[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nogi ciężą ołowiem, azmęczone powieki same zamykają się do snu.Powoli osuwa się na kobierzec zeschłej mura-wy i z twarzą zwróconą w niebo, popada w stan odrętwienia.We śnie zacierają się powoli koszmarne obrazy ostatnich dni.Nie ma już przy niej ani cy-nicznie uśmiechniętej wiedzmy Agaty, ani jej przyjaciela, Billa Monktona, o odrażającej,oszpeconej dziobami twarzy.Zniknął również Ludwik Blum, którego Anita najdłużej czułaprzy sobie, a zjawiły się ukochane osoby: dobrotliwie uśmiechnięta matka, opanowany zaw-sze nie zdradzający swych ojcowskich, gorących uczuć ojciec i.Stefan. Kochany, najdroż-szy chłopiec.Wszyscy są przy niej i serce Anity wzbiera nadmiarem szczęścia.Ale śpieszący się zawsze ojciec składa tylko na czole córki pocałunek i odjeżdża do fabry-ki; matka odchodzi do swego pokoju, a pozostaje tylko Stefan.Tylko dziwne, że zamiast zwykłego warkotu motoru odjeżdżającego z ojcem auta dziew-czyna słyszy jakby ciężkie stąpanie kopyt końskich, które miast się oddalać, staje się corazbliższe i wyrazniejsze.Anita chce zapytać o to Stefana, ale odgłos ten urywa się nagle idziewczyna niespodziewanie widzi nad sobą pochyloną, twarz obcego człowieka w dużymcowboy skim sombrero. Kto to być może?. myśli z wysiłkiem i lęk na powrót wpełza do duszy dziewczyny.Nie jest to jednak to samo trwożne uczucie, jakiego doznawała na widok Ludwika Bluma.Ichoć czerstwa, ogorzała twarz nieznajomego ma w sobie coś z rysów drapieżnych bestyj, niebudzi jednak odrazy, a przeciwnie, przykuwa do siebie wpółsenne spojrzenie Anity.Jakiś czas patrzą sobie w oczy i na oblicze nieznajomego wypełza życzliwy, szczeryuśmiech zadowolenia.Anita chce coś powiedzieć, lecz nie może zdobyć się na ten niewielki wysiłek. Omdlałe zwyczerpania członki nie pozwalają, jej się nawet poruszyć.Mężczyzna w sombrero znika jej z pola widzenia.Dziewczyna słyszy teraz jedynie odda-lające się jego kroki.Nie wie czy było to tylko przywidzenie, czy też istotnie ktoś tu był przyniej i patrzał na nią przepastna głębia czarnych oczu.Ale w minutę pózniej znów słychać te same co przedtem stąpania i nieznajomy na powrótpochyla się nad nią.Przykłada jej do spieczonych warg niewielka blaszankę i sączy powolijakiś orzezwiający, zimny napój.Anita pije chciwie i czuje jak siły wstępują w nią, na nowo irozpraszają się ostatnie półsenne przywidzenia.57 Teraz już zdaje sobie dokładnie sprawę z tego, gdzie jest i co ją otacza.Pragnie się nawetpodnieść, co widząc nieznajomy obejmuje ją delikatnie i bez żadnego wysiłku sadza na wy-sokiej kulbace, stojącego obok wierzchowca, po czym sam lekko skacze na siodło.Jadą szerokim rozfalowanym stepem.I choć do tej pory nie zamienili z sobą jednego sło-wa, Anita instynktownie wyczuwa, że ten nieznajomy, nocny włóczęga stepu, który odnalazłją uśpioną pośród zeschłych burzanów, wpółdziki cowboy, nie uczyni jej żadnej krzywdy imoże mu w pełni zaufać.Chce więc przemówić do niego, obawia się jednak spłoszyć tę drzemiącą wokół ciszę prze-rywaną jedynie miękkim stąpaniem niepodkutych kopyt konia i chrzęstem roztrącanych ba-dyli.Ale kiedy po godzinie drogi znalezli się na niewielkim pagórku, cowboy pierwszy prze-rwał przedłużające się milczenie: Miss to już niedaleko  rzekł, a jego niski melodyjny głos brzmiał jakoś nieśmiało jakbyz zażenowaniem. Widać już nawet ogniska naszych koczowisk  wskazał ręką na zachód iAnita, spojrzawszy w tym kierunku dostrzegła, choć nikły, ale wyrazny blask płonącego ogni-ska.Nie odrzekła nic, tylko poprawiła się nieco na wygodnej kulbace z wysoką meksykańskąkulą, co widząc cowboy, objął ją silniej i zapytał troskliwie: Może siodło zbyt twarde?.Pozwól miss to podłożę mój kaftan. Dziękuję.nie trzeba.Jest mi całkiem wygodnie  zaprotestowała żywo dziewczyna.Przykro mi tylko, że panu sprawiam tyle kłopotu. Jaki tam pan. mruknął tamten z pogardą. Jestem cowboy; Jack cowboy i nic wię-cej.A co do kłopotu, to bądz miss tego pewna, że choćby do Nebraski gotów jestem cię od-wiezć a będzie to dla mnie jedynie wielkim szczęściem. Dlaczego nie na ruchliwy wschód do New Yorku, lub Chicago?  spytała, nie chcąc odrazu zdradzać miejsca, z którego tutaj przybyła. Tam są zli ludzie, miss. odparł Jack z przekonaniem. Dawniej, będąc jeszcze chłop-cem, wędrowałem tam wiele razy z tabunem koni, lub pędząc bydło do Chicago.Poznałemtamten świat; świat zbrodni, obłudy i kłamstwa, gdzie dla białego centa sprzedaje się sumie-nie, honor a nawet odbiera drugim życie.To kraj przeklęty!Cowboy umilkł i znów jechali w milczeniu, Kołysząc się w takt stąpań konia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl