[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mówiłem ju\, \e w lesie w Borku.W starej barci.Wybrałem się do lasu na grzyby i cośmnie podkusiło, \eby sprawdzić, czy nie ma w niej dzikiego roju, bo lubię leśny miód.Ale zamiastmiodu było tam coś znacznie cenniejszego.- Niech mi pan wska\e to miejsce - podałem Tobołkowi dokładną mapę topograficzną.- To, mniej więcej, w tym miejscu - pokazał palcem punkt na mapie.- Rozpozna ją pan potakim znaku, który jest wyrzezbiony u nasady pnia.Na marginesie mapy Tobołek narysował ołówkiem symbol w kształcie półksię\yca.78Około dwudziestej, najdyskretniej jak tylko się dało, dotarłem ponownie do Nowin.Powolizapadał ju\ zmierzch.Drzewa w puszczy rzucały długie cienie.Kryjąc się w nich, znajomą ju\ trasądotarłem na miejsce, w którym Michał, Piotrek i Barnaba czatowali, obserwując teren wokół starejsosny.- Na razie spokój - szepnął mi do ucha Michał.Takim samym szeptem opowiedziałem im w paru zdaniach o efekcie wizyty w gospodarstwieTobołka.W końcu to dzięki nim wpadliśmy na ten trop.Czekaliśmy cierpliwie.Czas mijał powoli.Las udawał się na spoczynek.Ostatnie promieniesłońca gasły na wierzchołkach najwy\szych drzew.Zarośla, w których się ukryliśmy, spowijał ju\gęsty mrok.Spojrzałem na zegarek.Dochodziła dwudziesta druga.Powoli zaczynaliśmy wątpić wto, \e ktokolwiek się pojawi.W pewnym momencie le\ący metr dalej Michał trącił mnie w bok.Od strony wsi ktośprzekradał się przez zarośla.Nie zwracał uwagi na zachowanie ciszy, więc słychać go było ju\ zdaleka.Po chwili ciemna postać zamajaczyła na nieco jaśniejszym tle piaszczystej wydmy.Nieznajomy wchodził na jej wierzchołek i zbli\ał się do samotnej sosny.- Co robimy? - szepnął Michał.- Cii.Czekamy, a\ wejdzie do środka.Mę\czyzna był ju\ przy drzewie, gdy nagle, po drugiej stronie wydmy, rozległ się dośćgłośny trzask.Nieznajomy wyjął coś z kieszeni i po chwili okoliczne zarośla zaczął omiatać ostrypromień latarki.- Chowajcie się, bo nas zobaczy - syknąłem do chłopaków.Ale było to zbyteczne.Promieńzmienił kierunek i zaczął przemieszczać się w kierunku, w którym le\ała wieś.- Idziemy za nim - zakomenderowałem.Starając się robić jak najmniej hałasu, zaczęliśmy go śledzić.Mieliśmy ze sobą latarki, aleoczywiście nie było mowy o ich u\yciu.W lesie panowały ju\ egipskie ciemności i podą\ając zaoddalającym się gangsterem, potykaliśmy się co chwila na nierównościach terenu.Jedynympunktem orientacyjnym było dla nas światełko latarki przebłyskujące z przodu pomiędzy krzakami.Po kilku minutach tej wędrówki po omacku zaczęło się nieco rozjaśniać, dotarliśmy bowiem dorzadszych zarośli na skraju puszczy.Mę\czyzna szybkim krokiem szedł ście\ką przez łąki, wkierunku szosy.Skradając się nadal, podą\aliśmy za nim.Gdy dotarliśmy do pasma zarośliporastających brzegi drogi, z krzaków znajdujących się jakieś czterdzieści metrów przed namiwyskoczył jak strzała ciemny samochód, przecinając czarną perspektywę szosy dwoma sztyletamireflektorów.- Opel - usłyszałem, za plecami, głos Michała - Poznałem po tylnych światłach.Gońmy go,panie Pawle.- Ale czym? - zapytał Piotrek i cicho zachichotał.- Przecie\ trabantem go nie dogonisz.- Nie bądz taki pewny.Pozory czasami mylą, Ale tym razem jeszcze wam tego nieudowodnię.Załatwimy go inaczej.Domyślałem się, \e facet pojechał drogą wiodącą przez Knyszyn.Wyjąłem telefonkomórkowy i wystukałem numer tamtejszego komisariatu.Dłu\szą chwilę zajęło mi tłumaczeniezaspanemu dy\urnemu, o co chodzi.Dopiero powołanie się na komendanta Miętusa otrzezwiło go.Obiecał, \e zaraz urządzą blokadę drogi.Gdy następnego dnia rano, po zakończonym treningu, zjawiłem się na posterunku, przywitałmnie sam komendant Miętus.79- Ptaszek jest ju\ w klatce, panie Pawle.Był tak zaskoczony, \e nawet nie stawiał oporu.Toniejaki Jacek W.Dobrze znany białostockiej policji.Dawniej złodziej samochodowy, oszust i wogóle typek spod ciemnej gwiazdy.Na razie idzie w zaparte.Ale zmięknie, gwarantuję.- Niech pan obejrzy jego obuwie.Na lewej podeszwie ma taki sam ślad, jaki widnieje na tymgipsowym odlewie, który panu przekazałem.- No, to się nieborak nie wywinie - ucieszył się policjant.Po\egnałem komendanta i poszedłem na obiad.W jego trakcie zadzwoniłem do panaTomasza.- Widzę, \e odnosisz coraz większe sukcesy.Najpierw królewska urna, teraz cenne jubilerskieprecjoza.- usłyszałem pochwałę.- Brawo.Nauka nie poszła w las.To co, niedługo koniec twojejknyszyńskiej misji?- Coś mi mówi szefie, \e to jeszcze nie koniec.Domyślam się, \e to ten zatrzymany gangster ijego wspólnik chcieli rozkopać grób tego Skorupy.Jeśli tak, to po co to zrobili, skoro mieli ju\Tobołka w swoich rękach? Ten złapany gość to płotka wynajęta do czarnej roboty.Przez kogoś, ktowie coś, czego ja jeszcze nie wiem.- To rozglądaj się dalej.Jak będziesz miał coś nowego, zadzwoń - zakończył pan Tomasz.- Idąc do siebie, po drodze, spotkałem Barbarę wracającą z wykopalisk.- Jadę do Kalinówki Kościelnej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]