[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Głowy się nie wynurzają - powiedział ktoś i rozległa się salwa śmiechu.- Boże - jęknęła Debora.- Moglibyśmy się skupić? Mamy tu dwa ciała.I będzie ich więcej, pomyślałem, a Mroczny Pasażer zadrżał lekko, jakbybardzo dzielnie walczył z pokusą ucieczki, ale to było wszystko i nie zaprzątałemsobie tym głowy.9 Nie śnię.To znaczy, jestem pewien, że w którymś momencie normalnego snuprzez moją podświadomość muszą paradować obrazy i urywki jakichś bredni.Podobno zdarza się to wszystkim.Jednak nawet jeśli mam sny, to jakoś nigdy ich niepamiętam, co podobno nie zdarza się nikomu.Dlatego zakładam, że nie śnię.Nic więc dziwnego, że doznałem szoku, kiedy tej nocy obudziłem się wramionach Rity, krzyczałem coś, czego nie mogłem dosłyszeć; było tylko echomojego zduszonego głosu, dochodzące z otulającej mnie ciemności, chłodna dłońRity na moim czole i jej szept: - Już dobrze, kochanie, nie zostawię cię.- Dziękuję ci bardzo - wychrypiałem.Odkaszlnąłem i usiadłem prosto.- Miałeś zły sen.- Poważnie? O czym? - Wciąż nie pamiętałem nic prócz moich krzyków iniejasnego poczucia zagrożenia osaczającego mnie, samego jak palec.- Nie wiem.Krzyczałeś  Wróć! Nie zostawiaj mnie samego.- Odchrząknęła.- Dexter.wiem, że jesteś trochę zestresowany ślubem.- A skąd.- Chciałabym, żebyś wiedział, że nigdy cię nie zostawię.- Znów sięgnęła pomoją rękę.- Zawsze będziemy razem, misiu.Nigdzie cię nie puszczę.- Przysunęła sięi położyła głowę na moim ramieniu.Nie bój się.Dexter, nigdy cię nie zostawię.Choć nie znam się na snach, byłem prawie pewien, że moja podświadomośćnie martwiła się zbytnio o to, czy Rita mnie zostawi.To znaczy, taka możliwośćnawet nie przyszła mi do głowy, co wcale nie dowodziło zaufania z mojej strony.Poprostu o tym nie pomyślałem.Prawdę mówiąc, nie miałem pojęcia, czemu w ogólechciała ze mną być, więc ewentualne rozstanie stałoby się równie wielką zagadką.Nie, to odezwała się moja podświadomość.Jeśli krzyczała z bólu wywołanegogrozbą porzucenia, doskonale wiedziałem, co boi się stracić: Mrocznego Pasażera.Mojego serdecznego kumpla, nieodłącznego towarzysza podróży przez smutki i ostreprzyjemności życia.Za tym snem krył się strach przed utratą czegoś, co było ważnączęścią mnie, co mnie wręcz określało przez całe moje życie.Najwyrazniej kiedy to dało drapaka do kryjówki na miejscu zbrodni przyuniwersytecie, doznałem większego wstrząsu, niż przypuszczałem.Nagły i mocnoprzerażający powrót sześćdziesięciu pięciu procent sierżanta Doakesa rozbudziłpoczucie zagrożenia, a dalej to już prosta sprawa.Podświadomość dorzuciła swojetrzy grosze i podsunęła mi sen na ten temat.Wszystko jasne - psychologia dla początkujących, podręcznikowy przypadek, nic, czym należałoby się martwić.To dlaczego wciąż się martwiłem?Bo Pasażer nigdy dotąd nawet się nie wzdrygnął i nadal nie wiedziałem,czemu zrobił to teraz.Czy Rita miała rację co do stresu związanego z nadchodzącymślubem? A może te dwa bezgłowe ciała nad przyuczelnianym jeziorem rzeczywiściemiały w sobie coś, co wypłoszyło ze mnie Mrok?Nie wiedziałem - a ponieważ Rita w pocieszaniu mnie zaczęła przechodzić odsłów do czynów, nie zanosiło się, żebym miał się tego wkrótce dowiedzieć.- Chodz tu, kotku - szepnęła.Ostatecznie w podwójnym łóżku nie bardzo jest dokąd uciec, mam rację?Następny ranek upłynął pod znakiem obsesji Debory na punkcie odnalezieniabrakujących głów dwóch trupów spod uczelni.Jakimś sposobem wyciekła do prasyinformacja, że policja szuka dwóch czaszek, które gdzieś się zawieruszyły.To byłoMiami i naprawdę spodziewałbym się, że zaginiona głowa wzbudzi mniejszezainteresowanie mediów niż taki korek na autostradzie numer 95, ale fakt, że byłydwie głowy, i podobno młodych kobiet, wywołał spore poruszenie.Kapitan Matthewsdoskonale wiedział, jak wiele warta jest każda wzmianka o nim w prasie, ale nawetjemu nie podobał się opryskliwy, histeryczny ton, który zdominował wszystkie relacjena ten temat.I tak oto wszyscy znalezliśmy się pod presją; kapitan przycisnął Deborę, a onaprzerzuciła swoje brzemię na nas.Vince Masuoka nabrał przekonania, że dostarczyjej klucz do całej sprawy, jeśli tylko ustali, która dziwaczna sekta odpowiada za to, cosię stało.Skutek był taki, że tego ranka wsadził głowę do mojego gabinetu, bezżadnego ostrzeżenia obdarzył mnie swoim najlepszym sztucznym uśmiechem ipowiedział, głośno i wyraznie:- Candomble.- Wstydz się - powiedziałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl