[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Rok śmierci  powiedziała ze smutkiem. Biedni Shirlee i Jasper.Boję się im powiedzieć.To moje zadanie.Odmieniłam ich życie, a terazta odmiana zaowocowała tragedią. Dlaczego miałabyś siebie obwiniać. Proszę cię  przerwała mi łagodnie. Tak, nie ma po temuracjonalnych podstaw, ale nie potrafię pozbyć się tego uczucia.Gdybymnie wtrąciła się w ich życie, wszystko potoczyłoby się inaczej. Wcale nie musiałoby być lepiej. Bo ja wiem. Oczy jej napełniły się łzami. Bo ja wiem.Spojrzała na wiszący na ścianie zegar. Siedziałam nad tymipapierzyskami całe popołudnie.Muszę trochę rozprostować kości. Ja też  powiedziałem.Gdy wychodziliśmy z budynku, wskazałem na drewnianą tabliczkę. Rancho Blalocka.Zdaje się, że zajmuje się transportem morskim,prawda? Stal i koleje.Właściwie to nigdy nie było prawdziwe rancho.Wlatach dwudziestych konkurowali z  South Pacific , jeśli idzie opołączenia kolejowe Kalifornii z resztą kraju.Przymierzali się dobudowy lokalnej linii kolejowej San Bemardino-Riverside i kupili wobydwu okręgach spory kawał ziemi, należącej wówczas do wiosek.Zapłacili wysoką cenę za dużą działkę sadownikom w Willow Glen,którzy uprawiali tę ziemię od czasu wojny secesyjnej.W efekciepowstało coś, co oni nazywali ranchem.Ale nie było tam żadnychupraw ani hodowli, ogrodzili po prostu teren i zbudowali przed bramą wieżyczki strażnicze.A linia kolejowa nigdy nie powstała  kryzys.Powojnie odsprzedali ludziom małe działki.A kilka większychprzechwyciła inna korporacja. Jaka?Przejechała dłonią po włosach. Jakiś koncern lotniczy, którym kierował ten zwariowany miliarderBelding. Uśmiechnęła się. I tyle na dziś o historii Kalifornii,doktorze, koniec lekcji.Wkroczyliśmy na boisko.Szliśmy wolnym krokiem, mijając bieżnie,huśtawki, kierując się w stronę lasu, który jak dywan mienił się zieleniąu stóp gór. Czy Magna wciąż jest właścicielem tego terenu?  zapytałem. Większości.Ale oni nie chcą sprzedawać ziemi.Ludzie chcielikupować, ale nic z tego nie wyszło.W ten sposób Willow Glen zaczęłopodupadać.%7ładnych szans rozwoju.Więc stare rodziny dały zawygraną; sprzedali swoje posiadłości bogatym lekarzom i adwokatom,którzy jako niby sadownicy mogli zrobić odpis podatkowy, i koniec natym.Zatkane rowy irygacyjne, drzewa nieprzycinane, glebanieużyzniana.Na ogół nie fatygują się nawet, by przyjechać na zbiórplonów.W wielu miejscach ziemia wyschła, stwardniała jak cement.Więc ci nieliczni, którzy zostali w Willow Glen, zrobili się bardzopodejrzliwi i nieufni  są przekonani, że istnieje jakiś tajemny plandoprowadzenia wioski do całkowitego upadku, wtedy ludzie z miastawykupią za bezcen ziemię i ustanowią tu coś w rodzaju kondominium. O tym właśnie mówiła Wendy.Jej rodzice są tutaj nowi, przybysze z innych stron, dosyć naiwni.Ale ich przedsiębiorczość jest godna podziwu. Kto jest właścicielem tego skrawka ziemi, na którym mieszkająShirlee i Jasper? Magna. Czy wszyscy o tym wiedzą? Dowiedziałam się o tym od męża, a on nie rzucał słów na wiatr. Jak do tego doszło?  Tego nikt nie wie.Według słów mego męża  mnie tu wtedy niebyło  Ransomowie zjawili się w Willow Glen w roku pięćdziesiątymszóstym, przyszli do supermarketu po zakupy, bo wtedy był tusupermarket.Kiedy ludzie ich zagadywali, Jasper machał rękami,mruczał coś pod nosem i chichotał.Było jasne, że są upośledzeniumysłowo, dzieci, które nigdy nie dorosły.Panowała opinia, że uciekli zjakiegoś zakładu, może po prostu wysiedli z autobusu i znalezli się wtym supermarkecie całkiem przypadkowo.Ludzie im pomagali, gdybyło trzeba, ale nikt się nimi specjalnie nie interesował.Nie stanowiliżadnego zagrożenia. Ktoś się jednak interesował  powiedziałem. Pięćset dolarówmiesięcznie.Obrzuciła mnie badawczym spojrzeniem. Słucham? Widziałem ich książeczkę czekową.Leżała na komodzie. Na komodzie? I co ja mam z nimi zrobić? Tyle razy mówiłam, żebynie trzymali jej na wierzchu, albo żeby dali mi ją na przechowanie.Alenie chcą, jest dla nich chyba jakimś symbolem wolności.Potrafią byćuparci.Szczególnie Jasper.Widziałeś te okna z woskowanym papierem?Tyle lat minęło, a on wciąż nie chce się zgodzić na wstawienie szyb.Biedna Shirlee marznie w zimie.Zanosimy im z Gabrielem stosy koców,a pod koniec zimy są zapleśniałe, nie do użytku.Jasper w ogóle nieprzejmuje się zimnem.Trzeba biedakowi powiedzieć, żeby schronił sięprzed deszczem, bo inaczej zmókłby do suchej nitki. Potrząsnęłagłową. Na komodzie! Nie chodzi o to, że ktoś z okolicy mógłby imzrobić krzywdę, ale taką kupą pieniędzy nie należy się afiszować.Szczególnie w ich wypadku  dwoje bezbronnych, naiwnych ludzi. Kto im to przysyła? Nigdy się tego nie dowiedziałam.Nadchodzą każdego pierwszegodnia miesiąca, z Los Angeles.Zwykła biała koperta, adres napisany namaszynie, bez nadawcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl