[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cóż - powiedział George - lepiej bądzmy ostrożni.To piękna noc.Księżyc świecił z usianego gwiazdami nieba, niżej kłębiły się chmury.George i Adaspacerowali po pokładzie, ramię przy ramieniu, czuli ogarniający ich spokój.I kiedy Ada uniosła do góry twarz do pocałunku, George pocałował ją czule.22Nieprzyjemne pobudki już nie dziwiły George'a, więc kiedy potężne uderzenia w drzwikabiny wyrwały go ze stanu uśpienia, nie narzekał zbyt głośno.Właściwie wcale nie narzekał;nie miał na to siły.Aagodnie zsunął nogi poza krawędz hamaka, ujął głowę w dłonie i jęknąłcicho.Miał straszliwego kaca.Nagła myśl sprawiła, że spojrzał do tyłu na hamak, lecz myśl ta była próżna, jako żenie znalazł tam śpiącej Ady Lovelace, ze śliczną rudowłosą głową na poduszce iszmaragdowymi oczami zamkniętymi w spokojnym śnie.Zatoczył się do drzwi i uchylił je nieco, a w szczelinie pojawiła się uśmiechnięta twarzpucybuta.- Niech mnie kule biją, szefuniu - powiedziały usta należące do tej twarzy.- Wyglądapan jak wypluty, bez dwóch zdań.- Czego chcesz? - spytał George ponuro.- Zostałem wysłany, żeby zastukać do wszystkich pasażerów - powiedział pucybutżwawym tonem.- Przykro mi, że pan spałeś.- Nie jestem człowiekiem gwałtownym - udało się powiedzieć George'owi - ale ty zpewnością nadwerężasz moją cierpliwość.- Kapitan chce panu coś powiedzieć - oznajmił pucybut.- Nie tylko panu, oczywiście,lecz wszystkim na pokładzie.Za pół godziny w sali koncertowej będzie wielkie spotkanie.Kapitan przeprasza za wszelkie niedogodności, lecz byłby wdzięczny za obecność.George zamknął chłopakowi drzwi przed nosem i poszedł poszukać szklanki wody.Sala koncertowa na Imperatorowej Marsa" była repliką wnętrza teatru HackneyEmpire.Co z pewnością wzbudzi zainteresowanie u przyszłych historyków architektury, jakoże teatr Hackney Empire nie został wybudowany do roku 19015.Ponad rzędami krzeseł wznosiły się trzy balkony, wspaniałe i wymyślne w całej swojejrokokowej ozdobności.Muzy i cherubiny, anioły i demony, maski komedii, tragedii i innych5To kolejny dowód, że nie można ufać historii.takich.Kępy owoców, kolumn i kwiatonów ozdabiały szczyty fałszywych świątyń stojącychpo obu stronach sceny.Kiedyś George widział w Hackney Empire występ Little Ticha - jego legendarnyTaniec Wielkiego Trzewika.I kiedy ktoś raz widział coś takiego, nic więcej już go nigdy niezaskoczy.W kapiącym od złoceń foyer George spotkał kelnera od win, który obsługiwał gopoprzedniego wieczoru.Kelner trzymał podkładkę z ozdobnym mosiężnym klipem na górze.Do podkładki była przyczepiona lista nazwisk.- Och - powiedział kelner bez entuzjazmu.- To ty.- A to ty.W kolejnej roli.Jak widzę, jesteś wszechstronny.- I kolejne role czekają - oznajmił kelner od win tonem znanym - i przez wszystkichnielubianym - bo zrzędliwym.- Połowa załogi wyskoczyła w Nowym Jorku, więc jestemprzepracowany.- To wiele wyjaśnia, biorąc pod uwagę, jak mógłbym to ująć, twoje nastawienie -zauważył George.- Gdzie mam usiąść? Gdziekolwiek?- Och, nie.Siedzenia są wyznaczone zgodnie ze statusem.Ty siedzisz.- Przesunąłpalcem w dół listy.- W tylnym rzędzie.- W tylnym rzędzie na parterze? - spytał George.- W tylnym rzędzie na jaskółce.Jeśli kiedykolwiek w tej nazwie najwyższego balkonu był zawarty jakiś humor, to zpewnością niezauważalny dla tych, których nie stać na nic innego niż siedzenie na jaskółce"i którzy musieli wdrapywać się po tylu schodach, żeby znalezć się tak daleko od sceny.George wchodził do góry na uginających się nogach.Chciało mu się jeść, marzył ośniadaniu.Kiedy dotarł do swojego miejsca, był nie tylko skacowany, ale i zrzędliwy - lecz zpewnością nie rozczarowany, kiedy zobaczył Adę Lovelace, która siedziała między nim aDarwinem, małpim kamerdynerem.- Dzień dobry - powiedział George, uśmiechając się odważnie.- Dzień dobry - odparła Ada.Małpi kamerdyner nie miał nic do powiedzenia; jedynie dłubał w nosie.Salę koncertową wypełniały pochrząkiwania i pomrukiwania.George patrzył naponure twarze, dużo było czerwonych od oparzeń.Miał też widok na królewski balkon, gdziesiedzieli Wenusjanie.Odsunięci i wyobcowani od wszystkiego, eleganccy i efektowni.W fosie nie było orkiestry, a kiedy mat gwizdkiem zaanonsował kapitana na scenie,nie dostał oklasków.Kapitan miał na sobie mundur wyjściowy, cały w ozdobnych, skręconych złotychsznurach na królewskim błękicie.Spodnie były ekstrawagancko szerokie, falbaniaste, buty dokolan wyczyszczone na błysk.Na głowie tkwił korkowy hełm tropikalny z wysokimkołnierzem ze srebrnymi goglami na szczycie.- Lordowie, damy i dżentelmeni, eklezjaści z Wenus i mieszczanie z Jowisza - zaczął,uprzejmie odchrząknąwszy, i obdarzył wszystkich profesjonalnym uśmiechem.- Nazywamsię kapitan Bigglesworth i jestem głównym kapitanem Imperatorowej Marsa".- Przerwał wnadziei na oklaski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]