[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatnie dni wyczerpaÅ‚y gobardzo, przy tym gorÄ…czka nie opuszczaÅ‚a go ani na chwilÄ™.Nie używaÅ‚ termometru, ale czuÅ‚trawiÄ…cÄ… go suszÄ™ w organizmie.OpuÅ›ciÅ‚ nogi na podÅ‚ogÄ™ i powlókÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ ustÄ™pu.Kie-dy naciskaÅ‚ klamkÄ™, napadÅ‚ go ostry, terkotliwy kaszel.Zgrzany, zadyszany zamknÄ…Å‚ za sobÄ…drzwi i usiadÅ‚.W ciaÅ‚o wpijaÅ‚o mu siÄ™ zimne, kamienne pobrzeże sedesu.DrewnianÄ… pokrywÄ™zużyÅ‚ Mieciek, kiedyÅ› bowiem nie mógÅ‚ znalezć drzewa do napalenia w piecu.Mimo niewy-godnej pozycji Lucjan oddaÅ‚ siÄ™ sÅ‚odkim rozmyÅ›laniom.PrzypomniaÅ‚ mu siÄ™ przewiewny,drewniany wychodek na wsi, kiedy byÅ‚ jeszcze zdrowym i silnym chÅ‚opcem.Przez Å›wietnieumieszczone dziury w przegródce można byÅ‚o widzieć wspaniaÅ‚oÅ›ci córki rejenta, Zosi, ma-rzÄ…cej tutaj przez dÅ‚ugie chwile w ciepÅ‚e i ciche popoÅ‚udnia letnie.Ta Zosia.Ileż to sztuczekrozkosznych wyuczyÅ‚a go ta sÅ‚odka blondynka o twarzy Madonny.GdzieÅ› na miedzy, w wÄ…-skim korytarzyku, dzielÄ…cym Å‚any wysuszonego, żółtego zboża, przedsiÄ™biorcze dziewczÄ™swymi ruchliwymi paluszkami potrafiÅ‚o wydobyć z piÄ™tnastoletniego chÅ‚opca peÅ‚nÄ… sumÄ™mÄ™skich możliwoÅ›ci.GdzieÅ› w górze trwaÅ‚ skowronek i akompaniowaÅ‚ do Å›piewu ich ciaÅ‚.Pasożytnicze kÄ…kole kiwaÅ‚y dobrotliwie kielichami. Co siÄ™ staÅ‚o z ZosiÄ…, czy też wyszÅ‚a zamąż, za oficera.Zawsze mówiÅ‚a: «JeÅ›li chcesz, żeby w przyszÅ‚oÅ›ci byÅ‚o tak, jak teraz, musiszzostać oficerem.Haha! Ale ja nie zostaÅ‚em oficerem.To siÄ™ już zdarzyć nie może.ChÄ™tniebym zaszedÅ‚ jeszcze raz do tego wiejskiego wychodka, ale to mi siÄ™ też zdarzyć nie może.93Wspomnienia mÅ‚odoÅ›ci i zdrowia, chociażby byÅ‚y nie wiem jak wulgarne, sÄ… zawsze miÅ‚ymiwspomnieniami.Hejże! toż to podobizna P.!Istotnie, na wprost, mocno przyklejona do drzwi, znajdowaÅ‚a siÄ™ doskonale wyretuszowanafotografia obiecujÄ…cego poety P.ZrobiÅ‚o to na Lucjanie wrażenie komiczne, bowiem znaÅ‚dobrze tego maÅ‚ego spryciarza, perfidnÄ… rÄ™kÄ… Zygmunta chyba zaszczyconego tak sym-patycznym zaciszem.Znów to wstrÄ™tne, nudne łóżko.WsunÄ…Å‚ siÄ™ pod koÅ‚drÄ™ z ponurym uczuciem jakiejÅ› przy-należnoÅ›ci do tego martwego przedmiotu.NapiÅ‚ siÄ™ herbaty i leżaÅ‚ tak z gÅ‚owÄ… opartÄ… o żela-znÄ… ramÄ™, peÅ‚en posÄ™pnych myÅ›li.Teodozja otworzyÅ‚a komuÅ› drzwi.ZostaÅ‚o wymówione nazwisko Bednarczyka.Po chwilido pokoju weszÅ‚a stara chÅ‚opka o pomarszczonej twarzy, w stroju Å‚owickim, z peÅ‚nymi nieuf-noÅ›ci wÄ…skimi, chytrymi oczami.Nie mówiÄ…c ani sÅ‚owa, usiadÅ‚a na krzeÅ›le.WyglÄ…daÅ‚a jakponury posÄ…g zawziÄ™toÅ›ci i uporu.Wrażliwy nos Lucjana zostaÅ‚ od razu zaatakowany caÅ‚Ä…gamÄ… najwymyÅ›lniejszych zapachów.Nawet student, czÅ‚owiek pobÅ‚ażliwy dla spraw tegorodzaju, spojrzaÅ‚ niechÄ™tnie na babÄ™ i z caÅ‚ym swoim materiaÅ‚em.kreÅ›larskim przeniósÅ‚ siÄ™ nabiurko.Teodozja postawiÅ‚a przed chÅ‚opkÄ… szklankÄ™ z herbatÄ… i zaczęła siÄ™ rozmowa: SynaÅ› pani przyjechaÅ‚a odwiedzić? Gdzie ta, macice mam powiÄ™kszonÄ…. Co wy też mówicie! Na stare lata! A na stare. I przez co tak? ChÅ‚op za pazerny. Bajacie czy co? JuÅ›cić bajam, kiedym dwadzieÅ›cia lat od niego starsza. Takiego mÅ‚odego męża macie? Samam stara. A pan WÅ‚adysÅ‚aw ma już przecież ze dwadzieÅ›cia parÄ™ lat? Nie z tego chÅ‚opa.Z dalszej rozmowy Lucjan wywnioskowaÅ‚, że stara chÅ‚opka ma zamiar zamieszkać tutajprzez caÅ‚y czas swego pobytu w Warszawie.NapeÅ‚niÅ‚o go to przerażeniem.Dość tu duszno,do diabÅ‚a! Czyż nie zaczyna siÄ™ to wszystko robić koszmarne?OkoÅ‚o poÅ‚udnia wróciÅ‚ Edward.UsiadÅ‚ obok Lucjana i powiedziaÅ‚: CoÅ› kiepsko pan wyglÄ…da. Zastanawiam siÄ™ wÅ‚aÅ›nie, czy wezwać lekarza. Po diabÅ‚a panu lekarz! Wiadomo, co powie.Wyjazd zaleci. Co pan tak ssie palec, skaleczyÅ‚ siÄ™ pan? Tak, sam nie wiem gdzie i kiedy. NależaÅ‚oby zajodynować. Iii, gÅ‚upstwo.Edward miaÅ‚ niewyraznÄ… minÄ™.SsaÅ‚ maÅ‚Ä… rankÄ™ na Å›rodkowym palcu lewej rÄ™ki i oczy jegowyrażaÅ‚y roztargnienie.Chwilami wpatrywaÅ‚ siÄ™ badawczo w twarz Lucjana. Wie pan, panie Lucjanie, ta baba to matka Bednarczyka. Wiem już, sÅ‚yszaÅ‚em
[ Pobierz całość w formacie PDF ]