[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podstawową trudnością, jaka wyłania się z tego założenia, jest fakt, iż cały ten proceszostał na kilka miesięcy objęty amnezją i pozostawał niedostępny dla umysłu.Dodatkowo należałowytłumaczyć przeżycia świadków oraz zjawisko grzmotu poprzedzającego błyskawicę.Najprościej byłoby zignorować całą sprawę, tłumacząc ją jako procesy psychologiczne.Byłobyto jednak błędne, przynajmniej do czasu znalezienia zadowalającego i szczegółowego wyjaśnieniaubocznych efektów fizycznych.Bez wątpienia przeżyłem coś strasznego.Być może byli w to mieszani Przybysze z innychświatów, a może nawet z niezbadanego królestwa ludzkiej podświadomości, dla mnie jednaknajwyższy jest aspekt ludzki.Jestem bowiem człowiekiem i takie też są moje reakcje.Nawetzałożywszy obecność jakichś nieznanych istot, kluczem do zrozumienia znaczenia, jakie ta sprawamiała dla mnie, mogło być wyłącznie skoncentrowanie się na ludzkiej stronie tego spotkania.Gdyby kosmici mieli okazać się tylko szumem wiatru w gałęziach drzew lub księżycowymblaskiem we mgle, nie zmieniłoby to faktu, że przybliżyłem się do zrozumienia, kim jestem wewłasnych oczach.Wydarzenia z 26 grudnia 1985Data seansu: 5 marca 1986Pacjent: Whitley StrieberPsychiatra: Dr med.Donald KleinKilka dni pózniej spotkaliśmy się ponownie.Przez ten czas wynajdywałem sobie różne zajęcia,choć było mi bardzo ciężko.Ogromnym wysiłkiem woli powstrzymałem się od wypożyczenia zbiblioteki jednego tuzina książek na temat bliskich spotkań, a drugiego na temat potencjalnychpsychologiczno-socjologicznych przyczyn podobnych zjawisk.Umówiliśmy się jednak z doktoremKleinem i Buddem Hopkinsem, że do czasu zakończenia terapii powinienem wiedzieć w tej kwestiijak najmniej.Przed oczami wciąż majaczyła mi twarz zauważona w przelocie: czarne, błyszczące oczy,przeszywające mnie na wskroś, srebrzysta różdżka migocząca w powietrzu.Trudno mi było uwierzyć, że to nie jest wytwór mojej wyobrazni.Byłem wprawdzieprzygotowany na możliwość spotkania kosmitów na naszej planecie, lecz przecież niespodziewałem się znalezć jednego z nich u wezgłowia mego łóżka, uprawiającego psychoterapię zapomocą czarodziejskiej różdżki z pewnością nie liczyłem na spotkanie do tego stopnia osobiste.Mogłoby to choć trochę przebiegać jednak według naszych wyobrażeń.Należy jednak zdać sobie sprawę z tego, że wkraczamy tu na głębokie wody.Jeżeli faktycznie toPrzybysze z kosmosu, to z pewnością zdążyli nas dobrze poznać, może nawet lepiej niż my samisiebie.Przybysze mogą też okazać się inną formą istnienia, pozostającą jeszcze poza zasięgiemnaszego pojmowania.Bez względu na stopień zaawansowania naszej wiedzy na ten temat, relacje dotyczące latającychtalerzy oraz niewyjaśnionych uprowadzeń wskazują bez wątpienia na to, że dzieje się tu cośniesamowitego.Możliwe, że to jedynie osobliwy rodzaj histerii, lecz w takim razie okazałby się onniesłychanie złożony zaliczający do objawów UFO potężne światła pośród nocy, odgłosy małychstóp i naruszanie najintymniejszej sfery duszy.Budd Hopkins ostrzegł mnie, że pierwsze seanse są w stanie wywołać trwały uraz.Wspomnienia, które wychodzą na jaw podczas hipnozy, pozostawały utajone nie bez powodu niektóre z nich mogą zjeżyć włos na głowie.Podczas ich ujawniania, umysł ludzki poddawany jestdoznaniom, których udało mu się dotychczas uniknąć.Mimo iż widziana przeze mnie różdżka toelement całkiem nowy, dzierżąca ją postać została już wielokrotnie opisana.Właśnie podczas owego tygodnia pomiędzy seansami zrodził się we mnie związek emocjonalnyz moimi wspomnieniami.Widziałem przecież żywą istotę.W grudniu widziałem ich jeszcze więcej.Pamiętałem jak pachną, czułem, jak mnie niosą, widziałem wnętrze, w którym przebywali.Miotały mną sprzeczne i złożone emocje od głębokich zaburzeń równowagi wewnętrznej douczucia, które potrafię jedynie określić jako pragnienie zgody.Pragnąłem porozumienia nawłasnych warunkach, znalezienia tego wszystkiego, co nas łączy.Nigdy przedtem nie czułem się taki maluczki, taki bezbronny.Prześladowały mnie słowa mojegosynka: .grupa małych doktorów, która wyniosła mnie na werandę..Nic nie może się równać zestrachem rodziców o własne dziecko.Po powrocie do gabinetu doktora Kleina określiłem swoje samopoczucie jako niestabilne.Onwtedy zapytał: Czy to wszystko? Nie przyznałem. Jestem przerażony. To całkiem zrozumiałe.Gdy tylko wygodnie usadowiłem się na krześle, rozpoczęliśmy seans dotyczący 26 grudnia.Obecność Budda Hopkinsa i jego prawo do zadawania pytań podlegały tym samym zasadom, copoprzednio. Chcę, żebyś cofnął się myślami do dnia 26 grudnia.Wracamy do 26 grudnia.Jesz kolację.Będziesz teraz ze mną rozmawiał, ale pozostaniesz uśpiony, pogrążony w głębokim śnie.Jesz terazkolacje.Gdzie się znajdujesz? W domku na wsi. Powiedz mi, z kim jesteś? Z Anną i synem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]