[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak.21 - Ici? - Du Berry wskazał na podłogę piwnicy. W tym domu? To zupełnie nie wtwoim stylu, Aleksandrze!- To w związku z ogłoszeniem, jakie dałem w sprawie prac w ogrodzie.Będzie musiałazobaczyć i dom.- Ona?- Tak, ona.- Aleksander spojrzał na przyjaciela pragnąc, aby znikł z jego twarzyuśmieszek.- To brzmi interessant.Powiedz coś jeszcze.Aadna, brzydka, inteligentna? - Uniósł ręcena wysokość piersi i wykonał ruch zrozumiały dla wszystkich mężczyzn na świecie,niezależnie od języka.Aleksander zignorował go i postawił przed sobą następną skrzynkę do pakowania.Zastanawiał się, jak opisałby Oliwię Travanelle.Tak, była młoda, ale miała w oczach cośbardzo dojrzałego, jakby żyła znacznie dłużej, niż wskazywałyby jej lata.Tak, była ładna, alenie piękna.Jej urok polegał na naturalności, począwszy od burzy rudych włosów, poprzezsmukłą figurkę, skończywszy na rozsądnym stylu ubrania.Jeśli dobrze pamiętał, nie byłaumalowana, ale jej jasna cera i żywe niebieskie oczy nie wymagały pomocy kosmetyków.Po-myślał, że chyba pomylił się, uznając jej drobną posturę i smukłe kończyny za oznakęsłabości.Po rozmowie z nią był pewien, że okaże się zwinna i wytrzymała jak terier.Nie byłow niej żadnej sztuczności, co stanowiło, jego zdaniem, wyjątek u płci pięknej i fakt, że istniejątakie kobiety, bardzo go zaintrygował.Czyżby Oliwia Travanelle rzeczywiście była takaprostolinijna i bezpośrednia, na jaką wyglądała? Chciałby to sprawdzić.- Nie bardzo jest o czym mówić, du Berry  odpowiedział w końcu. Jest po prostukobietą.- Po prostu kobietą? I dlatego stoisz rozmarzony, gapiąc się na tę skrzynkę?- Naprawdę? - Aleksander wyszczerzył zęby zdumiony i uniósł wzrok, a w tej właśniechwili w drzwiach pojawiła się bohaterka rozmowy.W jednej ręce trzymała torebkę, w drugiejaktówkę.Szeroki uśmiech Aleksandra zmienił się na jej widok w delikatny i pełen podziwu.Niesforne loczki i kremowa cera stanowiły żywy kontrast z surową, kamienną ścianą, na którejtle się pojawiła.Wyglądała jak jego nimfa z ogrodu.- Przepraszam, że przeszkodziłam - powiedziała, wskazując głową na drzwi za sobą - alenie ma dzwonka.- Nie przeszkodziła pani w niczym ważnym.- Aleksander otarł dłonie o spodnie ipodszedł do niej.- Niczym ważnym?  dramatycznie jęknął du Berry.- Widzę, że traktujesz mnie jakpyłek.Aleksander obrócił się do kobiety, która z trudem powstrzymywała uśmieszek, i wskazałna przyjaciela.- Madame Travanelle, pozwoli pani, że przedstawię mojego starego przyjaciela, Gilbertadu Berry.- Specjalnie wymówił jego imię po francusku, żeby Oliwia nie popełniła tego błędu,wymawiając je z angielska, bo przyjaciel poczułby się bardzo urażony.- Miło mi pana poznać. Przesunęła torebkę na ramię, żeby mu podać rękę, alewyglądała na niezadowoloną, gdy du Berry uniósł ją do ust.- Enchanti, madame  powiedział cicho, trzymając jej dłoń.- Aleksander nie oddałprawdy, opisując pani urodę.- Tak?  odpowiedziała chłodno.Aleksander uchwycił jej zaniepokojone spojrzenie i zorientował się, że nie lubi, gdy się oniej rozmawia.Czy ta kobieta nie potrafiła docenić komplementu? A może nie wierzyła, jeślipochodził od osoby tak sztucznie się zachowującej jak du Berry.A może komplementy na niąnie działają? To byłoby coś nowego.Powściągnął uśmiech i obserwował jej reakcję razem zprzyjacielem.Oliwia uniosła głowę.22 - A co takiego miał pan Chaubere do powiedzenia na mój temat?- %7łe jest pani po prostu kobietą.- Nie zdziwiło mnie to.Uwolniła rękę z lekkiego uchwytu du Berry'ego i ułożyła torebkę i aktówkę gestemurzędowym.Aleksander był pełen podziwu dla kobiety, która oparła się towarzyskiemuurokowi Gilberta.- Ha!  zaśmiał się du Berry, wskazując na nią. Kobieta, która potrafi uchwycićprawdziwe oblicze Aleksandra Chaubere'a poprzez jego zewnętrzny urok.Jestem we wra-żeniu.- Pod wrażeniem - poprawił Aleksaneder.- Nie sądzę, żeby pan Chaubere starał się specjalnie ukryć swój prawdziwy charakter -odpowiedziała wyniośle, nie patrząc w jego stronę.- Ale ukrył panią, robiąc pani wielką krzywdę.Pani jest jak obrazek.Cudownepołączenie świeżości i mody, jakiego nie widziałem od dziesiątków lat! - Du Berry zwrócił siędo Aleksandra.- Wyobrażasz ją sobie, Aleksandrze, ubraną a la polonaise, jak młodawieśniaczka?Uśmiech zastygł na ustach Oliwii i spojrzała wzburzona na Aleksandra, który chrząknął.- Sposób ubrania madame Travanelle jest najzupełniej odpowiedni, du Berry.A dopracy, jaką ma tu wykonywać, strój pastereczki byłby zupełnie nie na miejscu.- Co za szkoda! - zmartwił się du Berry.- Czy ma pan zamiar zaoferować mi tę pracę?  zapytała Oliwia.- Tak.- Chociaż jestem tylko kobietą?- Tak.Przemyślałem to.- Czyżbyś był już zupełnie zdesperowany, mon ami  wtrącił du Berry, zdumiewającopoważnie, co mu się często zdarzało, kiedy próbował być poważny - bo że nikt w całymCharleston nie chce u ciebie pracować, gdyż uważają cię za.- Dosyć, Gilbercie - ostrzegł go Aleksander.- Przestań, bo madame Travanelle naprawdęsię obrazi.Nie potrafił ukryć zdenerwowania w głosie.Du Berry cofnął się o krok.- Czy to prawda? - spytała Oliwia.- Nikt nie zgłosił się na to ogłoszenie?- Nie.- Nie miał innego wyjścia, jak wyznać prawdę.Niech diabli wezmą du Berry'ego ijego długi język.Aleksander nie miał już żadnej karty przetargowej.- I nie chciałbym jużdłużej odwlekać tej roboty.- Chce pan powiedzieć, że zaoferował mi tę pracę z desperacji?- No.- Aleksander zauważył jej przenikliwy wzrok -niezupełnie, madame.Zaimponowała mi pani znajomość Dezalliera.Niewielu ludzi zna praceosiemnastowiecznego architekta krajobrazu.- Gdyby poświęcił mi pan trochę więcej czasu na rozmowę, odkryłby pan, że mam owiele większe kwalifikacje.- Przyznaję, że.- Ale nie różni się pan niczym od innych aroganckich, egocentrycznych mężczyzn [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl