzie.Przypomniał sobie swoje szczenięce lata.Takidzień był świętem, dzieciaki pytały rodziców o zgodę i szły do szkoły wsamych swetrach.Czy raczej w fartuszkach, bo wtedy coś takiego sięnosiło.Fartuszek z tarczą i buty na zmianę w worku.A w drzwiach szkołystali dyżurni i sprawdzali, czy ma się te wszystkie akcesoria.Biada byłodelikwentowi, który czegoś zapomniał albo, co gorsza, świadomiepróbował pominąć jeden z elementów obowiązkowego stroju.On sam paradował kiedyś po szkole w skarpetkach.Poprzedniegodnia pobił się z chłopakami po lekcjach i stracił worek.Rodzicom nic niepowiedział, bo bał się, że ojciec spuści mu lanie.Liczył na to, żezastraszy dyżurnych, już wówczas pięści miał nie od parady.Niestety wdrzwiach stała mieszana para, a głupio mu było grozić dziewczynie.Skręcił na zatłoczony parking przed nowoczesnym biurowcem: stal,chrom i lustrzane błyszczące szyby.Znalazł wolne miejsce międzyniebieskim passatem a zieloną octavią i energicznie wyskoczył zsamochodu.Wszedł do budynku, zatrzymał się przed wielokolorowątablicą, na której widniały loga i stylizowane nazwy firm.Odszukał tę właściwą: Biuro Architektoniczne Dedal.Logoprzedstawiało labirynt.- Pan do kogo? - zapytał portier zza szyby po drugiej stronie.- Do Dedala.- Czwarte piętro, tam jest winda.Senik wybrał schody.To między innymi dzięki takim nawykomzachowywał dobrą kondycję i szczupłą sylwetkę.Pchnął przeszklonedrzwi i wszedł do sekretariatu.Uśmiechnął się do długonogiej sekretarki,która sięgała właśnie po segregator z półki, a słysząc otwierane drzwi,odwróciła się.Odwzajemniła uśmiech.- Dzień dobry.Słucham pana?- Dzień dobry.Miłan Senik z policji, ja do prezesa Nowaka.- Proszę uprzejmie - ponownie obdarzyła go promiennymuśmiechem, wskazując wypielęgnowaną dłonią o paznokciachpomalowanych na perłowo wejście do gabinetu.- Prezes już panaoczekuje.Postura prezesa Nowaka była równie niepozorna i pospolita jak jegonazwisko.Na ulicy Senik wziąłby go za drobnego urzędnika, i to niezbytrozgarniętego. Jak to się dzieje - pomyślał - że człowiek wyglądający natakiego, co do trzech zliczyć nie potrafi, tworzy prężnie działającą firmę?A może zaczął właśnie od kariery w urzędzie miejskim, a teraz oddawnych kolegów dostaje zlecenia, hojnie się oczywiście rewanżując?".Niby obowiązywały przetargi, ale przecież nie nastręczało żadnychtrudności sformułowanie wymagań tak, by spełnić je była w stanie tylkowybrana firma.Komisarz wyciągnął rękę przez biurko, po czym usiadł, starając sięstłumić złe wrażenie, jakie wywarł na nim słaby uścisk dłoni prezesa.Nie lubił mężczyzn podających rękę jak uczennica z liceum urszulanek.- Napije się pan czegoś, kawy, herbaty? Wiem, że na służbiepolicjanci nie piją nic mocniejszego - wskazał na przypominającywspółczesną instalację artystyczną barek zastawiony markowymialkoholami.W pierwszym odruchu Senik chciał podziękować, ale uznał, że możeto być okazja do poznania imienia sekretarki - jeśli się nie mylił co dobiurowych obyczajów.- Poproszę kawę, ze śmietanką bez cukru.- Bez cukru - prezes Dedala uśmiechnął się pobłażliwie, że policjantnie odróżnia nowoczesnej firmy od baru Gromada, gdzie śmietanki icukru nie podawano osobno, tylko od razu w kawie, i wcisnął guzikinterkomu.- Pani Aniu, dwie kawy poprosimy.Senik w duchu pochwalił siebie samego za przemyślność.Ania,ładnie.- Tak, to straszne, co spotkało panią Paczkowską a dla nasniepowetowana strata - prezes pierwszy poruszył sprawę, o której mielirozmawiać.- Czy już mają panowie kogoś podejrzanego?- Nie wolno mi zdradzać ustaleń śledztwa - odparł Senik.- Tak, rozumiem.W czym mogę pomóc?- Czy pani Paczkowska miała w firmie jakichś wrogów?- Wrogów? Nie, skąd, była powszechnie łubiana.Nawet bardziej niżłubiana.Mimo swego wieku była bardzo atrakcyjną kobietą i niektórzynasi pracownicy, także ci młodsi, deptali do niej ścieżki, jeśli wie pan, comam na myśli.- Którzy to pracownicy? I czy owo deptanie dało jakieś efekty?- Efekty? Z tego co wiem, to nie.Pani Paczkowska była dośćpryncypialna w rozdzielaniu życia zawodowego od prywatnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]