[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W wyższych partiach, gdzie powietrze jest już rzadsze i rosną wrzosy.Strzelono mu w serce, a może w głowę, gdy się poddał.John Lavelle widział to ze swojejkryjówki.Jego własny brat.Bracia Irlandczycy.John i Willie, Jack i Tom, i Eneas.Od razu wiedziałam, że stało się coś strasznego, ale można to wiedzieć i niedopuszczać do świadomości.Taka myśl pojawia się z tyłu głowy, gdzie nie można nad niązapanować.Ale ból rodzi się z przodu głowy.Siedziałam tam, muszę wyznać, gorejąc miłością do męża.Ta jego sprawność wdziałaniu, nawet zdecydowany krok na chodnikach Sligo.Jego kamizelki, gabardynowypłaszcz czy trencz z czterema warstwami watoliny, buty o podwójnych skórzanychpodeszwach, które podobno nie wymagały żelowania (oczywiście tak nie było).Jegopromienna twarz i zdrowe rumieńce na policzkach, papieros w kąciku ust, tej samej marki,którą palił jego brat, Army Club Sandhurst.Jego muzykalność i pewność siebie, to, jak piąłsię coraz wyżej w świecie, jak był na to gotowy.I nie tylko, on zamierzał ten świat zdobyć,zdobyć Sligo i wszystko, co na wschód i na zachód, od Portugalii do morza , jak mówiłostare porzekadło, choć prawdę mówiąc, nie ma w nim sensu.Tom McNulty, człowiek, którymiał wszelkie prawa do życia, ponieważ czcił je, ciesząc się nim.O Boże, o Boże, siedziałam tam i siedziałam.Wciąż siedzę.Jestem na tyle stara, aby wiedzieć, że upływ czasu to tylko sztuczka, pozór.Wszystkozawsze tkwi w tym samym miejscu, właśnie się rozgrywa, właśnie się dzieje.Przeszłość,terazniejszość i przyszłość, wiecznie w głowie, jak szczotki, grzebienie i wstążki w torebce.Po prostu nie wrócił do domu.Tam, w Strandhill, w te wieczory, kiedy nie było tańców, kiedy czasami słyszało siętylko warkot starego samochodu, który jechał do wsi na górze, odzywała się sowa.Myślę, żeżyła pod Knocknareą, w miejscu, gdzie następuje ostry spadek terenu i powstaje rodzaj dolinyprowadzącej do morza.Ta sowa mieszkała na tyle blisko, że jej pohukiwania, ta sama,niezmienna nuta, niosły się wyraznie nad polami krzaków i nieużytkami.Pohukiwała ipohukiwała, jakby chciała coś powiedzieć.Czy stworzenia, które budzą się i polują w nocy,również w nocy nawołują samca albo samicę? Pewnie tak.Moje serce też nawoływało, wysyłając sygnał w ten inny, ludzki świat.Do Toma,żeby wrócił do domu, wrócił do domu.ROZDZIAA SIEDEMNASTYChyba musiałam tak siedzieć przez dwie noce.Chociaż wydaje się to wręczniemożliwe.Czyżbym nic nie jadła, nie wychodziła do ustępu za domem, ani razu nierozprostowała nóg? Czy może pamiętam tylko, że tam siedziałam, i gdy nad Strandhill zapadłzmierzch, wszystko się powoli uspokoiło, nawet barwy trawy, a od zatoki powiała nocnabryza, pod wpływem której moje róże zaczęły uderzać o szybę, w każdym razie młode pączki,stuk, stuk, stuk, jak sam Gene Krupa, gdy zaczynał wystukiwać rytm jakiejś melodii naperkusji.A potem, jak na zawołanie, usłyszałam, dochodzące drogą, potem tuż zza rogu iwreszcie zza drzwi, dzwięki Honeysuckle Rose, najpierw kilka nut, potem Harry B.uderzył wperkusję, dołączył się ktoś na klarnecie, jakby Tom, i wreszcie trzeci na pianinie,najwyrazniej nie ja, i po topornych uderzeniach zorientowałam się, że to być może sam StaryTom, a na gitarze rytmicznej prawdopodobnie Dixie Kielty, który uwielbiał ją jak dziecko,och, i melodia się rozwijała, przybierała na sile, pęd za pędem, kwiat za kwiatem, jak samokapryfolium10, choć w tamtych stronach zakwita ono pózniej.Oczywiście potem domyśliłam się, że jest sobota.Zorientowałam się po tej muzyce.Według Jiminy to świetna piosenka do gitarowego solo.Honeysuckle Rose.Bum, bum, bum - słuchać perkusję oraz wznoszące się i opadające,raz po raz, gitarowe akordy.Nawet wiejscy chłopcy ze Sligo szaleją na punkcie tej melodii.Umarłego porwałaby do tańca.Nawet niemy przyłączyłby się do solówek.Podobno, przynajmniej tak mówił mi Tom, Benny Goodman grał ten utwór w salachtanecznych przez dwadzieścia minut.Chętnie w to wierzę.Można by go grać przez cały dzieńi wciąż mieć w nim coś do powiedzenia.Bo, rozumiecie, to piosenka, która mówi.Nawet bezwokalisty, śpiewającego słowa.Więc.Więc poszłam tam.Zrobiłam to pod wpływem najdziwniejszego, zgubnego impulsu.Ubrałam się ładnie, w moją najlepszą sukienkę, pospiesznie umalowałam się, przeczesałamwłosy, upięłam je, włożyłam pantofle do występów na scenie, cały czas ciężko oddychając,potem wyszłam w wietrzną noc, czując jej chłód, tak że przez chwilę zadrżałam.Ale niezważałam na to.10Kapryfolium - po angielsku honeysuckle.Ponieważ wciąż myślałam, że może nic takiego się nie stało.Dlaczego? Bo nikt mi niepowiedział, że jest inaczej.Tkwiłam w nieświadomości.Było jeszcze wcześnie jak na tańce, ale już zjeżdżały się samochody ze Sligo, światłaich wielkich reflektorów przypominały łopaty przesuwające się po zrytej koleinami drodze.Wewnątrz pełne oczekiwania twarze, chłopcy stojący na stopniach tu i tam.Był to radosnywidok, najradośniejszy w Sligo.Im bardziej zbliżałam się do Plazy, tym bardziej czułam się jak duch.Plaza byłakiedyś domem letniskowym, salę taneczną dobudowano na jego tyłach, tak że od frontuwyglądała jak zwykłe domostwo, tyle że pokryte betonem, jakby ścięte.Nad dachemtrzepotała ładna flaga z napisem PLAZA.Nie było tu zbyt dużo świateł, ale któż by ichpotrzebował, skoro miejsce to stanowiło mekkę powszednich marzeń i myśli całegomiasteczka.Człowiek mógł przez cały tydzień pracować jak niewolnik, tkwić w nędznejrobocie, ale ponieważ istniała Plaza.To było coś więcej niż religia, mówię wam, te tańce.Tobyła religia.Jeśli ktoś nie mógł tu przyjść, nie pozwolono mu, czuł się jak.no cóż, jakekskomunikowany, jak ktoś niedopuszczony do świętych sakramentów, jak członkowie IRApodczas wojny domowej.Tacy chłopcy jak John Lavelle, oczywiście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]