[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pochylił się nadmnichem i jednym zdecydowanym szarpnięciem zerwał mu kaptur zgłowy.Z odrazy aż go odrzuciło kilka kroków.Apostata nie przypominał człowieka.Larwę raczej, wielkiego robakao białej twarzy, wyłupiastych oczach i nagiej czaszce pokrytejróżowymi plamami.Mały, starczy łepek osadzony na chudej, pełnejzmarszczek szyi kręcił się na boki, wił, unikając światła.Nie takpowinien wyglądać dumny pan monastyru, który tubalnym rechotempodkreślał swoją władzę nad życiem i śmiercią. Aleś ty obmierzły! mruknął Kalikst. Tyś człek czy jakiś demon,wielki robal czy co& ? O Jezu& Ohyda!Znać, że spędził lata w mroku, bez światła, stąd ta jego bladość.Ale nawet z punktu widzenia wiwerny muszę przyznać, że tamleczna gęba jest odrażająca&Widząc, że wyłupiaste, zaczerwienione oczy sługi Satanaela zarazwyskoczą z orbit, Belzebub dał znak Mrghh, by nieco poluzowałaucisk.Wiwerna uniosła lekko łapę. Kchrr& Rrrr& bełkotał mnich, z wysiłkiem łapiąc powietrze.Tak, głosiłem plugastwa& Tak, nie mylisz się, co innego mówiłemprzed chwilą& Ale to nie była prawda& Każdy na moim miejscu&zrobiłby wszystko, by się bronić.Przywracając mi część mojejduszy, przywróciliście mi człowieczeństwo.Cały ludzki strach izagubienie.Opuściły mnie wszystkie demony.Tak! Gdy tylkopowróciła słaba część mojej duszy, golemy, które ulepiłem,rozpadły się w pył.Demony wezwane mocą moich modlitw znajmroczniejszych zakamarków piekieł odeszły, patrząc na mnie zewzgardą i odrazą.Wtedy też pojąłem, że opuścił mnie Satanael,odtrącił jak bękarta&Słowa apostaty przeszły w zduszony charkot.Wiwerna znówprzygięła go do kamieni.Miesza prawdę z kłamstwem, co wychodzi na jedno: łże.Zmienił sięo tyle, że przepełniła go słabość, sparaliżował lęk.Jednak niewyzbył się podłości.Jest taki sam jak niegdyś.Kalikst gestem poprosił ją, by zwolniła nacisk.Syknęła gniewnie,ale zrobiła to. O dzięki, dzięki! skamlał zakonnik.Belzebub patrzył na niego z odrazą i wspominał długie tygodniespędzone w strachu i niepewności w klatce zawieszonej nadprzepaścią.Przed oczami stanął mu ten dzień, a może ta noc, gdyCzarny Mnich gotował jego sobowtóra w oleju.Gdy najohydniejszepotwory o wynaturzonych kształtach rozrywały blizniaka nastrzępy& Wreszcie gdy on sam, Kalikst Belzebub, dzgał Zoe,piękną, słodką Zoe, szablą pod serce, a pózniej przybił jej wciążżywe ciało do krzyża i gwałcąc, odebrał ostatnie tchnienie.Toostatnie wspomnienie zbudziło w nim dziką furię, przyspieszyłobicie serca.Gdy jednak spojrzał na skrzywioną w błagalnymgrymasie bladą twarz człowieka-larwy, ogarnęło go znużenie irezygnacja.W mgnieniu oka cała nienawiść spłynęła zeń jakbrudna woda chlapiąca w konstantynopolitańskich ściekach. Mrghh& nie mogę& Zabiłem w swoim życiu setki ludzi.Większość z nich po tym, gdy ten satanaelski robal odebrał miczęść duszy.Ale teraz& Nie mam już siły& Nie chcę babrać się wjego krwi& Ty to zrób.Wiwerna zatrzepotała skrzydłami.Cofnęła się, wypuszczając spodswych łap łkającego zakonnika.Prawdę mówiąc& zabijanie ludzi nie jest moim ulubionymzajęciem& Przyznam się, że tak naprawdę& nie zabiłam nicwiększego niż owca.Niech będzie, raz się zdarzyło, żerozszarpałam jakiegoś wychudłego wołu, który uciekł wieśniakom izbłądził na wyżynach& Ale do zabijania ludzi czuję jakąś odrazę.Nawet jeżeli wiem, że to plugawa bestia, a nie człowiek, to nie&Nie potrafię& Mogę mu połamać ręce i nogi& Jednako wolę, byś tyodebrał mu żywot, jeżeli tego pożądasz.Cofnęła się pod ścianę jaskini i usiadła, zamykając oczy. Gamoto! warknął gniewnie Belzebub. Sądziłem, że będzie zciebie jakiś pożytek! Jakże to, nie chcesz zemsty?! Przecież dla tejchwili, dla tej zemsty przyleciałaś tu ze mną! Nie chcę tego słyszećnawet! Musisz to zrobić!Sądziłam, że ty dokonasz zemsty za mnie i na moich oczach, a jabędę czerpać radość z twoich czynów.Apostata najwyrazniej pojął doskonale, w czym rzecz.Z chytrymuśmieszkiem i dzikim błyskiem w oku skoczył na równe nogi i rzuciłsię pędem w drugi kąt jaskini.Nim Belzebub zdążył mrugnąć,Czarny Mnich wbiegł w ocieniony zakamarek na końcu skalnegopomostu i zniknął w osłoniętej mrokiem czeluści.Zapadła cisza.Kompletnie zaskoczony Kalikst rozdziawił gębę ijęknął: Patrz, jaki kurwisyn& Wziął i nawiał& Tam pewno jakiś tunel&Dał chodu i tyle go widzieli!Wiwerna również nie kryła zdziwienia.Fuknęła gniewnie ipomyślała:Trzeba było go przygwozdzić mocniej& I nie puszczać.Ale ty samchciałeś.Machałeś na mnie, żebym go nie dusiła.Nagle z korytarza dobiegłby niepokojące odgłosy szamotaniny.Jakby coś albo ktoś przeszkodził mnichowi w ucieczce.Usłyszeli krótki wrzask, potem przeciągający się charkot, odgłosycięcia, trzask kości.Wreszcie zapadła cisza.Z tunelu wyszła Zoe.W prawej dłoni trzymała nóż upuszczonywcześniej przez Czarnego Mnicha.Lewą dłonią podrzucała odcięty łeb apostaty.Krew bryzgała naboki, tworząc w powietrzu fantazyjne wzory niczym sznury koralimodnej damy na dworze basileusa. Chciał nawiać! krzyknęła dziewczyna, dławiąc się od nerwowegośmiechu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]