[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zadarł do góry głowę i wyprężył pierś.- Jestem wolnymczłowiekiem.Nie brałem z wami ślubu.Mogę od was odejść, kiedy mi siężywnie podoba.Przez was pogryzły mnie osy, zamknęliście mnie w grobowcu,mam was dosyć.- Pan Fryderyk sądził.- zacząłem.I raptem dostrzegłem, że w panu Kuryllenastąpiła gwałtowna przemiana.Opuścił głowę, zgarbił się, zmalał, skurczył.- Właśnie przez niego uciekam.To straszny człowiek.On nas wszystkichzamierza wystrychnąć na dudków.- Co takiego? Ma pan jakieś podstawy, aby tak mówić?- Czy pan jest ślepy? Czy pannie widzi, że to nie żaden fabrykant zapalniczek, tylko najzwyklejszy gangster? Ubzdurał sobie, że ja jeden odkryłem klucz dozagadki starego Haubitza - i wczoraj wieczorem przyłożył mi pistolet dogłowy.Tak, proszę pana.Prawdziwy pistolet.Powiedział mi:  Ta bandaidiotów nic nie rozumie z tej zagadki, ale pan mi wygląda na człowieka, co jużtę zagadkę rozszyfrował.I pan mi tę tajemnicę wyjawi".-  Ta banda idiotów", tak powiedział? - poczułem się dotknięty.- Tak rzekł, a nie inaczej - potwierdził Kuryłło.- Dumny jestem, że mniewłaściwie ocenił.Ale z drugiej strony boję się go, bo zagadki nierozszyfrowałem, a on mnie gotów zastrzelić.Więc wolę zniknąć z jego polawidzenia.Wzruszyłem ramionami.Wypowiedz Kuryłły wydawała mi się bezsensowna ipełna sprzeczności.Ale jedno było pewne: Kuryłło z jakiegoś powodu bał sięFryderyka i uciekał przed nim.Moje przewidywania sprawdziły się.Kuryłłookazał się straszliwym tchórzem.Nie wyjaśniło to jednak w niczym kwestii,dlaczego Fryderyk straszył Kuryłłę.Zobaczyliśmy między pniami drzew nadjeżdżającego forda.Kuryłło zbladł,potem niewiele myśląc otworzył drzwiczki wehikułu, schował się za przedniesiedzenie i nakrył kocem.- Niech mu pan powie, że uciekłem - szepnął wysuwając głowę spod koca.-Niech mu pan powie, że wskoczyłem do pociągu, który przejeżdżał przez las.Znowu wzruszyłem ramionami.Nie miałem pojęcia, jak powinienem postąpić.Ale żal mi się zrobiło Kuryłły.Jego przerażenie wydawało się szczere.Nadjechał Fryderyk i zatrzymał wóz tuż za wehikułem.- Gdzie jest Kuryłło? - zawołał wyskakując z samochodu.Drugimi drzwiamiwyszła również Zenobia.Pokazałem palcem pociąg, który minął remontowany odcinek toru i gwiżdżącprzerazliwie przyśpieszył biegu.Jeszcze chwila i znikał nam z oczu.W lesiełomotało ciężkie i zamierające dudnienie kół.Fryderyk zacisnął pięści.- I pozwolił mu pan uciec? Rozłożyłem ręce.- To wolny człowiek, proszę pana.Powiedział, że ma dość naszegotowarzystwa, zdecydował się nas opuścić i pojechał pociągiem do Jasienia.- Tak bez pożegnania? - zrobiła idiotyczną uwagę Zenobia.- Zapewne nie przywiązuje wagi do konwenansów - odrzekłem.- Więc pan z nim rozmawiał? - wybuchnął gniewem Fryderyk.- Pan z nimrozmawiał, miał go pan w ręku i pozwolił mu pan odjechać? Jest pan głupcem.Słyszy pan? Jest pan głupcem.Czy pan nie rozumie, że ten człowiek kryjejakąś tajemnicę? Podsłuchiwał i obserwował nas w Topielcu, pozwolił siępozostawić na wieży kościoła, dał się specjalnie zamknąć w grobowcu.Należało go zmusić do pozostania i powiedzenia nam prawdy.- Nie, mój panie - przecząco pokręciłem głową.- Być może zachowanie panaKuryłły było dziwne.Być może posiada on jakąś tajemnicę.Ale skoro nie chciał jej nam wyjawić, nie mamy prawa zatrzymywać go siłą.To wszystko, comam panu do powiedzenia.To mówiąc otworzyłem drzwi wehikułu, dając mu wyraznie do zrozumienia, żemam dosyć tej rozmowy i zamierzam wracać do obozu.- A ja go dogonię - warknął Fryderyk.Zacisnął usta i zasiadł za kierownicąforda.- Pani Zenobio - rzekł uprzejmie - proszę o zaopiekowanie się moim namiotem.Podała mi pani swój adres.Wracając z Jugosławii odwiedzę panią wWarszawie i odbiorę namiot.Ja także mam dosyć towarzystwa ludzi, którzywykazują tak wielką tępotę.Myślałem, że rozwiążemy ciekawą zagadkękryminalną.Ale skoro nie chcecie mi dopomóc w tej sprawie, nie mam tu jużnic do roboty.Zenobia patrzyła na niego oczami pełnymi rozpaczy.- Więc pan.pan już wyjeżdża? - zająknęła się.- Jestem szczęśliwy, że mogłem panią poznać.Na pewno odwiedzę panią wWarszawie.A tymczasem do zobaczenia.Dwa razy pocałował ją w rękę.Znowu był układny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl