[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie chcę skrzywdzić Breta ani samej dać się zranić.- Zeszłej zimy Bret okropnie cierpiał.Przyjechał tu pewnego dnia i przegadałz Samem całą noc.Ginny spojrzała na swoje dłonie wsparte o blat stołu.Czuła się jakmorderczyni.- Wiesz, wszystko da się naprawić - ciągnęła Laura - pod warunkiem, że tegochcesz.- To nie jest takie łatwe - odparła Ginny tłumiąc łzy.Laura poczekała, aż przyjaciółka się uspokoi i powiedziała pogodnie:- Czy wiedziałaś, że Bret oświadczył mi się w chwilę po tym, jak mniepoznał?- Nie.SR- Oczywiście tylko żartował.Drażnił się z Samem.Nie zdziwił mnie jednakwasz szybki ślub.Bret zawsze wie dobrze, czego chce.Pragnął Ginny.Po przygodach, jakie spotkały ich w ubiegłym tygodniu, irozmowie przeprowadzonej następnego dnia przestała się martwić o to, co przy-niesie przyszłość.Nadal jednak nie chciała niczyjej krzywdy.Kiedy obiad był już gotów, Ginny poszła na górę.Bret i Sam kładli właśnieostatnią rolkę tapety.Pogratulowała im szybkości.Stęskniony za żoną Sam umył ręce i popędził na dół.Bret zatrzymał się naszczycie schodów, przyciągnął Ginny do siebie i pocałował ją.Ginny przywarła do niego rozkoszując się ciepłem Breta i słodyczą jego warg.W oczach zalśniły jej łzy.Nie zdawała sobie z nich sprawy, dopóki Bret ich nieosuszył.- O czym myślałaś? - spytał, pocierając nosem o jej policzek.- Byłam trochę zazdrosna.- Z powodu dziecka?- Częściowo tak - zarumieniła się.- Ale głównie na widok ich wspólnegoszczęścia.- Kiedy się poznali, napotykali na same trudności.Jednak udało im się jepokonać - podkreślił Bret.- Są małżeństwem już od półtora roku.- Tylko o dwa tygodnie dłużej niż my, gdybym.- Gdybyś nie popełniła błędu, rozwodząc się ze mną - dokończył.Ginny spojrzała na niego nieco przestraszona tym oskarżeniem, ale Bretuśmiechnął się tylko.- Wszystko jest do naprawienia - dodał powtarzając myśl Laury.- Możemyspróbować dziś w nocy.- Przestań - przytuliła się do niego, kryjąc zawstydzoną twarz.W wesołym nastroju zasiedli do obiadu.Gdy już kończyli jeść, zawyła syrenastraży pożarnej.Jednocześnie w domu Sama zadzwonił telefon.Nikt nieSRpofatygował się, by go odebrać.Laura zerwała się na nogi i pobiegła po kurtkęmęża, a Sam zaczął szukać w salonie kluczyków do samochodu.Jako członekochotniczej straży pożarnej miał obowiązek stawić się na każde wezwanie.Ginny zobaczyła ze dziwieniem, że Bret również wstaje.Okrążył stół ipocałował ją w policzek.- Jadę z Samem.Wpadnę po ciebie pózniej.Lauro - zwrócił się do bratowej -czy pożyczysz mi jakiś aparat fotograficzny? Zwykle wożę swój w samochodzie,ale dziś zostawiłem go w redakcji.Może zrobię parę zdjęć do gazety.Ginny powoli podniosła się od stołu.W ułamku sekundy zrozumiała, że Bretnie zmienił się ani na jotę.Nadal gotów był ryzykować życie dla zdobycia cieka-wych materiałów do gazety.Odłożyła zmiętą serwetkę i podeszła do niego.Sam pocałował Laurę i wybiegł.Bret sprawdzał aparat fotograficzny.- Nie jedz - powiedziała przerażonym głosem.- Mam nie jechać? Dlaczego? - zdziwił się.- Bo to jest niebezpieczne - mógłbyś nawet stracić życie, dodała w myślach.- Sam przecież pojechał - spojrzał na Laurę, szukając u niej wsparcia, ale tajedynie wzruszyła ramionami i wyszła z pokoju.- Sam jest wyszkolonym strażakiem - rzekła Ginny.Jeśli Bret wyjdzie teraz, wszystko, co jej mówił, straci sens.Może nawetchce, żeby do niego wróciła, ale nie zmienił się.Wciąż goni za sensacją, co omalgo nie zabiło.- Dam sobie radę.- Tak jak wtedy z handlarzami narkotyków?- Ginny, to nie to samo.- Skąd możesz wiedzieć?Zarzucił sobie aparat na ramię.- Porozmawiamy po moim powrocie.- Już mnie tu nie będzie - odpowiedziała Ginny.SRBret spojrzał na nią z wściekłością.- Mogłem się tego spodziewać - wyszedł i trzasnął drzwiami.Oszołomiona Ginny oparła się o ścianę.Nic się nie zmieniło.Nagłe wyjścieBreta zabolało ją równie mocno jak dawniej, ponieważ wciąż kochała go tak samojak wtedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]