[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Trudno, stało się, choć zrobiłem głupio.Ale skoro ten stary już tu przyszedł, proszę z nimporozmawiać.Kapitan Goleniowski, chcąc naprawić błąd sierżanta, przyjął starego Zinkemanna specjalnieuprzejmie.- Proszę siadać.Czym mogę panu służyć?- Przyszedłem prosić o zwolnienie mojego syna.- A czy nie ma nam pan nic do powiedzenia?Niemiec spojrzał niepewnie na Wierzbę, po czym odpowiedział:- Owszem, ale to musi być dwustronna umowa.Powiem wszystko, co wiem, ale pod warunkiemnatychmiastowego zwolnienia mojego syna,- Mogę go puścić po sprawdzeniu pańskich wiadomości.- To znaczy kiedy? - niecierpliwie dopytywał się stary.- Dziś, przed szóstą wieczorem.- Czy może mi pan to zagwarantować słowem polskiego oficera?- Daję panu słowo.- Widząc zdziwioną minę Wierzby szepnął mu do ucha: - I tak stary kazał mi godzisiaj puścić.- Dziękuję, panie kapitanie.Wierzę w pańskie słowo.Jeśli pan pozwoli, wolałbym opowiedzieć panuzaraz dzieje grabarza.Poznałem go wkrótce po klęsce stalingradzkiej, kiedy to Gestapo aresztowałonaszego dawnego grabarza Feldkego.Zgłosił się wtedy do naszego pastora Winklera ten starySchmidt.Brodaty był jak ostatnio, tylko buty gumowe miał nowe.Opowiadał, że stracił od bomb wLinzu żonę i mieszkanie.Zamieszkał w tym małym domku przy cmentarzu, po Feldkem, sprowadziłcórkę Ewę.Ludzie szybko zrozumieli, że nie jest normalny.%7łyć było ciężko, bliscy ginęli na frontach,robiło się głodno, a on tylko po lesie chodził i opowiadał każdemu swoje austriackie wspominki.- Znamy je, znamy - wtrącił Wierzba.- I co dalej?- Ze dwa lata nikt o nim nic nie wiedział, tylko mi pastor w tajemnicy opowiadał, jak raz widział zdaleka, że grabarz wyprowadził przed swój dom dwóch oficerów Gestapo, a oni salutowali mu i stalina baczność.Nie bardzo mi się chciało w to wierzyć.Potem było coraz gorzej.Już w czasie oblężeniaWrocławia przyznał mi się syn, że mieli w lesie zbiórkę Hitlerjugend.Przyszedł tam grabarz ipowiedział im, że niedługo mogą przyjść tutaj obce wojska i że wtedy po drogach i lasach będzie- 63 -leżało dużo broni.Kazał chłopakom, żeby tę broń zbierali i albo do niego przynosili, albo sami dobrzechowali i jemu te kryjówki zgłaszali.Mówił też, że nasze wojska wrócą i nie darują nikomu, kto będziepomagał obcym żołnierzom.- Stary zamilkł, robił wrażenie zmęczonego.- To wszystko - szepnął.- A co pan wie o rymarzu Gredlu? - spytał Wierzba.- Właściwie nic - odparł spokojnie Zinkemann.- Pracowity, stary człowiek, nie mieszał się dopolityki.Miał syna, który zginął w Czechach, podczas powstania w Zwiętym Marcinie.- A co pan powie o tym wariacie, co chodził po Szklarskiej i śpiewał pieśni kościelne? Wie pan, okim myślę?- Ach, o Auguście.Widzi pan, dzieci go tak nazwały, bo on sam nie pamięta, skąd jest i jak sięnazywa.Znalezli go w lesie w parę dni po wejściu Rosjan.Był bardzo chory i głodny.Biedny człowiek.- A u grabarza ten August często bywał?- Naturalnie.On tam nawet początkowo mieszkał.Przecież to Ewa, córka grabarza, znalazła go wlesie.- To ciekawe - wtrącił Wierzba.- A grabarz miał tylko tę jedną córkę?- Nie, miał jeszcze starszą, Gretę.To też dziwna historia.Przyjechała tu po zakończeniu działańwojennych.Moja żona była właśnie na stacji, jak ona przyjechała i witała się z młodszą, z Ewą.Siostryna ogół tak się nie witają.W dodatku żona słyszała, że początkowo mówiły do siebie przez pani".- Co? Siostry tak do siebie mówiły? - zdumiał się kapitan.- A tak.Mówiły sobie Sie", a nie Du".- Dlaczego o takich dziwnych rzeczach nie mówił pan od razu? - wtrącił Wierzba.- Przepraszam bardzo, wyleciało mi z głowy - tłumaczył się Niemiec.- Czy teraz to już naprawdę wszystko, co pan wie?- Słowo daję, że wszystko.A co będzie z moim synem?- Niech pan idzie spokojnie do domu - powiedział Goleniowski.- Syn przyjdzie na obiad.- Bardzo dziękuję - ucieszył się stary.- Bóg z wami.Po kilku minutach przed kapitanem i Wierzbą stanął Walter Zinkemann.Chłopak przyjął innątaktykę niż ojciec: do niczego nie chciał się przyznać.Nie był w Hitlerjugend, nic nie wie o zbieraniubroni, nikogo nie zna.Wreszcie Wierzbie zaczęło brakować cierpliwości:- A może przejechać szczeniaka pasem po tyłku? - zaproponował.- Spokojnie, sierżancie.Nie wolno i nie warto.On jeszcze pamięta przykazania swoich wodzów.Zczasem zrozumie, na jakiego bandytę chcieli go wychować.Na razie dajmy sobie spokój.Pójdę terazdo aresztu po śpiewaka.Proszę chłopca tak wyprowadzić, żeby się minęli na korytarzu.Wierzba wykonał dokładnie rozkaz.W chwili spotkania starannie obserwował twarze obuaresztantów.Augustowi złość błyskała w oczach.Walter szedł z podniesioną głową, z miną bohaterafilmowego.W ostatniej chwili wykonał przeczący ruch głową, jakby chciał powiedzieć: ja nic niepowiedziałem".Tej samej nocy ogłoszono w koszarach alarm.W zupełnej ciemności i ciszy żołnierze ładowali siędo ciężarówek, zabierali z wartowni skrzynie z zapasową amunicją alarmową.Wszyscy czuli, że to niećwiczenia, że tu chodzi o coś poważnego.Major Gruda tłumaczył w swoim gabinecie zebranym oficerom:- Udamy się teraz na miejsce, które panom wskażę.Naszym zadaniem będzie dokładne otoczenieterenu.Niewielki to obszar, żołnierze będą mogli okopać się w odległości kilku metrów od siebie.Zabraniam spania na służbie, rozmów, palenia papierosów, oddalania się.Nie wolno nikogo wpuścićani wypuścić.Każdego obcego należy zatrzymać i odprowadzić niezwłocznie do mnie.W razie próbucieczki można strzelać, ale nie wolno zabijać - najwyżej ranić w nogę.Przypuszczam, że spędzimytam dłuższy czas.Wskazany przez majora teren obejmował cmentarz i zabudowania grabarza Schmidta.W zupełnejciszy żołnierze leżeli dokoła, okopani blisko siebie.Mimo zakazu tu i ówdzie niewytrzymali kurzyli wrękawach papierosy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]