[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I zapominając o pijawkach, rzucił się w trzciny, a za nim pośpieszył pan Kazio.A Kapitan Nemo odwrócił się w stronę wyrostków.Jego wzrok jak gdyby ichparaliżował i przygważdżał do ziemi.Nie drgnęli nawet wtedy, gdy obydwaj wędkarzewyciągnęli łódkę z trzcin i pomrukując słowa podziękowania pod adresem Kapitana Nemoodbili od brzegu.Nagle nad zatokę wybiegł Czarny Franek.Jednym spojrzeniem objął gromadkę swychkolegów i Kapitana Nemo.- Aapać go, chłopaki! - wrzasnął.- Złapać i zedrzeć mu ten czarny kaptur!Chłopcy zerwali się z trawy.Coś błysnęło w ich rękach tak, mieli fińskie noże! CzarnyFranek wyprzedził ich i ogromnymi susami sadził w stronę stojącego na brzegu KapitanaNemo.Tamten nie uciekał - choć pędzili na niego z dzikim wrzaskiem - i to powstrzymałomnie od rzucenia mu się na pomoc, przeczuwałem bowiem, że w ten sposób realizuje on jakiśswój nowy zamiar.W jego ręku drgnął spinning, usłyszałem ostry świst żyłki.Duży ołowiany ciężarekposzybował w powietrzu i trafił Czarnego Franka prosto w żołądek.Chłopak zgiął się od tegouderzenia, jakby dostał cios pięścią.Może zresztą nie tyle go zabolało, co zaskoczyło nagłe icelne uderzenie.Zatrzymał się i złapał za brzuch.Wówczas Nemo odwrócił się i skoczył w ubraniu dowody, biegnąc przez płyciznę w stronę łódki pana Anatola.Dalej już było głębiej i musiałpłynąć w ciężkim nieprzemakalnym ubraniu, w kapturze na głowie.A pan Anatol, którysiedział przy wiosłach, zamiast wstrzymać łódz i zaczekać na płynącego, jeszcze szybciejporuszył wiosłami.Przeraziły go widać noże w rękach nadbiegających opryszków.Czarny Franek zapomniał o bólu.W biegu zdejmował z siebie spodnie i koszulę.Tosamo robiła jego banda.Dopadli jeziora i skakali jeden za drugim.Już płynęli za wychylającą się z wodygłową w kapturze.Lecz Nemo dobrze znał tę zatokę.Dotarł do nowej mielizny i ruszył po niej zanurzonypo pas.Zgraja dopiero płynęła ku mieliznie, krzykiem nakłaniając się wzajemnie dopośpiechu.A on jakby przestał się spieszyć.Rozbryzgując wodę, zmierzał do ściany trzcin.Gdychłopcy dopłynęli do mielizny, on zanurzony po pas wchodził w trzciny.Pan Anatol i pan Kazio już byli daleko od brzegu. Ach, co za łajdaki, nie zabrali goze sobą! - pomyślałem z gniewem.Jakże żałowałem, że mój wehikuł jest po drugiej stronie wyspy i nie mogę pospieszyćNemo z pomocą.Może w ten sposób poznałbym go i zostałbym jego przyjacielem?Gdy Czarny Franek i jego banda dotarli do trzcin, rozległ się nagle ryk silnika i najezioro wyskoczył jakby wyrzucony jakąś potworną siłą ślizgacz.Wspaniały,trzydziestokonny silnik grał na najwyższych obrotach. Uciekł! Uciekł! - powtarzałem jak w upojeniu, taka mnie radość ogarnęła.Zlizgacz raptownie skręcił.Rozbryzgując wodę, aż zbielałą od piany, ominął bandę ibłyskawicznie dobił do brzegu.Nie wyłączając silnika, a tylko włączając wolny bieg, KapitanNemo wyskoczył na ląd.Bez pośpiechu pozbierał rozrzucone tam ubrania chłopców, poskładał noże i wrzuciłwszystko do ślizgacza.Uruchomił śrubę i wolno odbił od lądu.Pogroził jeszcze wyrostkomswoim spinningiem, a pózniej wszedł do kabinki i zwiększył obroty.Po chwili już go nie byłow zatoczce.Słyszałem tylko zamierający w oddali warkot silnika, a fale wywołane śrubąślizgacza biły jeszcze przez jakiś czas mocno o brzeg wyspy.Czy opisać wam dokładnie, co się teraz działo nad zatoką? Chłopcy wyszli na brzegmokrzy, półnadzy, tylko w slipkach.Zamierającemu warkotowi ślizgacza towarzyszyłynarastające przekleństwa.Wkrótce jednak wyczerpał się ich arsenał, usiedli na brzegu izaczęli biadolić:- Zabrał moją ostatnią paczkę papierosów.Miałem taki piękny nóż.- W kieszeni miałem trzydzieści złotych i dokumenty.Zabrał taką fajną koszulkępolo.Moje portki były jak nowe.Tylko Czarny Franek nie biadolił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]