[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po obu stronach drogi rozciągały się łąki pełne bratków i koniczyny, w którejbrzęczały pszczoły.Od czasu do czasu wprost pod stopami rozkwitały białe dywanystokrotek.Z dala uśmiechały się wody zatoki, wyglądające jak masy srebrzystego jedwabiu.Zatoka podobała się dziś El\biecie o wiele bardziej ni\ wtedy, gdy widziała ją gładką ibłękitną jak bladoniebieska satyna.Z rozkoszą zachłysnęła się wiatrem, który mruczałpieszczotliwie, jakby chciał się z nimi pobawić.- Jak miło jest spacerować z wiatrem - powiedziała El\bieta.- Z miłym, pachnącym i przyjacielskim wiatrem - rzekła Ania bardziej do siebie ni\ doEl\biety.- Zawsze nazywałam taki wiatr mistralem.Mistral pewnie te\ tak szumi.Byłabymbardzo rozczarowana, gdyby się okazało, \e mistral to nieprzyjemny, ostry wiatr.El\bieta niezupełnie ją zrozumiała.Nigdy nie słyszała o mistralu.Ale wystarczała jejmuzyka głosu Ani.Latająca Chmura była to długa i wąska wyspa le\ąca w odległości ćwierć mili odbrzegu.Wśród rosnących na niej drzew widniał dach domu.Mała El\bieta zawsze pragnęłamieć własną wyspę, a na niej kotlinkę pełną srebrzystego piasku.- Jak się tam dostaniemy?- Popłyniemy - powiedziała Ania, ujmując wiosło niewielkiej łódki, przywiązanej dopochylonego nad powierzchnią wody drzewa.Panna Shirley umiała wiosłować! Czy w ogóle istnieje cokolwiek, czego nie umiałabyzrobić? Gdy wylądowały na wyspie, okazało się, \e jest to jedno z tych cudownych miejsc,gdzie wszystko mo\e się zdarzyć.Takie wyspy istnieją tylko Jutro.Nie mają nic do roboty wprozaicznym Dziś.Mała słu\ąca, która otworzyła Ani drzwi, powiedziała, \e pani Thompson zbierapoziomki na odległym brzegu wyspy.Och, wyobrazić sobie tylko wyspę, na której rosnąpoziomki!Ania poszła na poszukiwanie pani Thompson.El\bieta miała poczekać w domu.Aniauwa\ała, \e dziewczynka jest zmęczona długim spacerem i przydałby się jej odpoczynek.El\bieta nie podzielała tego zdania, ale wola panny Shirley była dla niej święta.Słu\ąca zostawiła ją w pięknym pokoju pełnym kwiatów.Przez okno wiał wiatr odmorza.Dziewczynce podobało się lustro, które wisiało nad kominkiem.Odbijał się w nimcały pokój i okno, poza którym było widać kawałek zatoki i le\ące nad nią wzgórza.Nagle w drzwiach pojawił się jakiś człowiek.El\bieta przeraziła się.Czy to Cygan?Co prawda, inaczej sobie wyobra\ała Cygana, ale nigdy \adnego nie widziała.Postanowiła,\e jeśli ją porwie, to dobrze.Podobały jej się jego orzechowe oczy, skręcone włosy,kwadratowy podbródek i uśmiech.Gdy\ uśmiechnął się do niej.- Kim jesteś? - spytał.- Ja& ja& - jąkała się El\bieta, ciągle trochę przestraszona.- Tak, właśnie ty.Pewnie wynurzyłaś się z morza albo zgubiłaś drogę do dalekichłąk& i nie masz imienia znanego śmiertelnikom.El\bieta poczuła, \e ten pan trochę się z niej naśmiewa.Ale nie sprawiło to jejprzykrości.Nawet spodobało się.Jednak odpowiedziała dość ostro:- Nazywam się El\bieta Grayson.Zapanowało milczenie& bardzo dziwne milczenie.Przez chwilę obcy pan patrzył nanią bez słowa.Potem uprzejmie poprosił, \eby usiadła.- Czekam na pannę Shirley - wyjaśniła.- Przyjechała do pani Thompson w sprawieKoła Pomocy Pań.Kiedy wróci, pójdziemy razem na kopiec świata.No, teraz tylko spróbuj mnie porwać, panie Człowieku!- Naturalnie.Ale zanim ona nadejdzie, mo\esz chyba usiąść.Będzie ci wygodniej.Postaram się czynić honory pana domu.Co byś sobie \yczyła wypić? Pani Thompson mapewnie czarodziejski stoliczek Nakryj się.El\bieta usiadła.Czuła się dziwnie szczęśliwa i bezpieczna.- Czy mogę naprawdę powiedzieć, co bym chciała?- No pewnie.- Więc - rzekła El\bieta z triumfem w głosie - chcę lodów z d\emem truskawkowym.Człowiek zadzwonił po słu\ącą i wydał polecenie.Tak, to musiało być Jutro& bezwątpienia.Lody z d\emem truskawkowym nie zjawiają się w tak cudowny sposób.Dziś&choćby istniały czarodziejskie stoliczki.- Razem poczekamy na tę twoją pannę Shirley - powiedział obcy pan.Szybko się zaprzyjaznili, choć pan mówił niewiele.Za to wcią\ przypatrywał siędziewczynce.Na jego twarzy malowała się czułość; czułość, jakiej El\bieta nie widziała unikogo, nawet u panny Shirley.Czuła instynktownie, \e ten pan ją polubił.Ona te\ gopolubiła.Wreszcie pan wstał i spojrzał przez okno.- Obawiam się, \e muszę ju\ iść - powiedział.- Widzę, \e twoja panna Shirleynadchodzi, więc ju\ nie będziesz sama.- Nie poczeka pan na nią? - spytała El\bieta, wylizując ły\eczkę, \eby ani odrobinad\emu się nie zmarnowała.Babcia i Kobieta pewnie by umarły z oburzenia widząc ją teraz.- Nie - powiedział mę\czyzna.- Zobaczę ją kiedy indziej.El\bieta zrozumiała ju\, \ewcale nie zamierzał jej porwać.Czuła się nieco rozczarowana.- Do widzenia.Dziękuję panu - powiedziała grzecznie.- Tutaj, w Jutrzejszym Dniu,jest bardzo miło.- W Jutrzejszym Dniu?- To jest Jutro - wyjaśniła El\bieta.- Zawsze chciałam tam się znalezć i wreszcie misię to udało.- Aha, rozumiem.Có\, przykro mi stwierdzić, \e nie dbam zbytnio o Jutro.Wolałbymwrócić do Wczoraj.El\biecie zrobiło się \al tego pana.Czy mógł być nieszczęśliwy? Czy ktoś \yjącyJutro mo\e być nieszczęśliwy?W powrotnej drodze dziewczynka tęsknie patrzyła za oddalającym się wybrze\emLatającej Chmury.Po wyjściu z łódki obejrzała się raz jeszcze, aby ostatnim spojrzeniempo\egnać niknącą za grupą świerków wyspę.W tej chwili zza zakrętu wypadł kabriolet,zaprzę\ony w konie, nad którymi najwidoczniej woznica stracił panowanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]